Cbool pisze: ↑13 paź 2017, 15:56
Mój szczypior więdnie.
Jak tak patrzę co Ci tam na tej indyczej czuprynie wyrosło, to widzę, że i tak jest trochę pożółkłe już samo z natury, tak więc uznałem, że szafa gra i tydzień mogę waćpannę przetrzymać bez nawozów, konserwantów & chemikaliów wszelakich
I to zdrowiej i naturalniej i ekologiczniej i w ogóle pełna Bosacka. Spójrz na koleżankę Fitellę, nie chciałabyś też być taka zajebista? No właśnie.
Epizodzik sam w sobie gites sztanges, aczkolwiek chciałem też zauważyć, że no kurwa foch, bo w momencie jak już kilka dni temu nieszczęśliwie wpadłem mordą w ten spoiler o ukatrupieniu
Bartosza na forumowym VIP-temacie z pytaniami do wywiadów (noidzieeee się głupia pało włóczysz jak jeszcze nie widziałeś odcinka, eiiidź ty-ty), spojrzałem sobie już nieśmiało na niektóre recenzje z tego tematu i na dźwięk słów takich jak "strategia", "spisek", "knucia", "sojusze", "ogórki", "wow", czy "wreszcie", miałem już wielkie oczekiwania. Tymczasem gdy już zasiadłem dzisiaj do seansu wyposażony w pampersa, kaczkę, sole trzeźwiące i testament przepisujący bliskim moje burżujskie oszczędności w rajfajzenpolbank, okazało się, że z grubsza mówiąc chujnia, bo w odcinku nie było dymów i fajerwerków, nie napierdalali się żadni magowie, nie było żadnej prawilnej kosy na sojusze w amerykańskim stylu i w ogóle nic z tych rzeczy. Nie rozumiem więc skąd te Wasze szały i łały, bo to wcale nie było tak, że team matakojakawich (w składzie Jusia&Farmer&Maczo) popisał się strategicznym kunsztem, czarem i wykwintem, tylko bardziej tak, że trójka matakojakawich (wciąż w składzie Jusia&Farmer&Maczo) zrobiła po prostu to, do czego za oceanem doszłoby nawet cudowne dziecko Christiny Cha z Woo Huangiem, toteż udało im się nie wyjść na strategiczne lebiegi. Czego nie można niestety powiedzieć o trójce ich nowych przyjaciół, rdzennym & wiernym Yakavi, no po prostu bardziej czerwonych niż sam Kiszczak, który właśnie ufajdał się keczupem.
Epcio był jednakowoż zaiste soczysty pod kątem śmieszków, co trochę rekompensuje mi wspomniane braki, tak więc no dooobra, nie będę aż tak straszliwie pruł mordy.
MATAKA
Jak pamiętamy z poprzedniego odcinka, nierozróżnialna przeze mnie po ryjach postać Arbuzoportka Macza/Daniela została wreszcie z racji przemieszania rozdzielona na dwa byty, niczym doktor Jekyll & Mr Hyde, przy czym teraz okazuje się, że to Jekyll był tym, który w osobie tak zwanego
Macza potruchtał sobie beztrosko do Yakavi, a Hyde został ze starymi przyjaciółmi pod postacią tak zwanego
Daniela, by zatruwać im życie, pluć jadem i pierdzieć żywym ogniem. Ostatnio mieliśmy hejt o to, że dziołchy nie poczęstowały go tą szlachecką jajecznicą z orlich jaj, teraz wysłuchaliśmy gorzkich żali, że przeciwny szczep nie uśmiecha się do niego podczas IC-ków, a na dodatek dżentelmen w kulminacyjnym momencie padł na piach zmożony chorobą i tyle z niego było. Idź, nachłepcz się z tej studni jeszcze więcej wody z jaszczurzym kałem, wtedy na pewno będziesz jak młody bukszpan.
A
Karolina ostrzegała. A Karolina prosiła. A Karolina apelowała do rozsądku. To nieee, japa, idź mi stąd, dredziasty kulfonie, #NieBendzieszMiMuwićJakMamRzyć, jam jest wielki Daniel Arbuzporty herbu papaja, zaruchałem już pół kraja i teraz właśnie chcę sobie wypić jaszczurze ekskrementy, hohohooo.
No i hohohooo, teraz się panicku nie dziw, że miałeś Hiroszimę w kiblu. Chociaż wait, wy tam nawet kibli nie macie. W takim razie, takie bardziej "Nagasaki w krzaki". Nie wiem jak wy, ale ja na miejscu Karoliny i Cebuli zastanowiłbym się dwa razy zanim umyję swoje błyszczące ząbki tą jakąś czarną, szamańską pastą, którą nam dzisiaj tak ładnie zaprezentowały oraz nad tym, czy owa pasta oby na pewno jest właśnie tym, za co ją biorą. A bo to wiesz?
