No i
Cebulencja prawdę rzekła, odcinek zdecydowanie najgodniejszy. Zastanawiam się tylko, czemu spodobał się właśnie jej. Ładnie to tak cisnąć kiszonkę z eliminacji własnej psiapsi?
Ten Twój zwiewny i cieniuchny szczypiorek to dość cherlawy oręż przeciwko jej naoliwionemu gęsim smalcem dredowi, więc już Ty lepiej się ślunskiej sekutnicy nie narażaj, bo jak ino przez bulwę grzmotnie, to cię ziomki z Mieleszyna grabiami nie zasłonią
Ale wypada zacząć tę wstrząsającą opowieść od początku, czyli od rodzinnych pozdrowionek, ufundowanych naszym rzezimieszkom przez drużynowego Michałowskiego. Miało być miło, ckliwie i wzruszająco, ale miałem wrażenie, że
Młodszy Paweł, gdy tylko usłyszy, że jego siorka znów zabierze głos przed milionami telewidzów, to pamiętny jej ostatniego wyznania, że "
Paweł nigdy nie interesował się dziewczynami", spanikuje i na wszelki wypadek załatwi kopem z półobrotu ten ruski telewizorek/radyjko/tableta, czy cokolwiek, na czym drużynowy puszczał im te płomienne przemówienia (zdaje się, że kamera tego nie uchwyciła) zanim dowiemy się od niej jeszcze czegoś, czego nie powinniśmy wiedzieć o życiu naszego matakańskiego herosa. Tym razem jednak rodzinka Porębów była powściągliwa i informację, że Paweł od dziecka lubił patrzeć na śmierć małych kotków, zostawili dla siebie. Pozostałe nagrania przebiegły statecznie i nie przywiodły mi na myśl żadnych durnych komentarzy, może poza tym, że skoro już o siorkach mowa, to
Karolina by się swojej za Chiny nie wyrzekła. Głosowo to jeszcze większy Czesio niż ona. Jak już szary i okrutny Bytom skaże je kiedyś na bezrobocie, to zawsze mogą śmignąć do Wawki i robić karierę w telewizji, dubbingując jakieś zezowate krasnale dla Cartoon Network.
Teraz, jak tak się zresztą przyjrzałem facjacie
Młodszego Pawła, wcześniej raczej oszczędnie eksponowanej przez łotrów z edytorni, to przyszło mi na myśl, jaki on jest cholernie podobny do
Justyny. Mogliby śmiało robić za matronę ze swoją pociechą. Zresztą kto ich tam wie – w PRL-u służba zdrowia była jeszcze większym pogorzeliskiem niż za Agenta Arłukowicza i łatwo było od jakąś przypadkową podmiankę. Bo i kto tam wtedy patrzył na te wszystkie bachory – grunt, że małe, łyse, drze mordę i chce cyca. To wystarczyło, żeby dostać w urzędzie lepsze miejsce w kolejce po większe mieszkanie i enerdowski telefon z obracaną tarczką.
No właśnie, nasza nieodżałowana
Justycha, cóż oni jej, do kurwy margolci, uczynili? Te ich nagłe twisty są bardziej upośledzone niż reklamy LoanMe. Okej, może i da się jej przypisać jakąś tam małą część winy za odpadnięcie, bo średnim pomysłem jest posyłanie na negocjacje kogoś, komu Radę wcześniej dało się łupnia w szczękę i jeszcze liczenie, że będzie tam mężnie walczył o nasze dobro. Ale mimo wszystko – aż takiego parchatego twistu babeczka raczej przewidzieć nie mogła i kara była tutaj niewspółmierna do winy. Coś jak w mickiewiczowskiej Świteziance, gdzie bohaterka zabija swojego amanta za to, że puścił się z tym jakimś lachociągiem.
Skoro już ustrzelili mi faworyta, to trzeba by się zaopatrzyć w nowego. Oczywiście nie przyznam się, że kibicuję
Cebuli, bo nie chcę, żeby się wydało, że jestem próżnym dziadem, którego można przekupić byle pochlebstwem, tak więc oficjalna wersja jest taka, że moim nowym ulubieńcem zostaje, tadadadadaaaaam,
Purple Piotr! Po pierwsze, nie jest już taki purple, a po drugie dopiero teraz sobie uświadomiłem, że to chłopię pochodzi z moich rodzinnych rejonów, tak więc c'mon mate, zachodniopomorskie lwy górą, już by nas te wszystkie syrenki, smoki wawelskie i inne łachudry najchętniej chciały oddać Niemcom, ale my się zastawimy, postawimy, osmarkamy i udowodnimy swoja godność, iiihaaaa!
