Ogólnie o edycji

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Roxy
sole survivor
Posty: 2661
Rejestracja: 25 mar 2010, 00:00
Winners at War: Parvati
Survivor AU All Stars: Shonee
Kontakt:

Ogólnie o edycji

Post autor: Roxy »

Nie ma takiego tematu, albo go nie widziałam, a przecież są na forum osoby, które nie wypowiadały się gdy edycja była emitowana :)

Awatar użytkownika
ciriefan
sole survivor
Posty: 5963
Rejestracja: 27 mar 2010, 00:00
Winners at War: Natalie
Survivor AU All Stars: Shonee
Kontakt:

Post autor: ciriefan »

Confessionals w tym sezonie:

1. Russell- 8 / 3 / 2 / 4 / 5 / 3 / 3 / 3 / 4 / 5 / 5 / 7 / 8 / 8
TOTAL= 68
AVERAGE= 4.86


2. Parvati- 2 / 0 / 2 / 0 / 1 / 1 / 2 / 2 / 6 / 8 / 2 / 3 / 4 / 7
TOTAL= 40
AVERAGE= 2.86


3. Rupert- 8 / 1 / 2 / 0 / 1 / 2 / 2 / 0 / 2 / 5 / 5 / 4 / 6 / X
TOTAL= 38
AVERAGE= 2.92


4. Coach- 11 / 1 / 5 / 3 / 2 / 1 / 3 / 6 / X / X / X / X / X / X
TOTAL= 32
AVERAGE= 4.00


5. JT- 5 / 3 / 2 / 2 / 3 / 2 / 1 / 3 / 2 / 5 / X / X / X / X
TOTAL= 28
AVERAGE= 2.80

6. Sandra- 3 / 0 / 0 / 0 / 0 / 0 / 0 / 4 / 3 / 2 / 4 / 3 / 2 / 6
TOTAL= 27
AVERAGE= 1.93

7. Colby- 7 / 0 / 0 / 1 / 2 / 4 / 3 / 1 / 0 / 1 / 2 / 0 / 0 / 3
TOTAL= 24
AVERAGE= 1.71


8. Amanda- 5 / 0 / 0 / 3 / 4 / 2 / 0 / 1 / 1 / 3 / 2 / X / X / X
TOTAL= 21
AVERAGE= 1.91


9. Jerri- 3 / 1 / 2 / 0 / 1 / 0 / 1 / 1 / 3 / 0 / 1 / 1 / 4 / 3
TOTAL= 21
AVERAGE= 1.50


10. Rob- 5 / 4 / 1 / 3 / 2 / 2 / 3 / X / X / X / X / X / X / X
TOTAL= 20
AVERAGE= 2.86


11. Tom- 5 / 3 / 2 / 5 / 2 / X / X / X / X / X / X / X / X / X
TOTAL= 17
AVERAGE= 3.40


12. Candice- 3 / 1 / 1 / 1 / 1 / 1 / 0 / 2 / 0 / 0 / 2 / 0 / X / X
TOTAL= 12
AVERAGE= 1.00


13. James- 2 / 2 / 1 / 0 / 2 / 1 / X / X / X / X / X / X / X / X
TOTAL= 8
AVERAGE= 1.33

14. Danielle- 2 / 0 / 0 / 0 / 0 / 0 / 0 / 3 / 0 / 0 / 1 / 2 / X / X
TOTAL= 8
AVERAGE= 0.67

15. Cirie- 4 / 0 / 0 / 3 / X / X / X / X / X / X / X / X / X / X
TOTAL= 7
AVERAGE= 1.75


16. Stephenie- 2 / 4 / X / X / X / X / X / X / X / X / X / X / X / X
TOTAL= 6
AVERAGE= 3.00


17. Tyson- 1 / 0 / 1 / 2 / 0 / 2 / X / X / X / X / X / X / X / X
TOTAL= 6
AVERAGE= 1.00


18. Randy- 1 / 1 / 3 / X / X / X / X / X / X / X / X / X / X / X
TOTAL= 5
AVERAGE= 1.67


19. Courtney- 1 / 1 / 0 / 0 / 0 / 0 / 1 / 1 / 0 / X / X / X / X / X
TOTAL= 4
AVERAGE= 0.44


20. Sugar- 2 / X / X / X / X / X / X / X / X / X / X / X / X / X
TOTAL= 2
AVERAGE= 2.00

Karolina
2nd voted out
Posty: 17
Rejestracja: 11 sie 2012, 00:00
Kontakt:

Post autor: Karolina »

To chyba temat dla mnie w takim wypadku. 20 sezon Survivoru który ma etykietę podobno najlepszego (jeżeli chodzi o te 20 sezonów, bo nie wiem jak później było). W każdym bądź razie czy on był taki najfajniejszy ? Szczerze, dla mnie nie. Na pewno był na wysokim poziomie, aczkolwiek były lepsze. Cast był bardzo dobry, tym bardziej bolały mnie eliminację np. Steph czy Cirie które pod wpływem opinii nie mogły inaczej zagrać ani się wykazać i szybko opuściły program. A naprawdę jeżeli o nie chodzi, to miałam spore nadzieje.

Jeżeli chodzi o zadania, to chyba wszystkie były z poprzednich sezonów, o ile się nie mylę. Za wysokiego poziomu też nie było, liczyłam troszeczkę na więcej. Jedynie może trochę finałowe zadanie przyniosło mi emocji. Ale po za tym jestem rozczarowana.

Co do finału to chyba wyjdę wszystkim naprzeciw i napiszę, że kompletnie nie podoba mi się wygrana Sandry. Niestety ale dla mnie bezbarwna osoba tej edycji, w finale też mnie nie zachwyciła, jakoś do mnie nie przemawia jej gra, i mojego głosu by raczej nie otrzymała. Kto powinien wygrać? No cóż, jeżeli o mnie chodzi to do chyba tego momentu nie umiem powiedzieć. Chyba z lekką przewagą Parvati, mimo tego, że z Russellem mieli praktycznie taką samą strategię, to ona lepiej pokazała się w wyzwaniach. Chociaż z drugiej strony Russell wykonywał dobre ruchy, tak jak np. sytuacja z eliminacją Tysona. Ale znowu jego social. Gdyby on chociaż trochę lepiej się zachowywał to by wygrał, no ale ten typ tak ma :D

I jeszcze jedno zdanie na temat Reunion, nie wiem czy ktoś z Was zauważył, albo może ja mam tylko takie wrażenie, ale Russell zachowywał się jakby był spokojnie po kilku drinkach :D Ale to może mi się tylko wydawało.

majkel21
7th voted out
Posty: 124
Rejestracja: 02 lut 2012, 00:00
Kontakt:

Post autor: majkel21 »

Tyson zepsuł sezon , szkoda bo Parvati i Russell mieli mega farta.
Co do Cirie sie nie zgadzam.Miała sojusz większości więc nie mozna powiedzieć ,ze to przez opinie jak większość była z nią w sojuszu.

Sorek
3rd voted out
Posty: 20
Rejestracja: 04 mar 2014, 00:00
Kontakt:

Post autor: Sorek »

Dla mnie jedenn z lepszych sezonów.Śmiało można nazwać go prawdziwym All Stars.