To sprowadza nas do naszej niuniulki
Cebulki, forumowego łącznika między naszymi zakurzonymi, zawalonymi kartonami po pizzy mieszkankami hejterów, a światem prawdziwego, jebitnego Survivor, w którego zawsze chcieliśmy zagrać, by zobaczyć nasze mordy i truchtające sylwetki w rytm tego kozackiego yeye-oye-oye-oye-yaaaa z intra. Otóż tym razem dowiedzieliśmy się, że panna tak pali się do obozowej roboty, że aż po prostu iskry leco i mnie parzo. Jebłem na plery ze scenki przy budowie tratwy, która przebiegła jak następuje (no, mniej więcej
):
Cebula:
Hopakiiiiii, nie pomóc wam tam coooś?
Hopaki:
Eee… hmm.. no w sumie to nieee, nie musisz.
Cebula:
Oki, sponio. *szybka spierdolka pod szałas*
Następna scena:
Cebula do kamery:
Aaaaaaaghhhhhr, jaaaka ja jestem zuuuaaaaa, że te szowinistyczne świnie nie dopuściły mnie do pracy przy tratwie, tak ich prosiłam, tak się ofiarowałam, już wlazłam między te dechy i zaczęłam wiązać, złapałam trzy drzazgi, ale mówię sobie nic to, przetrwasz Katarzyna, arbeit muss zein. Aaaa ci nagle jaaaak mnie nie złapią, jaaak stamtąd nieee wywalą! Jak mogli odrzucić takie zaangażowanie! I w ogóle spylaj stąd, kamerzysto Marcinie, bo jeszcze zaraz i ty zarobisz szczypiorem w dziąsło, wszyscy jesteście tacy samiiii, łeeeeee!!!
Strategiczne propsy zbiera dzisiaj ode mnie
Purple Piotr, za to gorączkowe zapewnienia na pytania
Mawowego Pawła, że
taaak, jasne, mhmm, jestem z wami Mataka, w ogóle nie piznę was po połączeniu w pompon przy pierwszej możliwej okazji, nawet jeśli później, w ferworze walki, zadecyduje coś skrajnie innego. Jakby tego było mało, nasz dzielny pogromca ognia i wybawiciel wiszących na drzewie kotów, zaczyna być coraz mniej purple, bo i zaciekle walczy o to od kilku odcinków. Wszyscy pamiętamy jak heroicznie podłożył sobie łapę pod ostrze, żeby Mirki z edytorni wreszcie się zlitowały i puściły jego wizytówkę. Otóż tym razem jeszcze lepszym sposobem okazał się szpan na modlitwę. Pan Mirek, siedząc jak co tydzień przed kompem, chłepcąc sypaną i selekcjonując materiały do nowego odcinka Wyspy Przegrania, pewnie odruchowo spojrzał na tę scenę z politowaniem i orzekł łeee, phiii, jak Piotrek, to wycinamy, ale tutaj zza ramienia groźnie wychyliła mu się Caryca Nina, która nagle doznała strategicznego olśnienia rozkazując
ej Miras puśćmy to, może dzięki temu podjebiemy trochę widzów TVP. Rolnik, strażak, ganc pomada, byleby był religijny. I w ogóle weź jakiegoś tic-taca, Miras, bo jak się tak teraz nachyliłam, to czuję, że strasznie ci jedzie z gęby.
YAKAVI
No i może wziął ten biedny Miras tic-taca, może zmienił wreszcie koszulę, może użył mydła, tylko co z tego, skoro nadal edytuje te odcinki jak ostatnia lipieta. Ot, na przykład w Yakavi,
Justyna zaczęła dzisiaj rozpuszczać hot niusiki, że
Bartosz straszliwie pomiata
Julą. Pamiętajmy, że ta kobieta widziała na własne oczy zamach na Narutowicza w dwudziestym drugim, więc chyba wie, co mówi i nie doszukiwałaby się przemocy tam, gdzie jej nie ma. Pytam się zatem grzecznie, gdzie jakieś twarde dowody na to wydarzenie? Dlaczego w ostatniej chwili wycięto scenę jak Bartosz chwyta Julę za te dziewicze warkoczyki, obkręca się cztery razy i przydzwania nią w pień drzewa?
I w ogóle jeśli chodzi o samą eliminację, to czo tu się w ogóle odkurwiło, chciałbym wiedzieć? Panie i panowie, moja droga forumowa braci, odważę się założyć, po takiej breji, jaką nam tu odcyrtoliło trio rdzennych Yakavi, to my już chyba mamy z głowy od razu pierwsze trzy miejsca w tym naszym wyśrubowanym, ciętym i opiniotwórczym na skalę globalną rankingu na najgorszego stratega sezonu. Przede wszystkim
Klocek – chodź-chodź-choooodź, nie zwiewaj mi tu teraz, takiś kozak, to tłumacz się, jakie "głosujemy serduchem", co to mięsistej cholery miało znaczyć? Niby taki wielki pan i komtur czerwonego zakonu, niby czerwonykolorbarwybyka i cała ta śpiewka, niby napierdalamy rozgrzeweczkę z Chodakowską przed każdym wyzwaniem, a tu jak przychodzi co do czego, to prrroszę bardzo, jaśnie wielmożny pan komtur, zamiast bronić swoich mnichów do ostatniej krwi, odwraca się do nich tyłem, unosi szatę, wystawia zad i zapuszcza siarczystego bengala wprost w przerażone lico błagającego o wsparcie Bartosza. A i w sumie niekoniecznie tylko Bartosza, bo niewiadomo było do końca na kogo pójdą te trzy głosy od przybyszów, tak więc równie dobrze mógł to być siarczysty bengal we własne lico. Nie do końca jestem to sobie w stanie wyobrazić pod kątem technicznym, no ale Klotz wysportowanym drabem jest, więc pewnie by się jakoś tam odpowiednio wokół własnej osi obkręcił.
