No dobra, Kangury już tak wysoko nie skiknęły. Znaczy no ok, wkręciłem się w format jak Krzychu Stanowski w niszczenie celebrytek i zapierdzielam przez te sezony po prostu słuchajcie jak Speedy Gonzalez, więc i tak będę fanił, no ale porównując to arcydzieło ze Stejtsami i Angolami, to tutaj będzie zaszczytne trzecie miejsce, nie mniej zaszczytne jak ja trzysta lat temu w liceum na wojewódzkiej olimpiadzie z francuskiego, na której zjawiły się trzy osoby (ale że wygrałem dżi pi esa i moja gruba japa wisiała przez całe lata w tablo, tego mi już nie odbiorą
).
Przede wszystkim, mocno okroili program z tej całej klimatycznej otoczki, którą ujęły mnie pozostałe angloludy. Nie było portretów do porzucania, a sama miejscówa wyglądała jak jakiś szpital w Rabce-Zdroju, ufundowany przez mieszkańców gminy za Gomułki, w ramach czynu społecznego. Mroczno-gotycko-kościelne czelendże, które nie nudziły mi się w tamtych sezonach pomimo powtórki, tym razem ustąpiły miejsca jakiemuś bezsensownemu bieganiu w tych fensi czerwonych dresiczkach z ruskiego bazaru, co w końcu zacząłem przewijać (no ok, fajowe było tylko to zadanie, gdzie musieli stanąć na odpowiednią zapadnię, żeby nie pierdutnąć w przepaść). Prowadzący niby starał się być śmieszny, ale mimo wszystko był jakiś taki papierowy. Przekonał mnie zdecydowanie mniej niż Grishenko i nawet mniej niż ta czarna wdowa z UK, która przynajmniej wyróżniała się tym, że jest dziwna i tam nie pasuje. Ten może i pasował, ale zlewał się z tłem.
Ale przede wszystkim muszę uszy natrzeć produkcji, która była turbo niekonsekwentna w informowaniu/ nieinformowaniu tych biednych mirasków, o tym, co się dzieje w mafijnej wieży (chociaż gdzie w tej Rabce-Zdroju była „tower”, to ja nie wiem
). Po banicji Claire, gospodarz wprost powiedział im „two down, two to go”, więc de facto wyjawił, ilu jest mafiozów. Potem, po przeciągnięciu Alex, powiedział, że mafia rekrutowała i nie wiedzieć, po kiego grzyba, zdradził, że zrobiła to z powodzeniem, czego jego współbracia na innych kontynentach nigdy nie robili. A z kolei przy drugiej rekrutacji już echo. Moim zdaniem to było strasznie wujowe, mylące i bardzo możliwe, że wpłynęło na wynik finału. Będąc na miejscu biednego dziaduli
Craiga ja też na logikę założyłbym, że gdyby doszło do jeszcze jakiejś rekrutacji, to znowu padłoby info, tak więc po utłuczeniu Nigela byłbym pewien, że w mafii została jeszcze tylko jedna osoba. Takie mylne założenia mogą mega determinować strategię uczestników na końcu, więc w tym miejscu ode mnie ogromny strzał pasem po dupie za zrobienie grupy fajfusów w karolka.
Zresztą już sama rekrutacja szóstej (!) osoby do mafii przed ostatnim morderstwem była dużym przesadyzmem. No sorki amorki, ale jeśli któryś mafiozo chce powycinać sobie wszystkich kumpli tylko po to, żeby być fajny i mroczny, to potem niech poniesie tego konsekwencje i spróbuje przetrwać końcówkę w osamotnieniu. Niech oni też mają trochę pod górkę. Bo coraz bardziej wkurwia mnie we wszystkich seriach robienie z tych biednych fajfusów takich baranków prowadzonych na rzeź i będących tam wyłącznie po to, żeby cokolwiek nie zrobią, widz mógł sobie na końcu pochrumkać z chipsami w japie, że hehe, patrzaj no Ziuta, jacy naiwni, bo oszukał ich wielki trejtor będący trejtorem od wczoraj. Niech sobie jeszcze, karrrwasz barabasz, rekrutują na pięć minut przed finałem, wtedy dopiero będzie zabawa. A się zeźliłem
Bo jakby nie patrzeć,
jak dotąd w każdej debiutanckiej wersji angloludów, wygrałaby mafia, gdyby nie to, że w Jukeju zblindsidowany Kieran chlapnął więcej niż powinien i mogę sobie wyobrazić, że było to producentom nie po nosie.
No i jeszcze pani Edyta, która była takim samym ziemniakiem jak jej koleżanka z kangurzego Survivivor. Zwyciężczyni i runner up totalnie niewidoczni montażowo przez 7 czy 8 odcinków, no pozdrawiam
Paul, jakimkolwiek zjebem by nie był, mógłby chociaż dostać dziesięć sekund raz na dwa odcinki, nikomu by korona nie spadła, a wycięli go jakby co najmniej tam kogoś zgwałcił. Dwie konfy na dziesięć odcinków i zadowoleni z siebie, no patrzcie. Nawet Dan Spilo ani Aaryn z Dużego Brata nie zostali tak potraktowani.