No i udowadniamy. Towarzysz Pietja tak się w tym tygodniu rozkokosił, że aż wspomniany ostatnio pan Mirek z edytorni z wrażenia za mocno wgryzł się w kanapkę, musztarda kapnęła mu na jaja, wcisnął zły klawisz i przypadkiem nie wyciął 80% wypowiedzi tego nieszczęśnika, tak to robi co tydzień. I całe szczęście, bo nasz firefighter dokonał naprawdę dobrego ruchu. Sojusz
matakańskiej czwórcy był silny, ewidentny i wypierdolony na widok niczym rodowe srebra na meblościance u Lubiczów, tak więc nietrudno było zgadnąć, że w tej zgrai mógłby liczyć co najwyżej na piąte miejsce. Niedobitki z Yakavi to już inna para kaloszy, bo tam właściwie każdy jest z innej parafii. Paradoksalnie takie właśnie układy są najlepsze, bo w F5 chwycą się pewnie za łby w najróżniejszych kombinacjach i nic tam nie będzie przesądzone.
Skoro już tak chwalę, to propsy należą się dziś jeszcze jednej osobie. Otóż jak wszyscy z doświadczenia wiemy, jelita lubią płatać człowiekowi figla i
Klocki wychodzą najróżniejsze, reguły nie uświadczysz. W tamtym tygodniu widzieliśmy wersję rozstrojową, w płynnej, brzydko pachnącej formie, która ukatrupiła własnego kolegę strategią serduchową. Dzisiaj dla odmiany mieliśmy okazję podziwiać zdrowego, prawilniutkiego Klocucha na jedno podtarcie, niczym po sojowo-rukolowej sałatce a'la uczta smaków
Fitelli, bo jegomość niespodziewanie wziął się do roboty i zaliczył całkiem godny strategicznie odcinek. Nie tylko slaynął
Arbuzoportka Daniela w negocjacjach, osiągając korzystną dla siebie ugodę, ale też udało mu się zrobić na Radzie mięsisty rozpierdolnik ujawniając szczegóły ich rozmowy. Tak naprawdę Arbuzoporty mógł to jeszcze obronić i zatrzymać Piotra dla siebie, bo wystarczyłoby posiadać kilka klepek więcej, żeby na przykład zacząć wszystkiemu zaprzeczać i sugerować, że no co ten dziad perfidny sobie wymyśla, Piotrusiu, moje kochanie, moje pimpibimpi, my przecież zawsze z tobą, no gdzieżbym ja, twój wierny Arbuzoportek zaproponował ciebie do uboju. Wtedy byłoby słowo przeciwko słowu i Piotr mógłby zadecydować różnie, no ale takie chytre & wyrafinowane strategie to my pewnie będziemy mogli w polskich surwajworach zobaczyć najszybciej w 10 sezonie. Co nagle to po diable, Janusz musi dojrzeć i się przyuczyć.
Posmak po autojajostrzale z tamtego odcinka jest jednak tak bolesny i niezmazywalny, że cokolwiek by nasz Klocowaty Brat od tego momentu nie zrobił i jakąkolwiek zręczną strategią nie błysnął, to i tak będą to raczej baraże między pierwszym, a drugim miejscem w rankingu na najgorszego stratega.
Podobnie
Jula, która dzisiaj jak zwykle żyła w swoim własnym świecie baśni, czarów i fosforyzujących grzybków. Tutaj półmetek gry, tutaj wojowniczy treemail, tutaj połączenie składa się tak ewidentnym krokiem, że nawet te wszystkie pozostałe ancymony zdołały to wykminić, a Jula NIEEE, błądzicie wszyscy, marne istoty, ja tam jestem przekonana, że to tylko zaproszenie na kolejną konkurencję o żarełko. Matulu Nazareńska, ja wiedziałem, że jak tym dzieciom powycofują ze szkolnych sklepików te wszystkie drożdżówki, pączki, placki i inne pokusy szatana, to dostaną pierdolca, ale nie do tego stopnia, żeby bez przerwy być aż takim nienażartym. Dla równowagi, panna dobrze się jednak zaprezentowała w najnowszym IC-ku, biegnąc przez ten tor no po prostu słuchajcie jak gazela do wodopoju. Widocznie jest przyzwyczajona do takich wyścigów raz w miesiącu, kiedy jej mama wraca z wywiadówki i potem gania ją ze ścierą po osiedlu, bo właśnie dowiedziała się od wychowawczyni, że jej latorośl znowu urwała się z matmy, żeby wciągać w parku krechy z Paulą, Majką i Andżelą.