Kolejna mądra,
Jula, zapraszam na środek, tutaj obok kolegi. Ta to już w ogóle miała chyba jakieś wyrwy w Matrixie, bo najpierw sama zauważa, że trójka rzezimieszków knuje sobie za ich plecami, a potem nie robi nic, żeby wystawić im jakąś kontrę. Miałaś chamko złoty róg, miałaś chamko czapkę z piór, miałaś moją sympatię i wredną nadzieję, że wyrośnie z ciebie Corinne czy inne pyskate zielę, a teraz co? Nie robisz żadnych dram, nie knujesz, nie strategizujesz, wyjdź. No i do kompletu
Bartosz. Chłopie, umówmy się. Ja rozumiem, że oba twoje Sny Nocy Letniej zostały bestialsko ubite w poprzednim epie i usmażone na jednym rożnie, ja rozumiem, że w związku z powyższym nie było gdzie utaplać, a nadmiar nasienia negatywnie wpływa na szare komórki, no ale haaaalo, stuku-stuk, jest tam pod tą łysawą czupryną kto? Nawet jeśli Klocek chciał sobie głosować serduchem, to można było przynajmniej zdobyć wiedzę, na kogo owo serducho szykuje kosę, po czym wziąć za fraki Julę, wcześniej zastraszoną już tymi uderzeniami w pień drzewa i dorzucić do niego wasze głosy.
Z zadumy wyrwał mnie jednak właśnie telefon od Antoniego i koniec końców nasza teoria sPiSkowa brzmi: pszypadekniesondzem. Otóż nasi fidżyjscy szpiedzy pod osłoną sztucznej mgły zakradli się pod Ponderosę, czy jak tam nasi polscy Janusze nazywają tę smerfną chatkę wyeliminowanych i dostarczyli nam niezbitych dowodów, że towarzysz Czapiewski specjalnie chciał dostać w czapę, by jak najszybciej się tam udać. Mianowicie
Córka Rrrybakaa i
Fitella, w gorącej rywalizacji o serce obiektu swoich westchnień, urządziły sobie questa o to, która goręcej przyjmie owego dzielnego wojownika, gdy ten już odpadnie. Z zebranych danych wynika, że misja polegała na ubijaniu dla niego na powitanie kotletów mięśniem cycowym, jednak niestety Fitella, pierdułecka nasza kochana, z przyzwyczajenia ubiła mu jakieś sojowo-bezglutenowe świństwo i przegrała rywalizację na rzecz Rybiej Córy, która to ugniotła prawilniutkie schaboszczaki po karyńsku z sosem tysiąca bloków, zdobywając tym samym uczucie swojego bohatera.
Ogólnie ten związek to dla mnie największy plot twist miesiąca
Już sobie wyobrażam, jak za czterdzieści lat pokazują wnukom na Ipli jak podczas przemieszania plemion dziadzio Barcio bez skrupułów opchnął babcię Anię przeciwnemu szczepowi w zamian za słoik mąki, grzebień i dwa cielaki.
Na koniec ceremonia rozdania propsów za anno domini odcinek piąty w kategorii Yakavi. Przede wszystkim
Justycha, bo propozycja sojuszu ewidentnie wyszła od niej. Śmieszki, śmieszki, ale ta komuna to jednak hartuje i jak ktoś w dzieciństwie co rano stoi dwie godziny w kolejce, bo akurat poszła fama, że w sklepie dwie przecznice dalej rzucili kalafiora, to nie ma co się dziwić, że po latach wciąż ma wyrobiony zmysł przetrwania, sprytu i chachmęciarstwa. Dalej: kolega
Farmer. Do tej pory go nie zauważałem, no ale może to właśnie taka farmerska natura, żeby na co dzień zachowywać stoicki spokój i interweniować dopiero wtedy, jak mu się te kozy, świnie, czy co on tam na swoim gospodarstwie trzyma, rozbiegną i trzeba je szybko wyłapać, co by nie zadeptały ziemniaków, nie rozpierdaczyły folii z pomidorami i jeszcze przy okazji nie wdeptały sąsiada w gnojownik. No i
Maczo, lepszy z braci Arbuzoportków, pieszczotliwie zwany Discowyjcem. We wcześniejszych epach też bez szału, no ale widocznie teraz uznał, że skoro już miała matka syna, syna jedynego, i posłała go do Survivor, to trzeba spełnić jej kolorowe sny, spisać się miód malina i puścić przeciwników do lasu w majteczkach w kropeczki. Co z tego wyjdzie na dłuższą metę, obadamy.