Achżesz-achżesz. Odcinek spodobał mi się już przez sam fakt, że usłyszenie jak ludzie po 16 latach znów rzucają rodzimymi k#rwami i ch#jami w ogólnie pojętym formacie Survivor, napawa mnie zewem przygody, nostalgią i łaskotkami napletka. Dla takiego widowiska to już nie ma Panie przebacz, byłem w stanie przeboleć nawet iplo-reklamy z ćwiczącymi Majdanami i Alżbetą Lenską onanizującą sobie paszczę szczoteczką Oral Be Ekstrim Łajtening.
Nie wiem jednakowoż, czy na tym mój zachwyt nie będzie zmuszony się boleśnie zakończyć. Dlaczego? Ano już starożytni Majowie wykuwali przecież na tych swoich jebitnych piramidkach ludowe porzekadło, że
jakość sezonu Survivor znać ci przyjdzie po pierwszej konfie jego. Idąc na chwilę za tą śmiałą teorią, przyjrzyjmy się.
W Stejtsach najczęściej wybrany osobnik mamrocze nam o tym, jaki są złolski i w ogóle ju ar luking at di nekst sołl surwajwor, marny motłochu.
W Krainie Kangurów cyganią, że są fanami na miarę Karalucha i obejrzeli wszystkie odcinki amerykańskiej wersji począwszy jeszcze od czasów, gdy Jeff wykręcał numer się do klubu kombatanta i zwerbował Rudy'ego na Borneo. Co prawda, pomylił numery i dodzwonił się najpierw do klubu gejowskiego, no ale jak się okazało, Hatch też się przydał.
Od jurnych Kiwisów dowiedzieliśmy się natomiast czegoś w stylu, że chcą na nowo pokazać swemu narodowi czym jest honor, lojalność i wpierdalanie szczurzych ogonków w buszu (a to ostatnie mają tam chyba w pamięci całkiem na świeżo, no ale nie będę im teraz w PKB zaglądał).
Oddajmy tymczasem głos
Córce Rrrybakaaa, Mazurazmazur, która, ku wzwodowi gawiedzi, miała ten zaszczyt by zacząć konfową historię tego sezonu. Aniu, scena jest twoja… Co co? Coś tam nie stroi? Chuchnij w ten mikrofon. O, w porządku. Ale ja proszę tylne rzędy o spokój! Ok, słuchamy.
Jak tak pacze dookoła, no to fsumie wim już, że tutaj jestęęę, ale fsumie to czujem jakbym przyjechała na jakieś wakacje, coś.
(KURTYNA).
Przyznam, że nie potrafię tego skomentować, tutaj trzeba Zbigniewa Stonogi. Wspomnę tylko, że przy meet the cast napisałem, że jest najgorętszą rekrutką tego sezonu, ale to jeszcze nie jest ten dzień, kiedy dopiszę kolejne pozytywne przymiotniki. Zwłaszcza, że nie wiem, czy Rrrybak prędko nie powita swej córy z powrotem na Mazurach, bo wiele wskazuje na to, że w spadku po swojej psiapsiule, tak zwanej Fitelli, panna może mieć teraz w plemieniu bardziej przejebane niż Mały Fiat na Zakopiance.
Kolejne złe przeczucie to lektor. Nożesz na ch%j on tam potrzebny, że tak podchwytliwe zapytam? Nie wiem jak wy, ale ja poczułem jakby producenci powiedzieli mi wiesz co Tombaku Dziewięćdziesiąt, jak tak na ciebie przez ten ekran patrzymy, to wydajesz się takim debilem, że specjalnie zatrudniliśmy pana Jurka za tysiąc dwieście na miesiąc, żeby ci wytłumaczył, że jak osiem osób siedzi w kółku i dziabie przy drewnie, to znaczy, że plemię czerwonych właśnie próbuje rozpalić ogień, a nie że plemię czerwonych właśnie obmyśla nieco bardziej hardkorowe warianty zabawy w słoneczko. Ja na przykład, jako widz, czuję się tym obrażony. Nino Terentiew, dawaj na ring.