Jestem rozczarowany zwycięscą.Sandra nie zasłużyła na wygraną.Od początku było widać że ona oraz Courtney ciągną plemię Złoczyńców w dół. Potem idiotyczny ruch Tysona zmienił bieg gry a Sandra dalej została bo nikt nie widział w niej zagrożenia. Jej gra na wyzwaniach to jedno wielkie zero.
Inni grali, walczyli a ona nic nie grała tylko cichutko przechodziła dalej. Nie wykonała żadnego strategicznego ruchu. Russel uratował Parvati , potem Parvati zdobyła przewagę dla Złoczyńców, ryzykując swoje odpadnięcie.

Parvati powinna to wygrać.Prowadziła bardzo dobrą grę, wygrywała zawody i wiedziała z kim się ustawić aby zajść jak najdalej.

Sandra wygrała przez kompleksy jury że pozostała dwójka była zwyczajnie lepsza od ich wszystkich. Russela mogli nie lubić ale Parvati zasłużyła na wygraną. Takie 0 jak Sandra wygrała dwa razy. Zal.pl

frasiek
sole survivor
Posty: 1106
Rejestracja: 27 gru 2010, 00:00
Kontakt:

Post autor: frasiek »

Karolina pisze: Niestety ale dla mnie bezbarwna osoba tej edycji, w finale też mnie nie zachwyciła, jakoś do mnie nie przemawia jej gra, i mojego głosu by raczej nie otrzymała.
Nikt nie wie jakby głosował, po tym jak musiałby na własnej skórze doświadczyć towarzystwa Russella.

Awatar użytkownika
tombak90
sole survivor
Posty: 2663
Rejestracja: 12 mar 2011, 00:00
Lokalizacja: Poznań
Winners at War: Tony
Survivor AU All Stars: David
Kontakt:

Ogólnie o edycji

Post autor: tombak90 »

O Gaude Mater, nie wiem jak ja tu jeszcze mogłem nie mlasnąć żadnego podsumowania po bodaj dwóch latach. Ale skoro już tylu tu ostatnio archeologów, to i ja się w końcu musiałem przemóc, bo wszystkie stejtsowe dzieła obhejcone, a tylko tutaj ani śladu jadu.

Tym bardziej, że sezon rozkoszny. Naprawdę nieźle dobrali sobie tym razem żołnierzyków i poza nielicznymi łodefakami większość zupełnie przyzwoicie korespondowała z motywem. Jak widać, Leśne Skrzaty z tych czasów już Probstowi wymarły i te układające cast pod Game Changers nie są już takie bystre.

*Sandra – o ile w siódemce jakoś tam sobie skakała na łapu capu i można było mieć wątpliwości, czy faktycznie taka z niej łobuziara, o tyle tutaj pokazała kawał dobrego gejmpleja. Poskromiła te swoje latynoskie piposwędy i wzięła sprawę na przeczekanie, wyrabiając sobie na boku dobry socjal z herosowymi trupami. Zwycięstwo zdecydowanie zasłużone i w mojej kwadratowej przyłbicy nie mieści się jak Bonnie & Clyde mogli dopuścić ją do F3 mając obok daremną w tej odsłonie Jerri.
*Parvati – ładny występ, no ale gdzieś tam rozumiem, dlaczego przegrała. Chyba nie miała za bardzo pomysłu pod jakim kątem na się zaprezentować jurorom: w socjalu rozwalała ją Sandra, a w rojbrowaniu na Radach, mimo prawilnej akcji z Jerri i Danielle, jednak rozwalał ją Russell. To był raczej sezon na zasadzie albo-albo.
*Russell – dalej będę tupał i darł japę, że dziewiętnastka powinna być jego, no ale tutaj już jednak trochę przykopcił. Na Radach były dymy, skręty i albańskie rytmy, ale socjal zdecydowanie niedopasowany, zwłaszcza jeśli z góry wiesz, że grasz przeciwko plemieniu heroes, czyli w skrócie osobom, które na czole miały napisane "hej hej, cenię uczciwość, bolą mnie zdrady i w ogóle jestem debilem".
*Jerri – zawsze pozostanie gdzieś tam w serduchu jako jedna z moich ulubionych surwopostaci, no ale tym razem zawiodła strasznie. Przez cały sezon pokazała zero życia i miała taką minę, że aż przypomniał mi się pewien mem ze zmęczonym piesełem, którego ktoś przebrał w babciny beret i podpisem "no i tak się jakoś pomału żyje na tej naszej wsi". To przekwitanie to jednak musi być straszna sprawa.
*Colby – podobnie. To znaczy na początku nawet mnie zaciekawił jak tam sobie na etapie plemiennym wojowali razem z Tomem przeciwko murzyńskiemu wodzowi ze szczepu DwaAjdoleWDupe, no ale potem już kaszana okrutna. Najlepszą ilustracją niech będzie scenka jak laski drapały się o tę hotelową wskazówkę do ajdola, a on stał sobie między nimi jak taka leluja, zamiast ruszyć pięknej Amandzie na ratunek. Do kompletu powinien jeszcze podrapać się po cipce i powiedzieć ałaaa, no nie w szczepionkęęę.
*Rupert – wydupcył go Fairplay, wydupcył Boston, w przyszłości wydupcy sam siebie, więc nic nie stało na przeszkodzie, żeby tym razem i Russell nie mógł sobie poużywać. No po prostu tak bliskich "kontaktów" z legendami mógłby pozazdrościć Marinhos :mrgreen: Może przy dwunastym występie ogarnie, że rolą dobrego i ufającego ludziom Hagrida raczej się w surwajwory nie wygra.
*Danielle – aiiiidźty, daremna byłaś, daremna zdechniesz. Już w Panamie uznałem ją za, jak to się modnie w survoslangu mówi, overrated, a tutaj zdecydowanie to potwierdziła. Mały propsik jedynie za tę dzicz w oczach przy szamotaninie o ajdola. Aż się prosiło, żeby przypadkiem stłukła jakąś lampę naftową, uciekła przez okno i oddaliła się z tego hoteliku z wiedźmim chichotem, zostawiając w tle wrzaski fajczących się żywcem ludzi.
*Candice – gdzieś tam się nie mogła zaaklimatyzować w tym towarzystwie i wszyscy od początku traktowali ją mniej więcej tak poważnie jak tabliczki z napisem "szanuj zieleń". I dobrze, bo hejcę bardzo mocno.
*Amanda – no nie ma zbyt ciekawego tego charakteru, to prawda, ale ja wciąż będę się upierał, że jednak bym ruchał. Tym razem numerki się sypły i Probst wreszcie mógł sobie klapsnąć tym gasidełkiem w jej pochodnię, no ale ładna walka.
*JT – ten to jest dopiero ogóras :lol: :lol: :lol: Nie rozumiem kompletnie jak on mógł wygrać na tych brazylijskich pustyniach, których nazwy nigdy nie potrafię poprawnie zapisać i chyba aż z ciekawości odświeżę sobie ten sezon. Może jak wtedy celebrował wygraną na swoim ranczu z innymi kapuśniakami, to dostał petardą w ucho i tak mu już od tego czasu zostało.
*Courtney – mało jej było, a szkoda, bo miluśka. W tym wcieleniu zapamiętam ją głównie z postawienia się Probstowi na Radzie, kiedy po raz kolejny przeżywał swoje amory do big boyów i chciał ją ukradkiem wrzucić pod Jelcza.
*Coach – no tutaj to wyszedł z tym swoim ruchem na takiego pajacyka, że aż go szkoda. Poziom pomyślunku samoańskiego Johna. Parwatka pewnie z rozpędu rozłożyła przed nim nogi po programie.
*Bostonrobmariano – ogólnie bez zarzutu: ukręcił sobie w plemieniu całkiem pokaźne planktonarium do wspólnych planów i wszystko byłoby gucio gdyby nie to, że wcześniej występował w starych sezonach i nie wiedział, że od tego czasu Einstein wymyślił już ajdole.
*James – ten to ma życie pod górkę, jeszcze bardziej niż jego przodkowie w tym jakimś Kongo Bongo :lol: Już drugi raz odpada przez to, że gdzieś się tam obtłukł. Steph chyba to sobie u Fatimskiej wymodliła. Musieli się później świetnie razem bawić na tej jakiejś wycieczce, którą organizują trupom z pre-merga, żeby zwolnić Ponderosę jurorom. –"Hejhej, grupo, uśmiechnijcie się ładnie do wspólnego zdjęcia na tle tego wodospadu". – "Szpiehhhdalaj".
*Tyson – motyw jego odpadki był tak dziwaczny i przerysowany, że przypominało to villaina z bajki, który dopiero po przebiegnięciu stu metrów w powietrzu i spojrzeniu w dół orientuje się, że zaraz spadnie na pysk. W tym przypadku wewnętrzny Antoni przejął nade mną kontrolę i niucham, że Probsty musiały tu z nim nakręcić jakąś komedyjkę, no bo aż kurna nie wierzę.
*Tom – tutaj graba, kolejne udane wcielenie, z tym tylko, że karty nie ułożyły się po jego stronie. Dobrze by go było jeszcze postalkować telefonami o kolejny powrót.
*Cirie – tradycyjnie prawilny występ, właściwie dostała tym ajdolem po gaciach czystym przypadkiem, bo i u JT nie doszukiwałbym się większego pomyślunku niż rozrachunki czy dzisiaj zagoni bizony do wodopoju przez las czy przez łąkę.
*Randy – jakoś tak daremnie tym razem wyszło i w sumie nie do końca rozumiem, co go ostatecznie ugotowało. W IC-kach byli przecież na czysto, więc mógł tam jeszcze trochę pobrykać pod kloszem i przydać się jako głos któremuś z tych ogórków. Po mrocznym flircie z Corinne pod gabońskim niebem wydawałoby się, że całkiem dobrze dogaduje się ze złolami.
*Stephenie – no japę to ona zawsze miała rozgrzaną, tylko nigdy przedtem nie obróciło się to przeciwko niej. Kiedyś musiało.
*Sugar – no i co te dragi robią z człowiekiem? Mam nadzieję, że po tych cyrkach na Ponderosie zapakowali jej szybko jakiegoś czopa w dupsko, wywieźli w kaftanie na oddział, położyli na jednej sali z laską, która myśli, że jest Maryją i trochę ją tam na prozacu potrzymali, żeby mogła wydobrzeć i jakoś wyjść na prostą, bo aż szkoda takiej ładnej buzi.
"Dziś prawdziwych villainów już nie ma..."