Żeby nie było, że tak tylko drę paszczę, to pogłaskam ich przynajmniej za tę jak rozumiem wyłącznie kangurzą odmianę, że jeśli na samym końcu zostaną dwie osoby z jednej ekipy, to nie dzielą siana z automatu, tylko graliby w tę super śmieszną grę „całość – połowa”, tak jak ci wszyscy zakochańce z wysp. Fajno, bo jak dla mnie, jakiekolwiek zabiegi zmierzające ku temu, żeby zwycięzca był mimo wszystko jeden, są zawsze na plus.
Sytuację ratował też trochę skład naszych mordeuszy. Może nie aż taki fajowy jak w u króla Karola, gdzie ekipka podobała mi się najbardziej, bo praktycznie każdy był na swój sposób śmieszny, no ale powiedzmy, że porównywalny jak w Stejtsach, gdzie mieliśmy trochę papierowców i trochę perełek. Moją grande favoritą była
Kate i strasznie mi było szkoda, jak ją załatwili z tą ostatnią rekrutacją. Gra jako fajfus szła jej świetnie, ale po zmianie stron totalnie zjajczyła. Na jej miejscu nie łudziłbym się nawet przez sekundę, że typiara mnie nie wystawi, tylko od razu poleciałbym do Teresy, z którą już raz się ładnie dogadały, zgarnął do tego jakiegoś Lewisa czy inne jajo i próbował zebrać głosy na Alex, wymyślając jakieś gówno, że niby powiedziała coś w stylu Marielle.
Cześćtereska też duży na plus, wprowadzała trochę wigoru w tej Rabce swoją doniosłą postacią. Na plus również
Matt, a ściśle mówiąc jego obecność – co prawda ojca ewidentnie komar ugryzł w dupę jak go robił, ale dzięki temu były tam dymy. Uwielbiałem to ich wzajemne polowanko z Teresą
Do tego
Fi i jej wymyślanie dowodów na ludzi z jakichś totalnie gównianych rzeczy i komentarzy
Alex nie skradła mi serca jako osoba, ale przyznać trzeba, że ładnie tam wszystkich rozpykała i podobał mi się ten jej złolski uśmiech w momencie jak okazało się, że Craig wywalił Kate – to było memiczne. Na pewno pokazała wcześniejszym mafiozom jak się mafiozuje, bo ten pierwotny skład był wyjątkowo koślawy.
Claire jako mafia to w ogóle totalny kasztan, miałem wrażenie, że zemdleje tam z nerwów pierwszego wieczoru po tym pasowaniu, a potem że jeszcze raz zemdleje jak okazało się, że kolesie ją wystawili. Myślę, że wyleciałaby jeszcze szybciej, gdyby nie to, że
Olivia wystawiła się mocno na radar przez tę jakąś dziwną rozmowę z
Jackiem i przypuszczalnie ludzie myśleli, że są zbyt podobne, żeby obie mogły być mafiozkami. Też brakowało mi wyjaśnienia, co tam się de facto odjaniepawliło, ale właśnie mi się Umba wydaje, że Olivia mówiła prawdę, bo powiedziała to też w konfie, no nam to by chyba nie bajdurzyła
Widocznie ten ziomo faktycznie mlasnął do niej w lesie coś takiego dziwnego, nie wiedzieć po co, może żeby stać się widocznym, on w ogóle był jakiś taki nie teges.
Marielle lubiłem, ale grała zbyt mocno – na te baśnie o ostatnich słowach umierającej Fi i biegających wokół krasnoludkach faktycznie nabrałaby się chyba tylko Meryl z Jukeja.
Nigel na początku wydawał mi się najbardziej rokującym mafiozą, ale skasztanił z tym niepotrzebnym rzuceniem się do wody po osłonkę i potem z próbą obrony Marielle. Zawiodła mnie też jego obronna gadka w momencie jak już się okazało, że w niego celują - z racji zawodu i doświadczeń życiowych spodziewałem się po nim więcej. Jeśli z terrorystami w tym jakimś Dzikolandzie negocjował w podobny sposób, to naprawdę ma szczęście, że nie dostał kulki.
Angus odpadł pierwszy z mafii, ale paradoksalnie jemu mam najmniej do zarzucenia – akurat ten nieśmieszny żarcik o morderstwie nie był jakąś super wtopą, bo to mógł sobie mlasnąć każdy i ja na pewno nie uznałbym tego za dowód, no ale skoro strzelali jego imieniem praktycznie od pierwszego odcinka, to coś tam musiał jednak obsrać. Najmniej z obsady lubiłem
Marka, ot po prostu nie przepadam za typami z głosikiem i gestykulacją jakby ktoś właśnie kopnął ich w jaja, no ale przyznam mu, że mafiołowcą był na piątkę.
Chloe była według mnie podstawiona przez produkcję, żeby zrobić dokładnie to, co zrobiła – być dziwna przez dwa odcinki, poetycko quitnać, rzucić cztery typy w tym dwa prawdziwe i rozpocząć tym cyrkolino, które się rozpoczęło. Myślę, że uczestnicy pomyśleli sobie podobnie, stąd nie wzięli tego za bujdy wariatki, tylko rzeczywiście zaczęli grillować tych ludzi.
Tyle miłego ode mnie. Widzę, że Kiwisi narobili już sporo epizodów, więc wjeżdżam w to dżipem, ahoooj!