I wreszcie nasz
drużynowy Michałoski, pan każdej wioski. Ano stara się chłop, to widać. Ano da się usłyszeć, że od najmłodszych lat mama woziła go po przyrce na korki do Olbratowskiego, żeby wyrobił dykcję, to prawda. Ano czuje się podskórnie, że obejrzał sobie na Netflixie wszystkie sezony Kubusia Puchatka, żeby wnieść na wyspę dziecięcy zapał i entuzjazm, a nie patrzeć się w piach jak ta stuleja z Nowej Zelandii i coś tam mamrotać pod wąsem, nie zaprzeczam. Ale mimo wszystko, nie dam mu za robociznę więcej niż 7/10. Czuć w nim jakąś taką polsatowską sztuczność, że aż człowiek spodziewa się, że za chwilę z najbliższej palmy spadnie nagle Paulina Sykut i zaprosi na najnowszy odcinek Przyjaciółek. Że nie wspomnę już o tym, że trochę nienaturalnie się słucha jak ziomeczek o aparycji fryzjera, mający na oko z 15 cm w łapie, próbuje brzmieć groźnie i wrzeszczy jak jakiś Seba herbu Wpierdol, że CzerwoniCoSieTakMazecie albo ToJaRzondzeNaWyspiePszetrwania, co nie Karyna, ale im dogadałem, huehuehue. (Fitella, nie kiwaj, to nie do ciebie).
JAKAWI
Jest pierwszy odcinek, ma być miło. Na początek skupmy się więc, proponuję, na kunszcie gry tak zwanej
Fitelli. Prawda, że się działo? Właściwie już samo nazwanie się ksywą przywodzącą na myśl jakieś płatki śniadaniowe stworzone specjalnie dla dietozjebek i smakujące jak drewno, pobudziło w moim pulsującym umyśle dzwoneczek alarmowy pod tytułem oho, tutaj będzie prawdziwa Sparta. I nie pomyliłem się. Ktoś tu naoglądał się chyba za dużo Ani Lewandowskiej, która nawet na spacerze w parku z dzieckiem wypierdala nagle wózek na trawę i robi pajacyki nagrywając na snapa kolejny motywacyjny filmik z serii jak być FYT zawsze & wszędzie.
Jak wiemy, tak zwana
Fitella, została zaproponowana na żer już po IC-ku, czy jak kto woli, zadaniu o immunitet (edukujmy nowych użytkowników). Zapewne zresztą przez owo skojarzenie z płatkami śniadaniowymi. Dobre, niedobre, ale jak się siedzi czwartą dobę na kokosach, to coś innego warto by dla płodozmianu zeżreć. Tak zwana Fitella, powinna zatem była wziąć dzidę i jakoś się bronić. A kto mi powie, jakie mamy tutaj dostępne strategie? Proszę bardzo, wyciągamy karteczki, powtórzenie z amerykańskiej survostorii. Słusznie: dla osób z IQ minimum 30 przewidziano rozmowy ze współplemieńcami i jęczenie nieeee, proszę, tylko nie jaaaa. Dla tych dociągających do 80 podręcznik proponuje już rzucenie na celownik innej ofiary. Kiedy IQ dociąga do szalonej liczby 100, możemy już na przykład pokombinować z włożeniem sobie kamienia w majtasy i udawaniem, że znaleźliśmy ajdola, tudzież innego cheata pozwalającego na przetrwanie. W przypadku koleżanki IQ wypierdoliło jednak wszelkie możliwe skale, więc można się było pokusić o tajną strategię defensywną opracowaną przez Mosad na potrzeby izraelskiego Survivor: jebnięcie się dupskiem na piach, zażywanie słonecznej kąpieli i czekanie, aż do kolegów i koleżanek, tu cytat "coś dotrze". Już nawet imię
Wuja Grzecha zaczęła z litości rzucać
Córka Rrrybaka zamiast niej. Tak wykwintna gra już w pierwszym odcinku, sprawiła jednakże, że współbracia wyczuli z niej monstrualne zagrożenie taktyczne, więc na wszelki wypadek woleli ją ukatrupić na wejściu.