Awatar użytkownika
Fenistil
1st jury member
Posty: 196
Rejestracja: 22 sie 2017, 21:27
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Ogólnie o edycji

Post autor: Fenistil »

Jakoś straciłem całą chęć i zapał do długich podsumowań obejrzanych sezonów osoba po osobie, a zaległości rosną, więc postaram się nieco zmienić format. ;)

Na wszelki wypadek:
---lekki SPOILER ALERT (wcześniejsze sezony) ---

Sezon był świetny, kładzie na łopatki poprzednie All-Stars i to właśnie jemu należy się takie miano. Przede wszystkim do castu zostali wybrani właściwi ludzie i nie można się właściwie prawie do nikogo przyczepić. Jedynie Candice była dla mnie w Cook Islands stuprocentowym villainem i choć jej obecność w tym sezonie jest w porządku, to nie rozumiem z jakiego powodu znalazła się w przeciwnym plemieniu. No i wymieniłbym Danielle - ledwo już pamiętam jej grę z jej sezonu, nie była aż tak wyrazistą postacią jak pozostali.

Dla pre-merge'u największe znaczenie miał durny ruch Tysona z głosowaniem na Parvati wbrew wcześniejszym ustaleniom o podziale głosów, przez co reszta jego sojuszu (Rob, Courtney, Sandra) miała potem przechlapane. Szkoda, bo Rob całkiem ładnie to sobie z dziewczynami układał. Oczywiście przeskok Jerri też miał spore znaczenie i choć wydawał mi się mało sensowny, to może jednak jej się opłacił - z tak pasywną grą czwarte miejsce to i tak sporo. U Villains najbardziej mi było szkoda Randy'ego - liczyłem na małą powtórkę z Gabonu, ale niestety plemię pozbyło się go szybko, a nawet przez te 9 dni w grze kamera omijała go szerokim łukiem. :/

U Heroes natomiast mieliśmy Sugar i jej natychmiastowe huśtawki emocjonalne, Stephenie i Toma od początku na wylocie (choć Tom przynajmniej sensownie próbował coś ugrać z JT) oraz kolejną kontuzję Jamesa, który w tym sezonie był z charakteru wyjątkowo nieprzyjemny. W sumie bardzo ucieszyło mnie tak wczesne odpadnięcie Cirie. Uwielbiam ją, ale to by było w pewnym sensie frustrujące gdyby ludzie nie uczyli się na błędach innych i znowu pozwolili jest dojść do F4. A już się powoli zaczynała rozkręcać. :D

Po merge'u natomiast Heroes padli ofiarą zbyt pochopnego wyciągania wniosków. W sumie im się nie dziwię, że postanowili dać szansę planowi z przekazaniem HII Russellowi, bo było ich mało, a na ten rzekomy sojusz kobiet rzeczywiście sporo wskazywało i pozwalało to im zyskać kluczowego sojusznika. Nie powinni jednak mówić o swoich przypuszczeniach głośno przy przeciwnym plemieniu (bo Russell od razu mógł sobie ułożyć strategię na podtrzymanie tych przypuszczeń) ani też uznawać czegokolwiek za pewnik, jak zrobił to JT.

