stałem się fanem Sherlocka, no i staram się przeczytać wszystko
Ja serialowy nie jestem, więc noł ajdija łocz jur tokin ebałt, ale książki faktycznie przezacne
Sięgnąłem po nie naturalną koleją rzeczy jako agathozjeb (więc Tobie polecam akcję odwrotną, o ile jeszcze się do niej nie dorwałeś) i żałuję, że napisał tak mało powieści (np. Studium i Pies - perełki!), bo do opowiadań mam gorszą pamięć. Lepiej pamiętam tylko te hece z fejkową śmiercią (podobno miała być niefejkowa, ale fani zawrzeszczeli sir Archie'go i kazali mu ożywić swojego supermana), z Moriarty'm i z tym, jak dojechali potem jego kolesia Morana w tej jakiejś opuszczonej ruderze. Pewnie w swoim czasie do nich wszystkich wrócę, mając ten fun, że w niektórych nie będę już pamiętał kto zabił i znów będę miał szansę na szczery, dziewiczy wręcz szok przy rozwiązaniach.
A jak tam Wasze ulubione książki z dzieciństwa?
Jako taki zupełnie mały srajdek, to ja zbyt wiele nie czytałem. Od najmniejszych lat miałem wredne wrażenie, że autorzy książek dla dzieci bardziej chcą zrobić ze mnie jeszcze większego debila niż jestem, aniżeli mnie czegoś nauczyć. Wolałem więc być debilem sam z siebie. Z wymienionych przez Ciebie czytałem "Do przerwy 0:1" - rzuciłem się na tytuł jak na mięso, bo lubiłem piłkę, ale chyba nie urwało mi mojej dziecięcej dupki, bo mało z tego pamiętam. Pamiętam tylko, że zauważyłem inspiracje "Chłopcami z Placu Broni" - sekta dzieciorów, jeden zdrajca, który przechodzi do innej sekty dzieciorów, a potem wraca ze skulonymi uszami, itp. Czytałem też jako lekturę w którejś tam klasie "Dzieci z Bullerbyn" - na zadane przez Ciebie pytanie muszę pomachać entuzjastycznie i krzyknąć JA! To znaczy niby nienajgorsze, ale pamiętam, że moją bodaj dziewięcioletnią chłopięcą dumę ukłuło to, że dziewczynki są tam przedstawione jako spryciule, a chłopcy jako totalne bezmózgi i patafiany.
Oprócz tego, czytałem też wspomnianych "Chłopców z Placu Broni" i moim zdaniem, to powinna być lektura dla jakichś wyższych klas, bo mój młody móżdżek nie wychwycił wtedy tych wszystkich podtekstów patriotyczno-wojenno-jakichśtam i wówczas uznałem Nemeczka za skończonego kiepa. Jebać śmiertelną chorobę, jebać to, że umrę, ale ja chcę iść na podwórko i napieprzać się z kolegami piachem, juhuu, hejże ho
Czytałem też trochę Alfreda Szklarskiego i jego serię o Tomku, rodzice mnie w to zaopatrzyli, żeby było, że Tomek czyta o Tomku, hihi, ale wymyśliliśmy. I w sumie mi się podobało, choć wiele nie zrozumiałem. Omijałem tylko te wszystkie opisy przyrody, czekając aż będą krew, śmierć i rzygi. Przez ręce przeszedł mi też któryś z Panów Samochodzików Nienackiego, nie pamiętam tytułu, ale była tam jakaś głupia krowa, która powalała wszystkich wokół chwytami judo i skończyło się na tym, że Pan Samochodzik, chcąc uniknąć kolejnej kompromitacji nauczył się samoobrony z podręcznika i też ją powalił chwytem judo, wszyscy oczywiście bili brawo i osrali się z wrażenia, że on taki fajny.
Lubiłem też za dziecka "W pustyni i w puszczy" - wszyscy w klasie to hejtowali, a ja naprawdę się wkręciłem i trzymałem kciuki kiedy wreszcie Staś wpakuje kulki tym Arabusom. Kiedy to nastąpiło, to ten rozdział tak mi się spodobał, że przepisałem go całego w Wordzie, w sumie z perspektywy ch*j wie po co. Ale wkurzał mnie sam Staś - no brawo, jesteś w targanym zamieszkami Arabistanie z małą dziewczynką, wokół syf, kiła i mogiła, masz szanse ocalenia jeśli powiesz Mahdiemu dla picu, że yes sir, przyjmuję wiarę muzułmańską, to ten NIE, targaj freda, ja chcę zostać katolllykiem, bo to wiara moich przodków, bla bla bla. Wojtasowi Cejrowskiemu na pewno pociekło po gaciach z wrażenia.
Czytałem też "Bandę Rudego", "Szatan z siódmej klasy", "Chłopak na opak", "Tomka Sawyera" i jakiś shit o dzieciach ganiających duchy, którego tytułu nie pamiętam. W podobnym czasie przeczytałem też Szwejka, to nie takie dla dzieci, ale starsi tak na mnie wołali i chciałem sprawdzić, czy powinienem się obrazić - chyba powinienem, ale książka zarąbista, nic nie zrozumiałem, ale z wiekiem, jako że ta chwalebna ksywka ode mnie nie odeszła, przeczytałem sobie jeszcze raz, tym razem rozumiejąc i chichrając się "do rozpuku". No i jeszcze Harry Potter, ale tym nie ma co szpanować, bo czytał to chyba cały świat. Fanem bynajmniej nie jestem i moją największą rozkminą było to, że skoro oni wszyscy tam tacy mądrzy i światli, to po hugo wciąż trzymają w Hogwarcie dom pod wezwaniem Slytherina, skoro i tak wiadomo, że powyrastają z niego same ćwoki, śmierciożercy i inne złole. Pani w pierwszych latach podstawówki czytała nam też w klasie "Anaruk, chłopiec z Grenlandii" - rozpropagowane w komuniźmie ścierwo nie zdjęte z kanonu do teraz, w którym każda historyjka sprowadza się do tego, że dzielny Anaruk upolowuje dla całej osady fokę/morsa/coś co tam u nich pływa i wszyscy rzucają się, żeby to żreć.
No, z dziecięcych wspominków literackich to chyba na tyle.