Największy posłuch na ośce ma na razie poborowy
Klotz Maciej. Notuję to na plus, bo moooże przy odrobinie szczęścia doprowadzić go to nawet do znakomitego wyniku, jakim jest pierwszy członek jury (wyczuwam tu coś na wzór ulongingu, więc nie będzie raczej numerków na więcej). Zastanawiam się tylko, ile trzeba kombinować, żeby na własne życzenie nazwać się
Klockiem. Już nawet Tombak brzmi przy tym odrobinę mniej idiotycznie, zwłaszcza, że tworząc to pseudo nie wiedziałem, że to znaczy to jakieś ścierwo imitujące złoto, a zaryzykuję stwierdzenie, że Klocek klocki strzela od urodzenia i trudno mu się tutaj zasłonić niewiedzą semantyczną. A na podorędziu było przecież pełno gangsterskich ksywek typu ~Baranina, ~Wieprzowina, ~Tarzan, czy ~On53-Szuka-Chętnej. To nie, wezmę i zostanę sobie
~Klockiem.
Wujo Grzechu ma mojego propsa, bo konsekwentnie w każdym sezonie kibicuję teraz takim siwym kocopołom, które już w pierwszej milisekundzie strzelają sobie kopa w samo serce jajców. Peeewnie, kąp się, pluskaj, niech plebs pracuje. Podobnie zachwyceni byli nim także producenci, którzy chcieli go chyba obrazić, bo w tej cudownej wskazówce wystosowali apel, żeby "
powiększył to, co za małe", czy takie tam. O "
pomniejszeniu tego, co za duże" było już chyba bardziej do Karoliny, choć pozwolę sobie nie przyłączyć się do tego apelu.
Reszta na razie po łebkach.
Córkę Rrrybaka powitałem już na wstępie i podtrzymuję tezę, że przy takiej "dynamice gry", jaka się w tym programie zapowiada, może już raczej pakować mandżur. Po złej stronie głosów wylądował też
Bartosz, ale jego mogą oszczędzić jako murzyna do IC-ków. Zostawmy go na razie ze stwierdzeniem Michałowskiego, który skonstatował, że "
Baaaartosz, taki wielki chłop, a taki mały dzban".
Czarna Ewa zwierzyła nam się, że rodzinka była zaskoczona jej startem w Miss Polonia. Jak tak się jej przyglądam, to ja w sumie też jestem, no ale tyle dobrego, że z kolei wygląda na mądrogłówską, więc może coś tam ugrać.
Julię chyba dorwało na starcie jakieś gastryczne choróbsko, bo zapamiętałem ją tylko z uradowanego tekstu, że "
całe szczęście, że klocek poszedł" (po te kraby do jedzenia). Ósmej osoby serio w tej chwili nie pamiętam, więc z góry ściskam prawicę i winszuję parcia na szkło.
MATAKA
Ta nazwa już zawsze będzie mi się kojarzyć z greckim malaka, znaczącym tyle, co "ty cwelu", ale zostawmy to.
Gratsy, propsy i dwa kebsy z sosem ostrym wędrują w stronę
Karoliny, która uhahała mi pycha tą uroczą lekcją wymowy nazwy plemienia. Może przy dobrych wiatrach będzie z niej taka lechicka Cirie, której po odchudzająco-wybielającej kuracji zostały tylko te pigmejskie dredy. Większość userów, podkochuje się jak widzę w
Rudej i marzy, żeby wyskoczyła im z tortu na urodziny. Sam też wysyłam mokrego buziaka w czółko, mimo że na początku osłupiałem i słupem zostałem po jej tekście, że "
Co prawda nie udało nam się dzisiaj rozpalić ogniska, ale to zbliża nas do konkretnego płomienia", gdy tymczasem jedyną rzeczą, która zapłonęła w okolicy był konar
Wuja Grzecha, który w następnej scence z Jakawi pochylał się akurat w dziwnej pozycji na kucającym kolegą.