Potem Candice dała się omamić Russellowi i to był koniec dla Heroes. Głupio zrobiła, bo przeciągnięcie Sandry było dla niej dużo lepszą opcją. W międzyczasie z woli Russella poleciała także Danielle, która w tym sezonie też jakoś znacząco się nie wyróżniła i była tylko pomocnicą Parvati. Żeby się od Russella potem odwrócić, trzeba by się było sprzymierzyć z pozostałymi Heroes (Rupertem i Colbym), co byłoby samobójstwem, więc mógł sobie na to pozwolić. Swoją drogą to trochę smutne, jak upadła legenda Colby'ego. Po jego wypowiedziach na reunionie widać jednak, że Survivor przez te lata znacząco się zmienił i nie był już dla niego tym, czym dawniej. Colby rozczarował mnie jeszcze pod jednym względem - gdy na nagrodzie Amanda podniosła z podłogi zostawioną tam przez Danielle wskazówkę do HII, kazał jej to oddać, jakby miał już całkiem wywalone na grę. A przecież formalnie Amanda znalazła to na podłodze, podczas gdy Danielle twierdziła, że niczego nie znalazła. :D

No i finaliści: Russell, Parvati i Sandra. Przede wszystkim niesamowicie cieszę się ze zwycięstwa Sandry. Wciąż zachowała swój ostry charakter, ale bardziej sama siebie kontrolowała i nie miała już żadnych niesympatycznych akcji jak w Pearl Islands. Oczywiście miała trochę szczęścia, że oszczędzono ją do merge'a, ale potem grała bardzo ładnie. Próbowała coś ugrać z Heroes, ale robiła to bardzo sprytnie i skrycie, przez co gdy tamci dwukrotnie ją olali, mogła bezpiecznie wrócić do sojuszu Villains i wszystkich przekonać, że jest niegroźnym numerkiem, który chce tylko jak najdalej dotrwać w grze. Russell się na to nabrał i drogo go to kosztowało, a ja bardzo się ucieszyłem, że moja pomerge'owa faworytka sezonu sięgnęła po zwycięstwo.

Parvati wycisnęła z tej gry chyba tyle, ile tylko mogła. Dosłownie wszyscy od początku upatrywali w niej największe zagrożenie i sprzymierzenie się z Russellem to chyba jedyna rzecz, którą mogła zrobić. Ostatecznie do zwycięstwa całkiem niewiele jej zabrakło i też byłby to zrozumiały wynik patrząc na to, jak miała trudno i jak z tym wszystkim sobie poradziła.

Natomiast Russell nic się nie nauczył od poprzedniego sezonu. O ile wciąż uważam, że w Samoa powinien był to wygrać, to tutaj już grubo przesadził. Nie tylko był agresywnym graczem, ale też agresywnym człowiekiem i były sytuacje, które mógłby rozegrać bardziej taktownie, gdyby tylko zechciał. Może myślał, że o ile banda amatorów z Samoa się na jego "geniuszu" nie poznała, to profesjonaliści to docenią - na szczęście nic z tego. To już powinno mu dać do myślenia, ale zamiast tego woli się wykłócać, że gra jest zepsuta. :lol:

Saw
8th jury member
Posty: 760
Rejestracja: 15 wrz 2017, 12:41
Winners at War: Michele
Survivor AU All Stars: Shonee
Kontakt:

Ogólnie o edycji

Post autor: Saw »

Ten sezon był mega!!! Wiele nieprzewidywalnych i zwariowanych akcji oraz świetna obsada. Wszyscy uczestnicy to byli gwiazdy poprzednich sezonów. Chyba najlepszy ze wszystkich do tej pory obejrzanych przeze mnie sezonów All Stars. Ale dwa poprzednie też był na wysokim poziomie. Co do motywu to mi się podobał, choć co niektórzy aż za bardzo brali sobie go do serca. Nie do końca zgadzam się z przynależnością niektórych osób do danej grupy. Z jakiej racji J.T, Candice czy też James byli w Heroes. Jakoś nie pamiętam żeby w swoich poprzednich sezonach zrobili coś heroicznego, a Candice śmiało wrzuciłbym do złoczyńców. No dobra J.T stracił ząb podczas zadania i może dzieki temu uznali go za Heroe :lol:
Przyczepiłbym się do editu w pierwszych odcinkach. Cały czas na pierwszym plenie pokazywano facetów, a kobiety zostały olane. Smuci mnie to tym bardziej że dziewczyny były zdecydowanie ciekawsze i warto było je pokazywać.
Zadania nie zachwycały. Myślałem że wybiorą te zdecydowanie najciekawsze ze wszystkich edycji. A tu się trafiła nawet ta nudna konkurencja z kręglami. Ale IC w finałowej czwórce wynagrodził wszystko. Uwielbiam to zadanie, bo daje tyle emocji. Pamiętam je doskonale z Amazonii. Tu o mało nie zeszedłem na zawał jak Russell, Parvati i Jerri w tym samym czasie doszli do immunitetu.

Na uwagę zasługuje to że w tym sezonie było sporo ukrytych immunitetów. Ale jakoś nie były wciskane na siłę, no może z wyjątkiem tego ostatniego gdzie Jeff przeczytał wszystkim wskazówkę na głos. Dzięki nim było sporo zwrotów akcji i ciekawych momentów.
Jeszcze dodam że cieszę się że nie było żadnych bezsensownych polowań na poprzednich zwycięzców, tak jak to było w ósmym sezonie.