Jeszcze lepszy występ ic-kowy zaliczył jednak
Farmer, który pokonał tę zajebistą ściankę jednym susem, zupełnie jakby robił to codziennie. Widocznie te jego "25 krów rasy szkockiej" potrafi być czasami ostro wkurwione i dumny właściciel nie raz musiał już spitalać na dach obory z podziurawionym od rogów anusem. Ogólnie w to mi graj, bo jestem do gościa przychylnie nastawiony po poprzednim epiku i cieszy mnie jego bezpieczeństwo. Szkoda tylko, że drużynowy Michałowski nie kopsnął się do najbliższej wiochy, żeby kupić od któregoś z tych lokalnych hula-buli jakiś tandetny naszyjnik z muszelkami za dwa peso, co by robił za prawdziwy survivorowy
immunity necklace, tylko dalej wysługuje się tą pogańską figurką. I cóż ten biedny Farmer, do czoła miał to sobie przykleić? Czy nosić pod pachą jak dziewczynka z horroru, tuląca do piersi swojego zakrwawionego misia bez oka? Oj panie, do prawdziwych surwajworów to tu jeszcze daleko.
Przychylnie nastawiony byłbym też do
Arbuzoportka Discowyjca, ale niestety znów znalazł się w jednym plemieniu ze swoim bliźniakiem i chcę, żeby jeden z nich wreszcie wyleciał, bo chyba nigdy już nie nauczę się ich rozróżniać. Poza tym mam teraz pretekst, żeby go z powrotem hejtować, bo podobnie jak Justyna, pyknął sobie okrągłego boba we własne gniazdo posyłając Klocucha na negocjacje, co o mało nie skończyło się dla niego stryczkiem.
Nad
Karoliną wieszcz powinien oczywiście zapłakać i zasmarkać ze trzy chusteczki, bo zawodniczką okazała się całkiem godną. Mam tylko nadzieję, że w tym pięciogwiazdkowym hotelu dla wyeliminowanych obczai sobie jakieś lewe wifi, wpisze w Google "Survivor, zasady, nie ogarniam, samosie, na pomoc" i dowie się, że jednak słabo będzie hejtować Pitera za to, że zadbał o własne losy, bo nie do końca w smak było mu dostać od niej z dreda w kaczan na etapie F5.
Koniec końców, jestem jednak kontent, że strzała dostała właśnie ta grupka, bo tutaj F4 byłoby ewidentne, a hegemonia bandy Yakavi może być bardziej ciekawa i niekoniecznie dojdzie tutaj do pagongowania. Aczkolwiek pewnie jeszcze w następnym epie, wbrew tym wszystkim krwawym zapowiedziom, w piszczel dostanie
Arbuzoportek Daniel, ewentualnie
Młodszy Paweł, który podkurwił Klocka tym pyskowaniem przy ostrzeniu maczet. Maw na pewno pękał z dumy widząc tak zręczne utarczki słowne swojego bohatera.
Najbezpieczniejsza z tego trójkąta wydaje się na szczęście
Cebulka – jak mawiał nieodżałowany Maciek Kuroń, cebula jest warzywem towarzyskim i nie lubi być jadana w pojedynkę, toteż przypuszczam, że nasza bohaterka będzie się jeszcze w stanie dogadać z najróżniejszymi typami charakterów, czy to z burakiem, ziemniakiem, czy innym łbem kapuścianym. Dodatkowy plusik za te pomysłowe sposoby na zapamiętanie obrazków podczas konkurencji o telefon. Jak to było?
Płaszczka przyszła na urodziny do słonecznika i zaczęli śpiewać? Ciekawe pornosy panienka ogląda, nie powiem
Tyle. Mam nadzieję, że w tym tygodniu uda mi się szybciej uporać z kolejnym epem, ale pewnie wyjdzie jak zwykle, bo zawsze dostaję skrętu wora na myśl o wojnach z Iplą i ogarniam się dopiero jak już widzę, że grozi mi dwutygodniowa obsuwa