Ruda Maruda odkuła się jednak u mnie po akcji, gdy jako jedyna wśród tych pożółkłych mędrców wykminiła, że lepiej zostać w starym obozie, bo moooże jednak te paździercze wskazówki są czymś więcej niż wklejonymi na yolo cytatami z Paolo Coehlo i rzeczywiście "nie ryzykować" znaczy, że lepiej "nie ryzykować". Współbracia stwierdzili jednak, że rudym się nie ufa i zdecydowali obóz zmienić, gdyż ponieważ achujtam. No i mają "ładne widoczki", niech się napatrzą i płaczą krokodylimi łzami za cudem architektonicznym
Pana Klocka.
Justyna chce być chyba jeszcze bardziej ślunska niż Karolina, bo jedyną wypowiedzią, którą zapamiętałem, było to, że plemię dobrze się między sobą "dygadyje".
Cebula ma u mnie na razie małą przepustkę antyhejtową,
bo mi pokadziła, bo yyy no, powiedzmy, że po ślipiach wyczuwam w niej super fenomenalnego stratega
Niestety po niczym innym nie mogę, bo póki co edytorom pomyliły się warzywa i zrobili z niej takiego bardziej buraka. W końcu jej edit był w tym odcinku raczej purple (
łypnę w tym momencie znacząco na Dżeka i na Słowniczekpojęćsurvivorowych), a nie w kolorze cebulowym, czy jak to tam nazwać.
Pan Discowyjec nie ubogacił mnie na razie o żadne odkrywcze przemyślenia poza tym, że powinien spróbować swoich sił na benefisie Zenka Martyniuka.
Daniel tak bardzo upiera się przy higienie jamy ustnej, że robi się to aż podejrzane. Pozostali dwaj wojowie gdzieś tam sobie przycupnęli za krzaczkiem prosząc producentów o więcej airtime'u.
NibyPierdołyAleJednak
Na plus: Na pewno intro. Na pewno cycki. Na pewno fakt, że w przeciwieństwie do WR, pokusili się o jakieś tam dzikusowato brzmiące nazwy plemion. Na pewno gaszenie pochodni, chociaż mogliby skrócić ten tekst pożegnalny o ogniu oznaczającym życie, bo miałem wrażenie, że zanim się skończy, tak zwana
Fitella zdąży przyciąć komara na stojąco, pacnąć dupskiem w to ognisko przed nimi i sfajczyć się żywcem, co nada temu przesłaniu dodatkowej symboliki. Na plus także ten cały czarny głos, pocałunek dementora, czy jak to tam zwą. My na hhhamerykańskiej śmietanie chowani, więc nie nawykliśmy, no ale niech się zadzieje i najwyżej dopiero potem wydrzemy japy.
Na minus: Na pewno konkursy o smartfona/auto/operację powiększenia chuja wpieprzane nagle w środku gry przez drużynowego Michałowskiego. Jeff Probst widząc to, zakopałby się specjalnie na noc w ogródku, żeby trochę się na zapas poprzewracać w grobie. Poza tym, niechże drużynowy Michałowski nazywa IC-ki "zadaniami" lub "konkurencjami", bo "gry" i "konkursy" brzmią trochę jakbyśmy byli na szóstych urodzinach autystycznego dziecka wyprawianych w McDonald's, a nie próbowali robić Survivor. Poza tym, podczas owych "konkursów" raczej wypadałoby komentować fakty jak Jeff, w sensie Maciek skacze do wody, Daniel układa ostatniego puzzla, Ewa zaryła mordą o słupek, itp. A nie takie głupeczkowanie i bawienie się w kołcza. Czułem, że jeśli jeszcze raz usłyszę w tym odcinku "współpracujcie", to zmienię sobie nicka na
~klocek.