Sugar - kompletnie jej nie poszło w tym sezonie. Ale gdzieś tam podejrzewałem że w tym plemieniu za długo nie pobędzie. Oczywiście duże znaczenie w tak szybkiej eliminacji miały też jej płacze. Ja ją zapamiętam w tym sezonie tylko z tego śmiesznego podrywania Colby'ego i z tego że Sandra ściągnęła jej stanik podczas konkurencji o nagrodę.
Stephanie - uwielbiam tą dziewczynę i wielka szkoda że tak szybko odpadła. Ale wszyscy widzieli duże zagrożenie w jej relacji z Tomem. Zrobiła na mnie ogromne wrażenie, że po tym jak nastawili jej bark, ona dalej była gotowa do walki. Dziewczyna jest niesamowita i dla mnie jest największą bohaterką w dziejach programu.
Randy - nie poszło mu za dobrze, choć nie głupie było to jego przekonywanie reszty do głosownia na Parvati. Była przecież taka możliwość że uczestnicy z Mikronezji na późniejszym etapie połączą siły. Wydaje się że też trochę złagodniał i nie był już takim wstrętnym zgredem jak ostatnio.
Cirie - moja kochana tak szybko odpadła :( I to jeszcze w momencie jak zaczęła się rozkręcać. Mądrze dobrała sobie Candice jako sojuszniczkę i wydawało się że nów zaczyna przejmować stery nad grą. Choć wydaje mi się że lepiej byłoby gdyby wybrała drugi sojusz, ale podobno Tom za nic nie chciał jej po swojej stronie. J.T widząc w niej wielkie zagrożenie postanowił ją zblindsidować.
Tom - pozytywnie mnie zaskoczył. W Palau jakoś szczególnie za nim nie przepadałem, ale tu pokazał się z fajnej strony. Podobało mi się jak stanął w obronie Stephanie, gdy James ją bezsensownie zaatakował. Zachował się jak prawdziwy Heroe. Przyznam że grał też całkiem dobrze. Gdyby numerki były po jego stronie to zdziałałby dużo więcej.
Tyson - po raz pierwszy chyba zawodnik sam się wyeliminował z gry :D Co on odwalił to ja do tej pory nie wiem. Jedyne wytłumaczenie to chyba to że nie chciał dogrywki i chciał sie szybciej najeść. No bo nie da się inaczej wytłumaczyć dlaczego zmienił swój głos na Parvati. Może też być tak, że Russell go podpuścił, a ten chciał wykonać duży ruch. Jedno jest pewne, koleś po raz kolejny nie popisał się strategią. Choć obecność w sojuszu Rob'a była dobra, to jednak jak sam coś chciał zdziałać to wyszło beznadziejnie.
James - przeginał w tym sezonie i to bardzo. Naskoczył na moją kochaną Stephanie, rzucił całą siłą w Randy'ego ciężkim workiem podczas zadania i ogólnie był niemiły dla innych . Cały czas udowadniał że powinien być w plemieniu złoczyńców, bo do bohaterów się nie zaliczał. Po raz pierwszy nie jest mi żal że złapała kogoś kontuzja. Tak jak go nawet lubiłem w Chinach, tak teraz nie cierpię.
Rob - mam wrażenie że wróciło więcej Rob'a z Markizów niż z All Stars. Jakoś nie przekonał mnie w tym sezonie. Znów był zbyt arogancki i pewny siebie. Nie docenił Russella i to był jego błąd. Na początku stworzył naprawdę dobry sojusz, ale jak widać rozpadł się jak domek z kart.
Coach - ten to nadal sobie żył w tym swoim zwariowanym świcie. Nadal mnie wkurzało to że poświęcano mu tyle czasu, choć graczem co tu dużo mówić był marnym. Ładnie Russell się z nim rozprawił. Zapłacił za głupotę jaką popełnił, odwracając się od Rob'a. Jeszcze się ośmieszył chcąc podać mu dłoń po jego eliminacji.Wydaje mi się że on poza programem jest normalniejszy i nie robi z siebie już takiego głupka.
Courtney - szkoda że tak mało ją pokazywali, bo dziewczyna zazwyczaj ma wiele ciekawego do powiedzenia. Trochę się dziwię że Villains to ją zamiast Sandry postanowili wyeliminować. Według mnie ona była bardziej godną zaufania. Też ją zapamiętam z tego jak odgryzła się Probstowi na jednej z rad plemienia, gdzie ten próbował wepchnąć ją pod busa.
J.T - w Tocatins był mi obojętny, ale tu go bardzo nie lubiłem. Może też dlatego że pozbył się moją Cirie. Grał nawet logicznie przez pierwszą część, ale to co odwalił przed połączeniem :shock: Kolejny którego można dopisać do najgłupszych ruchów w historii. Rozumiem że podejrzewał że w plemieniu złoczyńców jest sojusz kobiet, ale żeby posunąć się do takiej rzeczy. Jak można zrobić taki ruch opierając się jedynie na podejrzeniach. Rozumiem że nie widział jak grał Russell w poprzednim sezonie, no ale przez coś przecież trafił do plemienia złoczyńców. Szybko jednak za tą głupotę z oddaniem HII zapłacił. Śmieszyło mnie to że za nic nie dał sobie wmówić że Russell próbuje go przechytrzyć. Zaufał mu całkowicie i nieźle się na tym przejechał. List jaki dołączył do HII wymiatał :D Tak jakby Russell "król ukrytych immunitetów" nie wiedział jak go dobrze używać.
Amanda - lubię ją, ale w tym sezonie była strasznie nijaka. Niczym szczególnym się nie wyróżniła. Do tego w jakimś stopniu też przez nią Heroes ponieśli klęskę po połączeniu. Gdyby nie dała się tak łatwo rozszyfrować Parvati, to wszystko ułożyłoby się inaczej. Jedyne dobre, że była przeciwna oddawaniu Russellowi HII. Chyba jak jedna trzeźwo wtedy myślała.
Candice - bardzo mocno trzymałem za nią kciuki, bo po tym jak odpadły Cirie i Stephanie była najciekawsza w plemieniu bohaterów. Naprawdę ładnie sobie poczynała do czasu zdrady własnego sojusz. Ale wydaje mi się że nie głupio wtedy kombinowała. Wiedziała że Heroes są udupieni, to łapała okazję i próbowała dzieki Russellowi wmieszać się w sojusz Villains. Zaryzykowała, ale nie miała wtedy nic do stracenia. Niestety się nie udało, a dodatkowo bohaterowie całkowicie ją u siebie skreślili.
Danielle - polubiłem ją jeszcze bardziej niż w Exile Island. Cieszyło mnie że tak blisko trzymała się z Paravti. Najbardziej rozwaliła mnie jej walka z Amandą o wskazówkę do HII. Pokazała dziewczyna że ma charakter i nie da sobie w kaszę dmuchać. Szkoda że Russell tak się uparł że musi rozdzielić ją z Parvati i załatwił to w tak beznadziejny sposób . Widać że dziewczyna nie wytrzymała tego wszystkiego psychicznie i emocje wzięły górę. Niepotrzebnie też mówiła na radzie o tej bardzo bliskiej relacji z Parvati. To był gwóźdź do jej trumny.
Rupert - jak ja tego człowieka nie trawię :x Nie mogę go słuchać ani na niego patrzeć. Jeszcze w All stars tak nie irytował, ale tu to była masakra. W Pearl Island robił za pirata, a tu za wielkiego bohatera. On chyba nie rozumie że bez kłamstw się tej gry nie wygra i nie można kierować się tylko uczciwością. Jedyny plus dla niego za to że ładnie udawał że znalazł HII. Dzieki temu się uratował i niestety został dłużej.
Colby - co się z nim stało w tym sezonie? Ja rozumiem że od ostatniego jego startu minęło sporo czasu, ale żeby aż tak spróchnieć :o W drugim sezonie to on wymiatał w zadaniach i robił spore wrażenie, a tu się ośmieszał w prawie każdej konkurencji. Do tego nie było widać po nim motywacji. Cały czas miałem wrażenie że jest tam jakby za karę i nie cieszy go udział. A jak na złość doszedł prawie do końca. Zdarzały mu się momenty gdzie próbował się zebrać w sobie i powalczyć, ale było tego za mało. To już nie był ten stary dobry Colby. Najbardziej mnie rozwaliło jak miał wywalone na walkę Amandy z Danielle o wskazówkę do HII. To mogło pomóc jego sojuszowi odwrócić niekorzystną sytuacje, ale oczywiście postąpił honorowo i kazał oddać wskazówkę Danielle.
Jerri - cóż to za przemiana. W porównaniu z Australią to zupełnie inna osoba. Aż mnie zaskoczyła że stała się taka miła. W grze niczym się nie wyróżniła. Odwróciła się od Rob'a i przeskoczyła do Russella co wydaje się że nie było głupie z perspektywy czasu. Jednak za bardzo trzymała się w cieniu i strasznie dała się manipulować. Co kazał jej Russell to robiła.
Russell - nie da się ukryć, że on gra tak żeby dojść do końca, a nie żeby wygrać. Popełnił identyczne błędy co w sezonie poprzednim. Grał naprawdę dobrze, ale zapomniał o elemencie socjalnym. Znów traktował wszystkich z góry i był w stosunku do nich arogancki. Mam wrażenie że on chce wykonywać wielkie ruchy, ale zapomina że ludzie których eliminuje później przyznają komuś wygraną. Gra efektownie, ale w ostateczności nie daje mu to zwycięstwa. Trzeba przyznać że miał nieco ułatwione zadanie, bo inni uczestnicy nie widzieli jego gry z Samoa. Przez co też wyszła ta cała śmieszna sytuacja z HII J.T. Niesamowite było to jak zdołał trzy osobowym sojuszem przejąć kontrolę nad grą. Za grę strategiczną należy mu się szacunek, ale człowiekiem jest marnym. Jego występ na Reunion tak samo żałosny jak ostatnio. Znów nie mógł się biedny pogodzić z porażką.
Parvati - uwielbiam tą dziewczynę. Myślałem że w tym sezonie za wiele nie ugra, bo od pierwszego odcinka wszyscy chcieli się jej pozbyć. Do tego nie miała liczb po swojej stronie. Ale ona pokazała grę na najwyższym poziomie. Mądre było założenie sojuszu z Russellem. Później jeszcze bardzo mocno związała się z Danielle i miała oddaną sojuszniczkę, która o wszystkim jej mówiła. Akcja z oddaniem ukrytych immunitetów Sandrze i Jerri to było mistrzostwo świata. To było bardzo ryzykowne zagranie, ale pokazała że zrobi wszystko by uratować Villains. Dzięki temu też zdobyła większe zaufanie obu pań, które się przydało w późniejszym etapie. Do
końca grała bardzo dobrze i najbardziej zasługiwała na wygraną. No ale drugie miejsce też nie jest złe. Ona jest stworzona do tej gry. Zaskoczyły mnie jej występy w zadaniach. Nie spodziewałem się że będzie aż tak wymiatać.
Sandra - nie przeszkadza mi jej zwycięstwo. Uważam że w jakiś sposób na nie zasłużyła. Lubię ją za to że potrafi pokazać pazurki. Jej docinki Russell'owi były świetne. A to jak spaliła mu kapelusz to było mistrzostwo :D Grała całkiem dobrze, choć nie tak efektownie jak pozostała dwójka finalistów. W Villains była w dobrym sojuszu, ale później musiała zdać się na łaskę Russella. Dotrwała do połączenia i wtedy próbowała przemówić do rozsądku bohaterom, ale oni byli tacy głupi że nie było na to szans. Nadal musiała być w sojuszu Villains. Niepostrzeżenie zbliżyła się do Parvati i razem grały do końca.

Awatar użytkownika
Davos
6th jury member
Posty: 582
Rejestracja: 16 lut 2019, 01:44
Kontakt:

Ogólnie o edycji

Post autor: Davos »

Pisałem już sporo o tym sezonie przy okazji podsumowań poszczególnych odcinków, ale chcę jeszcze zrobić ogólne podsumowanie całego sezonu i wszystkich uczestników.
Przede wszystkim uważam, że ten sezon był rewelacyjny i na pewno uznam go za jeden z moich ulubionych spośród tych dwudziestu, które do tej pory obejrzałem. Oczywiście głównym powodem tej opinii jest formuła + cast, czyli powrót 20 gwiazd. Już samo w sobie byłoby to dla mnie powodem do wielkiej radochy, bo uwielbiam sezony z powrotami znanych i dobrych graczy, a tutaj jeszcze nie kombinowano np. z 3 plemionami jak w pierwszym All Stars, tylko po prostu zrobiono plemie "Dobrych" i "Złych". Miodzio pomysł :) Do tego fajnie dobrano do tych plemion graczy i jedynie w nielicznych przypadkach miałem pewne wątpliwości, jak np. co do Candice, która jak dla mnie w Mikronezji była ewidetnie villainem, a nie herosem. Danielle z kolei aż takim villainem nie była. Brakowało mi też paru osób jak Jonathan, Eliza, Yul, Yau-Man, Ethan, Lex, Kathy czy Johnny Fairplay. No, ale nie można mieć wszystkiego, poza tym większość z wyżej wymienionych miała już okazję zagrać drugi raz. A sezon i tak wyszedł genialnie - mnóstwo strategii i ogrywania się nawzajem, dwie bardzo szalone rady (pozdro Tyson i Parvati), krążące ukryte immunitetu, wtopa J.T. i tak dalej... :) Finałowa trójka też mi się bardzo podobała, bo składała się z trzech osób, które grały najmocniej, choć każdy trochę inaczej. Zwycięstwo Sandry zasłużone, choć gdyby wygrała Parvati, też nie mógłbym się do niczego przyczepić. Villainsi generalnie robili świetne wrażenie, Herosi niestety nieco gorsze. I jeśli miałbym się do czegoś przyczepić to właśnie do Herosów - raz, że kilka razy dosyć dziwnie eliminowali osoby na radach, a dwa, że niektórzy Herosi bardzo rozczarowali (głównie Colby, który był cieniem samego siebie sprzed lat, choć nie tylko on...).
Przez moment bałem się, że radochę z gry popsują mi medicale, zwłaszcza po pierwszych odcinkach, gdzie było sporo kontuzji. Na szczęście udało się naprawić bark Stephanie, Rupert do końca walczył mimo złamanego palca, a Boston Rob pomimo zasłabnięcia był w stanie wrócić do gry. I tylko James miał dużo poważniejszy problem, choć nawet on nie opuszczał gry na noszach, a dopiero po radzie plemienia.
Jedynie zadania mogłyby być trochę ciekawsze. Rozumiem, że w jubileuszowym sezonie postanowiono po prostu powtarzać zadania z poprzednich edycji, ale szkoda, że tak wiele z nich polegało na koncentracji, a tak mało np. na szybkości. Dopiero finałowe zadanie o immunitet dostarczyło mi prawdziwych emocji, jakich oczekiwałem po tym aspekcie gry.
Ale tak czy siak sezon wyszedł super i bawiłem się dobrze przy każdym odcinku, nie wyłączając reunion :)


Teraz indywidualnie:

Sugar - zepsuła Herosom zadanie z układanką, ale była też rozchwiana emocjonalnie wiec cieszyło mnie, że to ona poleciała jako pierwsza. Zabawny był moment, jak próbowała się w nocy przystawiać do Colby'ego, a ten przed nią uciekał na drugi koniec szałasu :D

Stephanie - zdecydowanie za krótko grała i mogłaby jeszcze bardzo pomóc Herosom w kolejnych zadaniach, ale tym razem numerki nie były po jej stronie, a sojusz jedynie z Tomem i Colbym to było zdecydowanie za mało. Tym bardziej, że naskoczył na nią James i obwinił ją przy wszystkich o porażkę w zadaniu o immunitet. Choć trzeba przyznać, że trochę w tym racji było, bo Steph ma niewyparzoną gębę i nie zawsze potrafi w porę ugryźć się w język ;)

Randy - jego też było mi za mało w tym sezonie, zwłaszcza jego zgryźliwych tekstów ;) Odpadł przez to, że był najstarszy, ale dość sprytnie próbował się bronić, ostrzegając innych, że Parvati jest zagrożeniem i jeśli jej nie wyeliminują to ich ogra. No i w sumie miał rację :)

Cirie - padła ofiarą swojej reputacji świetnego gracza z poprzednich sezonów. Wszyscy widzieli, że jeśli pozwoli się jej rozegrać to ciężko będzie ją potem pokonać. Szkoda, że tak szybko odpadła, ale trzeba przyznać, że ze strony innych Herosów (zwłaszcza J.T.) był to racjonalny ruch.

Tom - świetnie grał w tym sezonie i dziwiłem się, że Herosi woleli zostawić kontuzjowanego Jamesa, niż jego. W zawodach był jak zwykle dobry więc na pewno pomógłby im bardziej, poza tym on raczej nie zgodziłby się na oddanie idola Russellowi. Szkoda, że był w mniejszościowym sojuszu, bo od samego początku świetnie kombinował i z jednej strony był w sojuszu ze Steph i Colbym, ale z drugiej bardzo sprytnie ugadał się z J.T., że obydwaj powinni iść razem do finału, bo zwycięzca ma większe szansę na ponowną wygraną, jeśli zmierzy się z innym zwycięzcą. Na pewno był jednym z bardziej wyróżniających się graczy w tym sezonie, choć grał zdecydowanie za krótko.

Tyson - w Tocantins niezbyt go lubiłem, ale tutaj nawet zacząłem go lubić i cieszę się, że jeszcze wróci. Jego eliminacja była genialna :D A właściwie samoeliminacja :D Był świetnie ustawiony w mocnym sojuszu i wystarczyło tylko, żeby trzymał się ustalonego planu, ale chciał zabłysnąć ruchem na radzie i tak kombinował, że przekombinował na amen :D Z takich spraw pozastrategicznych to podobało mi się, jak pocieszał podłamanego Coacha i dawał mu rady. Ładnie to wszystko wyszło. Niby dwóch villainów, a jednak ich przyjaźń ma coś w sobie z "heroes" :)

James - lubiłem go w poprzednich sezonach, ale tu mnie zaczął denerwować swoim wrednym zachowaniem wobec Stephanie. Rozumiem, że można być sfrustrowanym po porażce, ale bez przesady. To zwalanie na Steph całej winy za porażki i sugerowanie, że w innym sezonie całe jej plemię przez nią przegrywało, było głupie. No ale z drugiej strony James jest też dużym pechowcem, że już w drugim kolejnym sezonie złapał kontuzję, która uniemożliwiła mu w praktyce dalszą grę. Szacun na pewno za to, że mimo zerwanego mięśnia walczył do samego końca i nawet jedną radę udało mu się przetrwać z tą kontuzją.

Boston Rob - cieszyłem się z jego powrotu i podobało mi się jego kombinowanie i świetne confessy (jak ta, podczas której powiedział, że jak ktoś chce wiedzieć, kto ma z kim sojusz w plemieniu to powinien patrzeć, kto obok kogo śpi w szałasie). Świetnie ustawił się w villains i zbudował mocny sojusz, ale nie docenił zarówno Russella, jak i siły ukrytych immunitetów. Nie potrafił też zjednać sobie do końca Jerri i Coacha, przez co ostatecznie odpadł. Szkoda, że nie dotrwał do etapu jury, a zabrakło mu tylko jednej rady... Chciałbym go zobaczyć wśród sędziów.

Coach - on był po prostu tym samym Coachem, co w Tocantins ;) Ekstrawagancki, oryginalny i odjechany. Mnie to się akurat podoba, bo Mr DragonSlayer wprowadza sporo kolorytu, a jego interakcje z Boston Robem i Russellem były świetne - ciekawie patrzyło mi się na to zderzenie trzech mocnych osobowości :) Do tego rozmowa z Tysonem czy uczenie jogi całego plemienia :D Było trochę śmiechu, ale szkoda, że w kwestii strategii nie próbował robić więcej - on i Jerri byli takimi "swing votes", o który walczyła reszta, ale ta dwójka nie potrafiła tego wykorzystać. Choć paradoksalnie to Coach był tym, który dosyć trzeźwo chciał przekonać pozostałych, żeby głosowali na najsłabsze ogniwo, czyli Courtney, żeby nie przegrywać dalej zawodów. Ale niewiele mógł zdziałać w obliczu wojny Russella z Boston Robem, którzy polowali na siebie nawzajem.

Courtney - zdecydowanie było jej za mało w tym sezonie. Brakowało tych jej zgryźliwych tekstów, choć próbkę pokazała na radzie, kiedy odszczeknęła się Jeffowi :D Po rozbiciu sojuszu Boston Roba ona i Sandra były na wylocie, ale dziwię się, że Courtney nie próbowała ratować się kosztem Sandry, bo to była w tym momencie jej jedyna deska ratunku. Ale chociaż do jury się załapała.

J.T. - w pierwszej połowie sezonu grał bardzo dobrze, bo udało mu się ustawić na najmocniejszej pozycji w plemieniu i każdy chciał mieć go po swojej stronie. J.T. był w lepszym sojuszu, ale jednocześnie nie palił za sobą mostów, dogadując się po cichu z Tomem. Dość racjonalnie pozbył się też Cirie i wydawało sie, że będzie jednym z lepszych graczy w tym sezonie... aż tu przyszła wtopa z oddaniem idola Russellowi :D Rozumiem, że ruch sam w sobie mógłby być dobry, ale najpierw trzeba by było mieć solidne podstawy do wysnucia wniosku, że u villainsów jest kobiecy sojusz, a nie ot tak na podstawie jednej obserwacji oddawać immunitet gościowi z przeciwnego plemienia... I jeszcze ten list :D Poza tym gdyby u villainów naprawdę był sojusz kobiecy i do mergu dotrwałoby 5 kobiet to i tak herosi mieliby remis, bo ich też było pięcioro, a w takim wypadku chyba lepiej byłoby zatrzymać idola dla siebie i spróbować dzięki niemu rozstrzygnąć remis na swoją korzyść. Więc wtopę J.T. zaliczył dużą ;) Choć inni też nie byli lepsi, że mu na to pozwolili.

Amanda - jak zwykle przyjemnie było na niej zawiesić oko, ale strategią zbyt nie zabłysnęła. Nie wykorzystała atutu, jakim była jej przyjaźń z Parvati i jej próba wkrętu była tak nieprzekonująca, że Parvati od razu wyczaiła, że to kłamstwo. Na plus za to próba wyszarpania Danielle wskazówki, bardzo zabawnie to wyglądało :D

Candice - długo trzymała się na uboczu i po odpadnięciu Cirie jej los wydawał się przesądzony, ale dopisało jej szczęście, że herosi zaczęli wygrywać immunitetu i tym sposobem dotrwała do mergu. Potem zrobiła jednak głupotę, przeskakując do villainów, bo zrobiła to dokładnie w momencie, kiedy Sandra zadeklarowała gotowość przeskoczenia do herosów. Tym samym nie tylko spieprzyła sytuację herosów, ale też sama nic tym nie ugrała, bo nikt już jej nie ufał i ostatecznie i tak odpadła 3 dni po swojej zdradzie.

Danielle - szybko skumała się z Russellem, potem dołączyła do nich Parvati, ale Danielle odgrywała w tym trójkącie najmniejszą rolę. Mimo wszystko dojechała daleko i wydawała się pewną kandydatką do finału, aż nagle nastąpiła jakaś kuriozalna sytuacja, gdzie Russell postanowił skłócić ją i Parvati i nagle to ona stała się jego celem. Miała pecha, że Russell tak się na nią uwziął, ale też na radzie sama się pogrążyła, mówiąc przy wszystkich, że ma mocny układ z Parvati - i tym samym ściągnęła na siebie głos wahającej się Jerri, który okazał się być głosem decydującym.

Rupert - bardzo go lubię, ale nawet ja widziałem, że przez długi czas był cieniem samego siebie z Pearl Islands. Mimo wszystko szacun, że ze złamanym palcem tak dzielnie sobie radził w zawodach. Niestety, o ile osobowością jest ciekawą, o tyle jego gra ciągle pozostawia sporo do życzenia - nie da się wygrać w Survivor, będąc dobrym i szlachetnym. Czasem jednak trzeba trochę kręcić i oszukiwać. Na plus na pewno walka w zawodach o immunitet, gdzie w dwóch przypadkach bardzo niewiele mu zabrakło, no i świetny był też wkręt z kamieniem i oszukaniem Russella, że znalazł immunitet. Jego wcześniejsza znajomość z Sandrą też mogłaby bardzo pomóc, niestety Candice skopała Herosom sytuację i nie dało już się tego odwrócić.

Colby - chyba największe rozczarowanie tego sezonu i mówię to z bólem, bo bardzo lubię tego gościa. Ale w tym sezonie kompletnie nie przypominał Colby'ego, który w Australian Outback był świetnym strategiem i seryjnie wygrywał zawody. Niestety, w HvV Colby był w jednym i drugim aspekcie tragiczny, a najlepszym podsumowaniem jego dyspozycji było przegranie którychś zawodów nawet z kontuzjowanym Jamesem... W obozie czy nawet podczas szarpaniny Danielle z Amandą o wskazówkę był dziwnie obojętny i anemiczny... Na plus jedynie to, że w samej końcówce zaczął wreszcie walczyć i niemal zdobył immunitet. A przed eliminacją próbował się jeszcze ratować kosztem Sandry. Ale było to zdecydowanie za późno.
Pewnym paradoksem jednak jest to, że to właśnie Colby przetrwał najdłużej z herosów. Mimo słabej dyspozycji i bycia od początku na wylocie we własnym plemieniu. Ot, uroki Survivor :P

Jerri - o niej w sumie można napisać to samo, co o Colbym. Wprawdzie w zawodach dobrze walczyła, ale strategicznie była nijaka i tylko dołączała czasowo lub później na stałe do konkretnych sojuszy. Rozumiem, że nie chciała już być taką villain jak w Australian Outback, żeby poprawić sobie social u innych, ale zdecydowanie brakowało jakichś jej ruchów, które podejmowałaby samodzielnie. Choć jej odpadnięcie przed finałem było dla mnie niespodzianką, bo byłem pewien, że poleci wtedy Parvati.

Russell - gdyby patrzeć na grę pod kątem czystej strategii czyli eliminowania innych i dochodzenia do finału to jego gra była cholernie dobra. No, ale co z tego, skoro social był równie słaby jak w Samoa... Mimo wszystko znów dobrze mi się oglądało jego ruchy, bo trzeba przyznać, że robił to bardzo efektownie. Szybko skumał się z Danielle i Parvati, a potem zrobił genialny ruch z immunitetem, który wręczył Parvati, dzięki czemu odpadł Tyson, którego zresztą Russell sprytnie wkręcił, że zagłosuje na Parvati. Potem pozbył się największego konkurenta, czyli Boston Roba i przejął kontrolę u villainów. Następnie świetny ruch z wkręceniem herosów, że kobiecy sojusz chce go wykopać, dzięki czemu pozyskał od nich idola. Udało mu się też pozyskać Candice, co również miało duży wpływ na grę. Wyciął Danielle i choć myślałem, że to bezsensowny ruch to jednak okazało się, że miał dobrą intuicję, że Danielle z Parvati będą próbowały go później wykopać. Błąd zrobił jednak z wycięciem Courtney zamiast Sandry i Jerri zamiast Parvati. Tak czy inaczej, pogrążyło go to, co w Samoa, czyli social. I w tym aspekcie rzeczywiście jest beznadziejny więc nawet z najbardziej śmiałymi ruchami nie mógł wygrać całości. Choć w dochodzeniu do finału pokazał diabelną skuteczność ;)

Parvati - ten sezon tylko potwierdził, że ona jest cholernie dobrym graczem :) A może nawet tutaj Parvati grała najlepiej jak do tej pory. Skumała się z Russellem i razem tworzyli genialny tandem, który osłaniał się nawzajem, ale też jednocześnie zachowywał wobec siebie odrobinę nieufności :P Parv była na celowniku od początku i najpierw uratował ją Russell, ale potem ona zabłysnęła genialnym ruchem z oddaniem immunitetów Sandrze i Jerri. Do samego końca grała dobrze i miała też nosa, że nie warto zabierać Sandry do finału, bo może z nimi wygrać. Gdyby w finale znaleźli się Parvati, Russell i Jerri to najprawdopodobniej wygrałaby Parvati. Ale trzeba mimo wszystko wziąć pod uwagę, że pomogły jej też dwie wygrane konkurencje o immunitet, bo gdyby nie to, najprawdopodobniej zostałaby zblindsidowana na etapie Top6 lub Top5.

Sandra - jej gra podobała mi się dużo bardziej niż w Pearl Islands. Początkowo wprawdzie długo przelatywała "pod radarem", ale dzięki temu nie była na celowniku, a jak do eliminacji pozostała tylko ona lub Courtney to Sandrze udało się przekonać Russella, że będzie wobec niego lojalna. Po mergu jednak zaczęła ostro grać i chciała zrobić przeskok do herosów, ale jednocześnie ugadywała się z nimi w taki sposób, że nie spaliła za sobą mostu u villainsów, co ostatecznie ocaliło jej skórę wobec pierdołowatości herosów (a konkretniej Candice). Nie wygrała żadnych zawodów, ale przez to nie była też postrzegana jako zagrożenie, miała bardzo dobrą social game i sporo przyjaciół wśród sędziów, a mimo tego udało jej się przekonać Russella, że nie będzie dla niego zagrożeniem w finale, dzięki czemu ostatecznie się do niego dostała. Na finałowej radzie miała też świetne odpowiedzi - była wyszczekana jak zwykle, ale robiła to w taki sposób, że budziła sympatię :) Pokazała się jako dobry gracz, który potrafi dostosować się do zmieniających się warunków i dzięki temu przetrwać. Jej zwycięstwo na pewno nie było niezasłużone.
Swoją drogą ta akja ze spaleniem kapelusza Russella też była dobra :D I nie była to tylko czysta złośliwość, bo Sandra chciała tym wkurzyć Russella przed finałową radą, żeby puściły mu nerwy i się tam pogrążył. Co jak wiemy przyniosło zakładany efekt :)


Sezon był super i mogę tylko żałować, że większości z tych zawodników już nie zobaczę.
Obrazek

ODPOWIEDZ

Wróć do „Survivor 20: Heroes vs Villains”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości