S36E14 "It Is Game Time Kids"

Awatar użytkownika
Eska
7th jury member
Posty: 667
Rejestracja: 06 paź 2010, 00:00
Winners at War: Yul
Kontakt:

S36E14 "It Is Game Time Kids"

Post autor: Eska »

Cieszę się, że wreszcie skończył się ten sezon. Był on niestety nudny, dla mnie jeden z gorszych sezonów, które widziałam.
Gdyby miał ktoś z tego sezonu wrócić, to Micheal. Ew. Libby, bo nie udało jej się zbytnio poznać. Zresztą tu nikogo poza Domecnikiem i Wendellem nie dało się zbytnio poznać, ale tej dwójki mam już przesyt i jakoś nie śpieszy mi się do ich kolejnego oglądania. Jednak akurat ta dwójka ładnie sterowała grą, ludzie nie chcieli ich wywalać nawet, gdy wiedzieli, że nie mają z nimi szans w finale.

No i remis na radzie z pewnością był jakimś zaskoczeniem.

Awatar użytkownika
Maw
sole survivor
Posty: 1283
Rejestracja: 28 mar 2017, 23:30
Winners at War: Parvati
Survivor AU All Stars: Shonee
Kontakt:

S36E14 "It Is Game Time Kids"

Post autor: Maw »

CH23 pisze:
26 maja 2018, 14:47
Maw pisze:
24 maja 2018, 16:10
CH23 pisze:
24 maja 2018, 12:42
Co do całego sezonu, edit jak każdy mówi masakra, ale zobaczcie na jedną rzecz!
Jest wygłoszenie mowy jury, kto się nie odżywa? Chelsea! Jenna! Angela! osoby które zostały pominięte przez edit!
I według mnie to pokazuje jak słabymi osobami były w tym sezonie, skoro nawet nie potrafiły wtrącić parę zdań!
Ludzie są serio takimi debilami? I to już nie pierwszy raz widzę taki komentarz, w dodatku nie u casuals, a u fanów Survivora. xD

Wow!
Nie wiedziałem, że moja wypowiedz aż tyle emocji włączy u wszystkich!
Ale stary przesadziłeś jak ogrodnik !
Wyzywać od razu od "debili" ?
Weź się zastanów...
Rozumiem, możemy mieć różne spojrzenia na dany odcinek, ja widziałem to z takiej strony, i tyle.
Przykre, że to forum posiada takie osoby, plujące jadem.

Dla mnie Jenna, Angela po mimo tego, że miały słaby edit i nie zostały w ogóle pokazane to nie są jakimiś graczami wysokich lotów.
Bardziej szkoda braku takiej Chelsea, która wygrywała zadania i wywaliła np. Bradleya lub Sebastiana który coś tam na tym finale powiedział, więc sądzę, że pomysł na gre też miał.
Koniec tematu :)
Jak cię to uraziło to przepraszam. Może użyłem zbyt mocnych słów. To nie było bezpośrednio do ciebie, tylko zauważyłem w ostatnich czasie dużo podobnych komentarzy, a to jednak trochę frustrujące jak ludzie nie wiedzą jak łatwo można tym zmanipulować. ;) Muszę się z tobą zgodzić, że taka Jenna, Libby czy Angela (którą lubię) nie miały zbyt dużo do powiedzenia na temat gry, no ale na tym FTC istnieli praktycznie tylko Kellyn i Michael, czyli pupilki producentów, w dodatku powtarzali w kółko to samo. A to nie jest tak, że tylko oni tam się odzywali. Już wolałbym usłyszeć cokolwiek od kogokolwiek.
Jack pisze:
27 maja 2018, 10:00
Będę za to krytykować reunion. Był chyba najgorszym w historii. Cokolwiek zdążyło powiedzieć z pięć czy sześć osób, a później zaczęła się promocja nowego programu CBS, który pewnie będzie klapą jak "Candy Crush" rok temu.
Przecież rok temu reunion był prawie identyczny. Te całe reunions nie mają w ogóle sensu w tych czasach. Pytają z 3 osoby, potem zajmują się jakimiś celebrytami i Cochranami. To po co w ogóle to robić? Debilizm. Przynajmniej uczestnicy dostają kasę za takie siedzenie.

Co do samego finału to cieszę się, że Wendell wygrał. Jest dużo bardziej nietypowym i mniej przewidywalnym zwycięzcą niż byłby nim Domenick. Kiedy ostatnio male winner dostał aż trzy 0 w konfach? Ale w sumie to ten sezon miał mega dużo 0... Trochę śmieszne, że nawet w finale Domenick dostał jakieś 10 konf więcej od Wendella, a było w nim tylko 6 osób z czego Angela, Donathan czy Sebastian prawie nie istnieli. Domenick prowadził bardzo podobną grę od Wendella i jego zwycięstwo też byłoby ok, ale miał gorszy social. Nawet na radzie było widać jak się wtrącał ludziom w słowa. Wendell miał z innymi bliższe relacje, m.in. z Kellyn czy z Laurel. Laurel o dziwo znośnie wypadła na FTC, ale i tak za nią nie przepadam, więc zero głosów dla niej mnie cieszy. :D O pozostałej trójce ciężko cokolwiek powiedzieć. Bardzo szkoda mi Angeli, jak na osobę, która odpadła jeden dzień przed finałem jej edit był beznadziejny, prawie tam nie istniała. A to właśnie odcinki w której jej było dużo były najciekawsze. :D Trochę wtf było wygadanie planu Sebastiana Domenickowi, nie wiem co ona sobie myślała, ale chyba się nie dowiem, bo nie dano jej nam tego wyjaśnić. Donathana trochę mi szkoda, bo pod koniec go polubiłem, ale to było oczywiste, że odpadnie w f6 albo f5, przynajmniej udało mu się zajść do tego f5. Sebastian pod koniec zaczął coś grać, ale jednak trochę za późno.

Ogólnie sezon uważam za bardzo słaby, głównie przez beznadziejny edit, chociaż cast też nie był jakiś mega ciekawy. Wylądował u mnie w BTM5. :D ALE i tak według mnie jest lepszy niż jeden z ulubieńców Jeffa Millennials vs. Gen X. ;) Pre-merge oprócz beznadziejnej premiery było całkiem spoko, za to merge było tragiczne.

Zastanawia mnie jak to będzie z wyborem najlepszego stratega na forum. :D Bo z takim editem to chyba jesteśmy skazani na wygraną Domenicka albo Wendella. Kellyn i Donathan to prędzej mogliby walczyć o tytuł najgorszego, tacy gracze jak Desiree czy Chelsea wydawały się być ogarnięte, ale z ich editami praktycznie nie istniały, a Stephanie J bardzo szybko odpadła.

Ciekawe komu Sia po zakończeniu następnego sezonu da kasę. Macie jakieś swoje typy?

Awatar użytkownika
ciriefan
sole survivor
Posty: 5963
Rejestracja: 27 mar 2010, 00:00
Winners at War: Natalie
Survivor AU All Stars: Shonee
Kontakt:

S36E14 "It Is Game Time Kids"

Post autor: ciriefan »

Najlepsze w tym sezonie jest to, że się już zakończył.

Tak idąc po kolei:

Final 6 - Sebastian w końcu zaczyna myśleć i wymyśla jakiś konkretny plan. Potem jednak Angela z dupy wszystko wygaduje Domenickowi i Wendelllowi XD Potem drama na radzie i Sebastian w końcu nie gra tym podwójnym głosem XD A co więcej w wywiadach mówi, że wierzy, że Dom i Wendel chcieli go zabrać do finału. Jeszcze ten jego ból na finale. Bezmózga ameba. Temu panu dziękujemy.

Final 5 - przewidywalnie odpada Donathan. Nie lubiłem go, ale zaplusował tym, że próbował coś zmienić i walczyć o swoje. Ta nagroda pieniężna od Sii - beka XD Zamiast America's Favorite Player mamy teraz Sia's favorite player XD

Final 4- Angela mnie tak ogromnie rozczarowała wygadaniem planu Sebastiana, że niestety, ale jednak trzeba ją dorzucić do worka bezmózgich ameb. Bardzo słaba gra - zarówno mentalnie i fizycznie, a przecież niby była żołnierzem. Wielkie rozczarowanie na sam koniec.

Final 3 - Już tydzień temu pisałem, że generalnie to rozumiem decyzje Laurel i dziwi mnie, że nikt nie docenia jej gry, a wszystkie propsy spadają na tych "głośniejszych", którzy przecież ostatecznie byli zależni od jej decyzji. No ale nie umiała odczytać jury, więc pod tym kątem grę prowadziła tragiczną. Mieliśmy historyczny remis - aż dziwi mnie, że jakoś bardziej tego nie zapowiadali. Jakoś tak to finałowe odczytanie głosów przeszło bez emocji. Przez cały sezon byłem bardziej za Domenickiem, ale bardzo zwalił końcówkę gry pod kątem socjalnym, więc Wendell wygrał zasłużenie. Plusem też jest to, że to Domenick był faworytem produkcji, więc przynajmniej to im nie wyszło (sam fakt, że Dom dostał w finale 2 x więcej wypowiedzi niż zwycięzca i tyle samo co Wendell, Laurel i Domenick włącznie - no ból dupy produkcji ewidentny). No cóż, finał jak i cały sezon bez emocji - Domenick i Wendell show.

Reunion tragicznie słabe tak jak ostatnio zawsze. Zamiast poświęcić czas graczom to mamy 5 minut zapowiedzi jakiegoś show albo z dupy pojawienie się Erika i Jamesa.

Sezon okropny, jeden z najgorszych w historii. Tak naprawdę to polubiłem tylko 2 osoby: Michaela i Stephanie, ich powrotu chciałbym w potencjalnym All Stars. Mogłaby też wrócić Desiree, bo mam wrażenie, że ze względu na słaby edit jej potencjał nie został pokazany. No ale pewnie wróci Domenick (ostatecznie go przetrawię), Donathan (o matko) albo Kellyn (ją też ostatecznie przetrawię).

http://survivorpolska.pl/czego-nie-zoba ... -pierwsza/
http://survivorpolska.pl/czego-nie-zoba ... esc-druga/

A i jeszcze kwestia wizyty na Ghost Island i wyboru urny - Domenick wybrał tę z Cagayan i przegrał, a mnie w związku z tym rozbawił pewien żart:
What’s the sound of a million dollars flying out the window? Woo…

KONFY:

Wendell - 8 (39)

Domenick - 17 (67)
Laurel - 6 (27)

Angela - 3 (15)
Donathan - 3 (32)
Sebastian - 2 (12)

Kellyn - 41,Chelsea - 4, Michael - 32, Jenna - 12, Desiree - 14, Libby - 11, Chris - 25

Bradley - 12, James - 7, Stephanie - 12, Brendan - 5, Morgan - 6, Jacob - 15, Gonzalez - 2

Awatar użytkownika
tombak90
sole survivor
Posty: 2663
Rejestracja: 12 mar 2011, 00:00
Lokalizacja: Poznań
Winners at War: Tony
Survivor AU All Stars: David
Kontakt:

S36E14 "It Is Game Time Kids"

Post autor: tombak90 »

Dżizaskrajst, chyba muszę to rozchodzić. Sezon był tak pokurwiony, że aż mi się chce nad sobą płakać, gdy pomyślę, ile pożytecznego mógłbym zrobić przez te czternaście godzin; nie wiem, odmalować ściany, posprzątać las, powtórzyć wielomiany, dorobić trochę grosza na inwentaryzacji w Lidlu, wydziergać kapcie na drutach dla całej rodziny – wszystko lepsze, niż oglądanie tego dżefowego Teatru Lalek za dwa liry.

Spoglądając na całkiem galante sezony Kiwisów, czy tych białych murzynów z South Africa, których białość mnie nieuka zaskoczyła, jeszcze bardziej uderza, jakie to wszystko jest nierealne, ustawione i jeszcze dodatkowo spłaszczone na naleśnika przez edit. Tam mamy ludzi, którzy zachowują się i przede wszystkim rozmawiają jak ludzie – ktoś kogoś zhejtuje, ktoś się zająknie, ktoś komuś wejdzie w słowo – tutaj od kilku sezonów mam już wrażenie, że producenci piszą im nawet te dialogi i kwieciste formułki na radach, bo wszystko jebie fejkiem na kilometr. Wszyscy gadają i zachowują się tak samo, postacie są przez to papierowe, nie ma komu kibicować i całość podśmierduje takim jakimś ogólnym dżefizmem. Ktoś naprawdę powinien pokazać temu głupeczkowi watchseries, żeby mógł sobie pooglądać i porównać, wtedy dostałby depresji i siwych włosów na dupie widząc jak licho wypada na tle konkurencji.

Ajdolowo znów było wesoło. Pewnie fidżańskie seniorki z lokalnej wioski zatrudnione przez Jeffa za garnek slopu na tydzień, nie nadążyły już wiązać tych wszystkich drewienek, koralików i hulabula paciorków, bo podrzucanie ich ulubieńcom przez Leśne Skrzaty szło hurtowo. A już wody mi z fiuta odeszły w momencie, kiedy to rzeczywistością stało się też w końcu to, o czym mówiliśmy w najczarniejszych forumowych śmieszkach – ajdol został znaleziony w buffie :lol: :lol: :lol: Było to w przypadku bodaj Chrisa, który nie był co prawda aż takim ulubieńcem na finał, no ale miał przecież przez Jeffa nadaną równie ważną rolę – bycie zajebiście agrrr groźnym przeciwnikiem jeszcze bardziej zajebistego Doma.

Z dwadzieściorga złego, najbardziej lubiłem chyba właśnie Domenicka. Ok, zniechęcało do niego to, że Jeff aż tak bardzo wałował sobie orła do jego konf i uważał, że będziemy to robić wszyscy razem w jednym tempie tak jak on, więc gdzieś tam po cichu liczyłem, że jakimś cudem odpadnie, no ale jako postać był chociaż trochę bardziej charyzmatyczny niż te wszystkie mamałygi, a do tego gdzieś tam do mnie trafiła ta jego historia, którą opowiadał meet the cast jak to się za siebie zabrał dla córy. Na plus też Piaskogłowa, która miała zadatki na ciekawą postać, gdyby tylko raczyli nam ją chociaż trochę pokazać, a i też próbowały trochę narozrabiać razem z Chelsea. Pech chciał, że murzyńskie więzy krwi nie zadziałały tym razem aż tak doniośle jak w Game Changers i jej czarna siostra polecała ją podpierdolić do swoich szefów :mrgreen:

Libby to zdecydowanie najlepsze ciałko na wyspie (gdyby tylko Bozia się nadęła i ją gdzieniegdzie dopompowała, to już byłby majstarsztyk 8-) ), ale niestety przez całą grę była jakaś taka sama i niechciana, zupełnie jakby wydzielała jakiś przykry odór, albo co najmniej zdradziła tym wszystkim kolorowym dzieciom CBS’u, że zagłosowała na Trumpa. Piątą i ostatnią osobą, której ewentualnie rzuciłbym koło ratunkowe gdyby statek z tym castem zaczął się topić był Młodzik Michael – tak się na niego te wszystkie jaszczury rzuciły, że wiadomo było, że zbyt długo na tych IC-kach i ajdolach nie zajedzie, no ale nice try.

Laurel wygląda jak lama, zachowuje się jak lama i jest lamą, amen. Widzę, że forum trochę się w jej kwestii podzieliło, ale osobiście nie mogłem już patrzeć na to zębate cielę bez podstawienia sobie jakiegoś wiadra pod brodę. No wolnego – co to jest za pogwizdany argument, że po przeskoku byłaby następna do odpadki, przecież w tych czasach jest to już gra, w której wszyscy ruchają wszystkich co Radę, blindsidy i voting blocksy wirują szybciej niż Turek kręci kebaba, więc na pewno jakąś szansę by w takim układzie miała, zwłaszcza, że brnąc w F3 z chłopakami nie miała kompletnie żadnej. Jej gra była tak rzęsiście durna, że aż momentami podejrzewałem, czy producenci nie odpalili jej jakiegoś siana za to, żeby była takim agentem, który wbrew wszelkiej logice pomoże dojść dwóm #JeffPersonalities do finału i uniemożliwi wszelkie próby przewrotu Chelsea i innych. Nie widzę żadnej różnicy między nią a Woo, Mickiem z Samoa, Natalie Tenerelli i tymi innymi chwastami.

Nieźle się zgrali z Donathanem, w przypadku którego nie pomagało nawet wiadro, bo jego facjata była taka oślizgła i szczurza, że bez kitu jak się pojawiał, to żeby nie żurnąć, skupiałem wzrok na tych wszystkich drzewach, małpach i łąkach umajonych, które mieli w kadrze za plecami. Miałem wrażenie, że on w ogóle jakoś tak… świeci, nie wiem, jakimś łojem się kurwa wysmarował, czy co. Na szczęście jego zachowanie było tak idiotyczne i samodestrukcyjne, że Jeffowi nie dało się go dopchnąć wyżej niż do F5 bez konfliktu interesów ze swoim drugim faworytem, który po tych ostatnich jazdach już chyba ledwie-ledwie hamował się przed trzaśnięciem w go w zęby tak, żeby przekoziołkował.

Ale nie - nawet to nie są jeszcze wyżyny mojego hejtu w tym sezonie. Mógłbym oglądać jeszcze trzy edycje z Laurel i Donathanem, gdyby obiecano mi, że z powierzchni Ziemi zniknie inna osoba – Kellyn. Takie to było łomowate, że aż miałem ochotę przeniknąć przez ekran i zawiesić ją za majtki na szczycie palmy, żeby się darła i wierzgała aż nie zleci i nie połamie głupiego ryja :x Najpierw wzbraniała się przed przewrotem i podpierdalała wszystkich do chłopaków, a potem gdy się od niej odwrócili, to była ałałała, biją mnie, pomóżcie. Poza tym babsko całą swoją wartość opierało na chwaleniu się rozwodem, bez przerwy ładowała o tym w konfach i chyba uważała się przez to za… nie wiem, głęboką, oświeconą, natchnioną własną zajebistością. Niech głupi, wierny przysięgom małżeńskim plebs patrzy i podziwia jaka to ona nowoczesna i postępowa, hm hmm hm.

Żołnierzyca, Sebastian – ich to chyba starzy nie zrobili, tylko zaprogramowali. Jeszcze on to przynajmniej ruszył łbem w ostatnim momencie, gdy survośmierć zajrzała mu w oczy, ale ona to już kompletna padaka. Przez całą grę nie zrobiła kompletnie niczego, nie uczestniczyła w żadnej akcji przewrotowej, podpierdoliła kolegów w kluczowym momencie przy F6 i trzymała się typa, który ostrzył na nią nóż już od momentu, gdy była w sojuszu z jego największym wrogiem. Zdecydowanie największe łejstofspejs sezonu, nie mam pojęcia, dlaczego aż tyle osób kibicowało jej tutaj w ostatnim odcinku. Dla mnie pewniaczek w rankingu na najgorszego stratega.

No dobra, dość biadolenia, teraz bierzemy pęsetę i spróbujemy wydłubać z tego syfu chociaż jakąś namiastkę pozytywów. Ano na przykład dobrze, że tym razem Probst nie ustawił sobie zwycięzcy w aż tak chamowaty sposób, jak ostatnio. Tutaj riggował grę dla Doma, ale ostatecznie odrobinę odpuścił i w rezultacie to nie on lecz jego Sancho Pansa zgarnał sakwę srebrników. Oczywiście bardzo możliwe, że to też było dokładnie ustawione, bo po S35 to ja już nie ufam temu programowi za grosz, no ale przynajmniej tym razem nie kłuło to aż tak bardzo w oczy i końcówka miała szansę być pewnym zaskoczeniem. Na plus także to, że mimo wszystko editowi udało się zrobić mnie w trąbę w pre-mergu i jednak nie było tego outcast twist, a po edicie dałbym sobie jaja w kokardkę zawiązać, że nie ma opcji by Sekciarska Steph i Kubuś Fatalista nie straszyli nas do ostatniego odcinka. Pewnie i tak niedługo powr… no ale dobra, mniejsza z tym, trzask plask, japa koniu, nie kracz.

Pocieszne były też te wszystkie retrospekcje ze złych ruchów i wieczny kabaretom ze strategicznych liliputów typu Erik czy Woo. Nadawały klimatu i żałuję, że nie poszli z tym o krok dalej. Taki James czy Eliza mogliby się przecież kopsnąć na Fiji żeby osobiście wręczyć im te swoje przeklęte shity. Mielibyśmy chwilę nostalgii i moglibyśmy sobie przypomnieć o tym, że, jak powiedziałaby, tym razem nie bez słuszności, Małpa Nosacz, kieeeedyś to kurła były surwajwory, nie taki reżyserowany chłam jak teraz :mrgreen:
"Dziś prawdziwych villainów już nie ma..."

Awatar użytkownika
Umbastyczny
sole survivor
Posty: 2130
Rejestracja: 25 lut 2013, 00:00
Winners at War: Yul
Survivor AU All Stars: Shonee
Kontakt:

S36E14 "It Is Game Time Kids"

Post autor: Umbastyczny »

Oho, jako, że po raz pierwszy od dawna nie narzekam na kompletny brak czasu, nadszedł czas na naskrobanie czegoś o tym sezonie...

Ogólnie szybko zaprzestałem komentować kolejne odcinki, bo po prostu mijało się to z celem i było mi kompletnie szkoda czasu. Zmarnowanie 40 minut tygodniowo na odcinek to już wystarczające poświęcenie.


Sezon był tragiczny, osobiście wrzucam go do TOP3 najgorszego chłamu. To już 36 sezon, wiadomo, że były lepsze i gorsze, ale w każdym można znaleźć jakieś plusy. Jest wiele rzeczy, które mogą jakoś ratować sezon. Na jakość sezonu składa się kilka czynników: motyw, twisty, edit, cast, przebieg, historia. Tu nie było nic, żaden aspekt mi się nie podobał. Tak naprawdę przez te 14 odcinków rzadko kiedy pomyślałem, że coś jest w tym sezonie spoko. Ale przelećmy się po kolei po różnych aspektach tego czegoś:

1) Główny motyw oraz twisty - muszę te 2 rzeczy upchnąć razem


Sam pomysł przed sezonem mi się NIE podobał i uważałem, że to słabe. Jednak sceneria wyspy, wybór zesłanego przez drugi zespół i te spoko retrospekcje jakoś mnie do pomysłu przekonały. Jednak wykonanie tego motywu w praktyce było po prostu tragiczne.

a) oczywiście standardowy już zarzut, że znajdowanie liścików w urnach mogło być po prostu ustawione
b) po co robić przykokszoną wyspę skoro drugie tyle bonusów jest w obozach
c) robienie większości przewag na jedno kopyto. O ile patyk Elizy, który nabrał mocy był nawet zabawny, to w innych kwestiach mogli się bardziej postarać. HI Jamesa mógłby naprawdę ratować 2 osoby, HI Andrei tylko kobietę (skoro była mowa, że odpadła z nim w kieszeni jako pierwsza kobieta), a np. immunitet Erika mógłby zostać HI, ale tylko z możliwością użycia na kimś innym albo cokolwiek innego. Naprawdę ludzie produkujący reality show mają zerową kreatywność i wyobraźnię?
d) taki mój jeszcze 1 mały przytyk. Nie uważam, żeby fake idol Jaya nadawał się na wyspę i historyjka, że Jay stracił czujność była naciągana. Chłop był na wylocie, nie wygrał zwykłego immu, znalazł naprawdę wiarygodne HI, to co miał zrobić? Zostawić sobie w kieszeni?


Żeby nie było, że tylko karcę to sypnę troszkę plusikami. Tak jak mówiłem, retrospekcje fajne, sama wyspa z wyglądu świetna, legacy przekazane Morgan przez Jacoba spoko, gra Chrisa z przedłużaniem żywotności HI to chyba najlepszy pomysł na GI.


2) Przebieg


Całościowo trzeba ocenić jako NUDNY, bo niestety merge to była tragedia. Wszystko (no prawie) przewidywalne do bólu. Przed mergem mieliśmy nawet parę fajnych rad (eliminacje Morgan, Jamesa czy Bradleya), zagrania HI, niby Naviti strong, ale jakieś próby sojuszy międzyplemiennych. A po merdżu? Ok, najpierw odpadł Chris, ale ten konflikt z Domenickiem był tak nakręcany, że to też żadne zaskoczenie. A potem ciachanie po kolei Malolo i tych Naviti, którzy już nie chcieli Naviti strong, gdzie Naviti strong oznaczało wchodzenie w dupska Doma i Wendella.


Za tak marny przebieg trzeba oskarżyć w pierwszej kolejności produkcję, bo oni takich, a nie innych ludzi wybrali. Niestety coś nie pykło, a przecież po 35 edycjach ludzie od castingów powinni się znać na swojej robocie. Branie ludzi, którzy się zaklinają, że są super fanami, to nie wszystko. I potem ma się w edycji takie Lauren czy Kellyn, które nie próbują zrobić czegokolwiek, czy Sebastiana i Angele, którzy nie mają bladego pojęcia o strategii, a inteligencja im mocno kuleje, to się nie ma co dziwić, że przebieg edycji był tak monotonny. Jedyne zaskoczenie (choć dla mnie niemiłe, bo wolałem już Doma) to zwycięstwo Wendella. Naprawdę po sezonie s35 i możliwościach Jeffa, byłem pewny, że Dom ma to zwycięstwo, skoro Jeffa tak się w nim rozkochał. Ale Wendella też Jeff lubił (patrz ilość bonusów i czasu antenowego), więc pewnie całkiem się chłop nie załamał.

3) Historia

To się niejako łączy z przebiegiem. Było nudno, jakiejś większej historii nie było. W sumie to może nawet jakiś plusik, bo wolę brak historii niż fabułę opartą na raku, ciąży czy innym nieszczęściu. Dużą częścią narracji stanowił sztucznie rozdmuchiwany i przypominany co 3 minuty konflikt Chrisa i Doma, który i tak się urwał wpół sezonu...

4) Edit

Ekhm… co?

To jest naprawdę najbardziej irytująca rzecz w tym sezonie moim zdaniem. Wiadomo, że przebieg był nieporywający, a cast taki sobie, ALE - gdybyśmy mieli bardziej wyrównany edit, postacie z tła dostały trochę czasu antenowego i mielibyśmy możliwość je poznać, to całość byłaby mniej oczywista, a sama gra może ciekawsza, bo poznalibyśmy więcej planów/sojuszy/knować niż oficjalna linia przyjęta przez Doma i Wendella. Ja nie wiem, jak można było tak ignorować niektóre osoby. A to co zrobiono z Chelsea to po prostu kurestwo. W ogóle mam wrażenie, że w tym sezonie osoby, które jakoś były dla mnie ciekawsze, zostały olane. Ale no, 4 konfy na 12 epów? Przecież laska wygrywała zadania, to nawet za to, należały jej się 3-sekundowe konfy, że super być bezpieczną... Już nie wnikam w to, że może rzeczywiście jej wypowiedzi były miałkie i wydawały się kiepskie do emisji i nie wnikam w to, że na podstawie tych skrawków z epów, ponderosy, wywiadów itd. wydawała się kumata. To dla mnie nie ma znaczenia. Każda najgorsza ameba zasługuje na normalny edit i wypowiedzenie się na temat swojej gry.


5) Cast

Niestety wypada bardzo słabo. Ludzie byli w większości, albo nudni czy irytujący, albo byli kiepskimi graczami, albo jedno i drugie. Dodatkowo niektórych nie dało się nijak poznać, a inni którzy przejawiali oznaki inteligencji poodpadali szybko, ale dostawali czas antenowy raz na ruski rok i to chyba z przypadku.

GONZALEZ - za wiele po jednym epie się nie da powiedzieć, ładna była, ale raczej wyglądała na taką nieogarniętą co albo szybko wyleci, albo ją zaciągną jako goata daleko.

JACOB - chłop niby jest superfanem, pisał na "inside survivor" (polecam te stronkę). Nie wiem, które artykuły pisał, bo nigdy tego nie sprawdzam, ale dał dupy po całości, mega irytujący i mega lamer.

MORGAN - do niej nic nie miałem.

BRENDAN - jak wyżej z tym wyjątkiem, że on na przemieszaniu wyszedł dużo gorzej.

STEPHANIE - zgodze się z tombakiem, że miała sprany mózg, co było wkurzające, ale ogólnie laska miała nawet jakąś smykałkę do tej gry i w pierwotnym Malolo całkiem spoko ogarnęła.

JAMES - dla mnie był dość nijaki i nie przepadałem za nim, ale przynajmniej wywalił tę Morgan i próbował coś ugrać po kolejnym przemieszaniu. Swoją drogą dziwiłem się Angeli i Michaelowi, że go się pozbyli.

BRADLEY - łolaboga. Koleś był irytujący, gracz po prostu tragiczny, a taki narcyz. Ale postać barwna i w tak kiepskim sezonie był jakimś tam fajnym i pociesznym zjawiskiem.

CHRIS - darzyłem go jakąś sympatią, w tym starciu z Domem był tym rozsądniejszym (co do kwestii samego sporu), ale graczem był gorszym zdecydowanie. Jego eliminacja i HI ważne na dwie rady, no padaka totalna.

LIBBY - jakoś się do niej nie przekonałem. Mało jej było, więc ciężko coś powiedzieć, ale nie dała mi żadnych poszlak, żeby ją polubić/szanować. Jedyny plusik konkretny za sojusz z Morgan, ale od razu minus za nieocalenie jej.

DESIREE - o, jedna z ciekawszych postaci. Ze względu na nikły edit też wiele się wysnuć nie da, ale polubiłem ją za darcie mordy na Kellyn w tym zadaniu z zasłoniętymi oczami i za to, że jako pierwsza wpadła na pomysł, że jakiś przewrót można by urządzić. I potem fajnie udawała świętoszka.

JENNA - przez większość sezonu jej nie lubiłem. Po pierwsze jak dla mnie jest brzydka (tak wiem, mocarny argument :D), a po drugie była do bólu nijaka, a "romans" z Sebastianem był jakiś taki paskudny/obleśny. Dopiero w odcinku, w którym odpadła zacząłem zmieniać zdanie o niej na plus (za komentarze o przytulaniu czy konfy o Donathanie).

MICHAEL - nawet go polubiłem, kombinował nieźle, cały czas miał pod górę i tyle.

CHELSEA - jak to jest, że osoba z najmniejszą ilością czasu antenowego została moją ulubienicą? :D Po pierwsze polubiłem ją jako osobę. Tak wiem, to jest reality show itd., ale moim zdaniem nie ma nic złego w byciu małomówną/introwertyczką. A do tego koksiła zadania, socjalnie miała kilka fajnych sojuszy i strategicznie też dawała radę. Zostanie dla mnie tajemnicą co się stało, że CBS jak to potraktował.

KELLYN - a tutaj całkiem na odwrót. Za co Kellyn zdobyła tyle propsów Jeffa i spółki? Za bycie superfanką, która podnieca się pagongowaniem? Za bycie ślepą sraką i powtarzanie Naviti strong? Za nijakie konfy? Za to, że jak ocknęła się z ręką w nocniku to ugrała kompletne 0?

SEBASTIAN - od początku go nie lubiłem, jakiś taki odpychający wyraz twarzy, nieskalany myślą. Chłop nic nie robi większość edycji, a jak zaczyna to robi to tragicznie.

DONATHAN - ogólnie mnie tak bardzo nie denerwował jak innych. Bardziej mnie irytował szum wokół niego i robienie z niego super bohatera, którym rzecz jasna nie był. Przeciętny gracz, który podpiął się pod innych, a potem nie udało mu się wspiąć na szczyt ich kosztem. A końcówka i to załamanie nerwowe to kolejny duży minus.

ANGELA - polubiłem ją, intrygująca i ciekawa postać. ALE GRACZ ŻAŁOSNY. Nie robi nic, a jak w końcu jest szansa na cokolwiek to wyjawia cały plan...


LAUREL - o tej to mi się nie chce nawet pisać, bo już padło tyle trafnych podsumowań na jej temat. Bardzo irytująca jako gracz, ale również jako człowiek. Nie mogłem jej zdzierżyć. Trochę jej gra przypominała mi sezon 26 Caramoan i grę Dawn. Oczywiście tamta kobieta grała lepiej od Laurel i mogła mieć nadzieję/przypuszczenia, że w finale nie jest w takiej dupnej pozycji. Laurel była skazana na klęskę całkowitą. Nie wiem na co liczyła. Ale podobieństwo widzę w kwestii tego, że inni przychodzili do obu pań z planami buntów i roszad sojuszy, a one to wszystko ucinały i donosiły niedoszłym ofiarom.



DOMENICK - jako minusami była paranoja związana z Chrisem oraz to, że stał się miłością Jeffa. Koleś grał całkiem dobrze i konsekwentnie. W F3 to jemu kibicowałem. Gdyby miał normalniejszy edit i mniej wepchniętych przewag, to kibicowałbym mu może nawet wcześniej :D


WENDELL - dla nie nudny i nijaki, momentami mnie irytował. Co do gry, to też nie była zła, ale moim zdaniem wypadł słabiej od Domenicka, jakoś wydaje mi się bardziej bierny. Nie lubiłem go i szkoda, że wygrał, ale jak na taki sezon, to zwycięzcą złym nie jest.

Awatar użytkownika
Davos
6th jury member
Posty: 582
Rejestracja: 16 lut 2019, 01:44
Kontakt:

S36E14 "It Is Game Time Kids"

Post autor: Davos »

Uff, mam już ten sezon za sobą... Muszę przyznać, że chyba po raz pierwszy w ciągu tych trzydziestu sześciu sezonów zdarzyło mi się, że nie mogłem się doczekać, kiedy to wszystko się skończy. Dżizas, co za padaka! Edit tragiczny, cast beznadziejny i nawet w finale, gdy już trzeba było walczyć o miejsce w pierwszej trójce i uznanie jury, niektórzy dalej byli pasywnymi amebami bez krztyny odwagi i inicjatywy...
Jakieś dłuższe podsumowanie pewnie machnę w przyszłym tygodniu (choć tym razem z bólem, no ale tradycja rzecz święta), ale na ten moment mogę powiedzieć, że dla mnie to był zdecydowanie jeden z najgorszych sezonów w historii Survivor i nawet nie wiem, czy nie najgorszy. Dobrze już mieć go z głowy.


A co do ostatniego odcinka:

Top6 - Sebastian w końcu zaczął przejawiać jakieś przebłyski myślenia i zaplanował blindside na Domenicku przy użyciu swojej przewagi z dodatkowym głosem... ale wszystko się posypało przez Angelę, która pobiegła z tym planem do Domenicka :D A na radzie jeszcze Sebastian dał się nabrać na fejk idola Domenicka i ostatecznie zagłosował na Donathana. Bez komentarza...
Angela i Laurel oczywiście nie zdecydowały się zaryzykować i dalej trzymały się Domenicka i Wendella…

Top5 - Tutaj było wiadomo, że Domenick i Wendell są bezpieczni, bo obydwaj mieli HII więc wiało nudą, bo było oczywiste, że poleci Donathan. Choć dla Wendella maly plus za zagranie HII dla Laurel. A Angela oczywiście dalej robiła za bezmyślny number i potulnie głosowała jak jej faceci kazali.

Top4 - Domenick wygrał immunitet i chciał wykopać Wendella, ale nie mógł tego zrobić przez twist z rozpalaniem ognia. Ktoś musiał się zmierzyć tam z Wendellem i Domenick postawił na Angelę. Szkoda, że nie zdecydował się zaryzykować i oddać immunitetu, żeby samemu walczyć z Domenickiem w konkursie ognia. Zdaję sobie sprawę, że taki ruch byłby ekstremalnie ryzykowny, bo gdyby mu się nie udało to odpadłby przed finałem z własnej winy, po oddaniu naszyjnika i pewnie potem zostałby hejtowany i wyszydzany w USA jako jeden z najgłuszych graczy. No ale gdyby jednak wygrał z Wendellem w konkurencji na rozpalanie ognia to nie tylko zdobyłby milion dolarów, ale i przeszedłby do historii Survivor jako jeden z najodważniejszych graczy. Szkoda, że się na to nie zdecydował i zagrał bezpiecznie. No ale trochę też go rozumiem - miał już zagwarantowany finał i pewnie po cichu liczył, że pokona w nim Wendella.

Finał - Zgodnie z przewidywaniami, beznadziejna Laurel nie dostała żadnego głosu (i całe szczęście), a wszystkie głosy rozłożyły się między Domenickiem a Wendellem. I muszę przyznać, że tu faktycznie zrobiło się ciekawie, bo doszło do historycznego remisu. Wendell miał farta, że akurat Laurel stała się decydującym sędzią - jak widać, opłaciło mu się nawiązanie z nią więzi, bo pewnie to właśnie dzięki socjalowi miał Laurel po swojej stronie. Ale trochę to jednak przykre, że o zwycięstwie przesądził głos takiej ameby jak Laurel...
Wendella lubiłem, ale w finale kibicowałem bardziej Domenickowi, bo uważam, że prowadził trochę lepszą grę. Ale zwycięstwo Wendella też nie jest złe więc tu akurat nie ma na co narzekać. Zarówno on, jak i Dominick, byli aktywni przez całą grę i udało im się zdominować resztę więc chwała im za to.
A że inni dali się tak potulnie prowadzić na rzeź, to już inny temat na dyskusję...
Obrazek

Rider Girl
7th voted out
Posty: 138
Rejestracja: 30 mar 2017, 08:50
Kontakt:

S36E14 "It Is Game Time Kids"

Post autor: Rider Girl »

Davos pisze:
25 sty 2020, 01:22
Uff, mam już ten sezon za sobą... Muszę przyznać, że chyba po raz pierwszy w ciągu tych trzydziestu sześciu sezonów zdarzyło mi się, że nie mogłem się doczekać, kiedy to wszystko się skończy. Dżizas, co za padaka! Edit tragiczny, cast beznadziejny i nawet w finale, gdy już trzeba było walczyć o miejsce w pierwszej trójce i uznanie jury, niektórzy dalej byli pasywnymi amebami bez krztyny odwagi i inicjatywy...
Jakieś dłuższe podsumowanie pewnie machnę w przyszłym tygodniu (choć tym razem z bólem, no ale tradycja rzecz święta), ale na ten moment mogę powiedzieć, że dla mnie to był zdecydowanie jeden z najgorszych sezonów w historii Survivor i nawet nie wiem, czy nie najgorszy. Dobrze już mieć go z głowy.


A co do ostatniego odcinka:

Top6 - Sebastian w końcu zaczął przejawiać jakieś przebłyski myślenia i zaplanował blindside na Domenicku przy użyciu swojej przewagi z dodatkowym głosem... ale wszystko się posypało przez Angelę, która pobiegła z tym planem do Domenicka :D A na radzie jeszcze Sebastian dał się nabrać na fejk idola Domenicka i ostatecznie zagłosował na Donathana. Bez komentarza...
Angela i Laurel oczywiście nie zdecydowały się zaryzykować i dalej trzymały się Domenicka i Wendella…

Top5 - Tutaj było wiadomo, że Domenick i Wendell są bezpieczni, bo obydwaj mieli HII więc wiało nudą, bo było oczywiste, że poleci Donathan. Choć dla Wendella maly plus za zagranie HII dla Laurel. A Angela oczywiście dalej robiła za bezmyślny number i potulnie głosowała jak jej faceci kazali.

Top4 - Domenick wygrał immunitet i chciał wykopać Wendella, ale nie mógł tego zrobić przez twist z rozpalaniem ognia. Ktoś musiał się zmierzyć tam z Wendellem i Domenick postawił na Angelę. Szkoda, że nie zdecydował się zaryzykować i oddać immunitetu, żeby samemu walczyć z Domenickiem w konkursie ognia. Zdaję sobie sprawę, że taki ruch byłby ekstremalnie ryzykowny, bo gdyby mu się nie udało to odpadłby przed finałem z własnej winy, po oddaniu naszyjnika i pewnie potem zostałby hejtowany i wyszydzany w USA jako jeden z najgłuszych graczy. No ale gdyby jednak wygrał z Wendellem w konkurencji na rozpalanie ognia to nie tylko zdobyłby milion dolarów, ale i przeszedłby do historii Survivor jako jeden z najodważniejszych graczy. Szkoda, że się na to nie zdecydował i zagrał bezpiecznie. No ale trochę też go rozumiem - miał już zagwarantowany finał i pewnie po cichu liczył, że pokona w nim Wendella.

Finał - Zgodnie z przewidywaniami, beznadziejna Laurel nie dostała żadnego głosu (i całe szczęście), a wszystkie głosy rozłożyły się między Domenickiem a Wendellem. I muszę przyznać, że tu faktycznie zrobiło się ciekawie, bo doszło do historycznego remisu. Wendell miał farta, że akurat Laurel stała się decydującym sędzią - jak widać, opłaciło mu się nawiązanie z nią więzi, bo pewnie to właśnie dzięki socjalowi miał Laurel po swojej stronie. Ale trochę to jednak przykre, że o zwycięstwie przesądził głos takiej ameby jak Laurel...
Wendella lubiłem, ale w finale kibicowałem bardziej Domenickowi, bo uważam, że prowadził trochę lepszą grę. Ale zwycięstwo Wendella też nie jest złe więc tu akurat nie ma na co narzekać. Zarówno on, jak i Dominick, byli aktywni przez całą grę i udało im się zdominować resztę więc chwała im za to.
A że inni dali się tak potulnie prowadzić na rzeź, to już inny temat na dyskusję...
Wendell pojawi się w sezonie 40

Awatar użytkownika
Davos
6th jury member
Posty: 582
Rejestracja: 16 lut 2019, 01:44
Kontakt:

S36E14 "It Is Game Time Kids"

Post autor: Davos »

Rider Girl, dziękuję jak zwykle :)


Jak wspomniałem wyżej, sezon 36 uważam za jeden z najgorszych w historii Survivor, a może nawet najgorszy w ogóle. Przede wszystkim ze względu na cast, który był po prostu tragiczny. Mało kogo dało się tu naprawdę polubić, a większość ludzi grała bardzo źle. Mało kto decydował się na robienie ruchów, które mogłyby im pomóc w grze i część castu po prostu robiła za numbery, myśląc, że pozwoli im to zajechać do finału i jeszcze wygrać. Przez to przez większość sezonu wiało nudą, bo rady plemienia z nielicznymi wyjątkami były bardzo przewidywalne i polegały po prostu na odstrzeliwaniu mniejszości. Wkurzające było też to trzymanie się ludzi z Naviti razem i celowanie w Malolo, bo wystarczyły tylko dwie przegrane przez Malolo w zadaniach o immunitet na samym początku sezonu, a potem wyjątkowo niekorzystne dla nich przemieszania i Naviti byli ciągle w większości, w każdym plemieniu, aż do samego końca.
Równie tragiczny jak cast, był też edit, który chyba też był najgorszy w całej historii Survivor. Już nawet w Samoa było pod tym względem lepiej, bo tam edit faworyzował tylko jednego gracza. A tu mieliśmy Domenick, Wendell & Kellyn show i o ile Domenick i Wendell przynajmniej coś grali, o tyle Kellyn była słabiutka i nie wiem, czemu tak często pokazywano jej konfy. Dla odmiany Chelsea, która prowadziła nawet niezłą grę i była mocna w zadaniach, dostała raptem 4 konfy na cały sezon! Jakim cudem, kuźwa? Sebastian też był duchem, zresztą kilka innych osób też. I przez to w ogóle nie dało się ich poznać jako ludzi...
Następna sprawa to Ghost Island. Twist niby sam w sobie nie był najgorszy, bo ta wysepka miała nawet swój klimat i motyw odwoływania się do "artefaktów" niewłaściwie użytych w poprzednich sezonach był nawet ok, ale zupełnie nie wykorzystano tego potencjału. Bo raz, że większość osób, które tam trafiały, nie miała i tak możliwości grania, a dwa, że ostatecznie HII i tak niemal zawsze były w obozach. Jedyne co na Ghost Island mi się naprawdę podobało to możliwośc przedłużania mocy immunitetu o jedną radę za każdym razem, gdy ryzykowało się utratą swojego głosu - ale tylko Chris miał okazję w coś takiego zagrać.
Na zwycięzcę nie narzekam, bo Wendell nie grał źle, choć uważam, że Domenick był ciut lepszy. Ale w normalnym sezonie pewnie żaden z nich nie dotrwałby do finału, bo inni uznaliby ich za zagrożenie i wykopali wcześniej. Niestety tu mało kto myślał racjonalnie...
Zadania też były wtórne i powtarzalne. Jedyna nowość, jaka się pojawiła to bardzo fajne zadanie, w którym grało się parami i trzeba było na zmianę biegać po schodach, zrzucać rolki i je potem łapać. Fajna też misja ambasadorska jako nagroda i zadanie z jedzeniem robali, bo to Survivorowe klasyki. Ale poza tymi wyjątkami, nie było zbyt wiele ciekawego.
W tym sezonie widzę sporo minusów i w sumie tylko trzy małe plusy - twist na etapie mergu z chwilowym podziałem graczy na dwa plemiona (a następnie urządzenie im dwóch rad), ciekawy i klimatyczny soundtrack, który pojawiał się w niektórych momentach oraz remis w głosowaniu na koniec, po raz pierwszy w historii Survivor. Ale przez to, że decydującym sędzią okazała się Laurel, nie było żadnych emocji przy odczytywaniu jej głosu w studiu, bo chyba każdy był pewien, że ona zagłosuje na Wendella.
Reunion też słabiutkie jak siki węża - tylko kilka osób dostało głos, za to Jeff poświęcił sporo czasu na reklamowanie jakiegoś innego show... Dobrze, że chociaż tym razem zamiast Cochrana pojawili się Erik i James.


Co do poszczególnych graczy:

Gonzalez - trudno o niej coś więcej powiedzieć, bo za szybko odpadła. Była aktywna w grze i próbowała mieszać, ale nie znalazła się w większości więc ludzie woleli ją odstrzelić zamiast Donathana, którego uznali za mniejsze zagrożenie. Co zresztą potwierdziło się, gdy Gonzalez podczas rady podchodziła do każdego i szeptała coś na ucho. Zbyt mądre to nie było.

Jacob - od razu zaczął źle i gdy jego plemię przybyło do obozu to momentalnie poszedł na oczach wszystkich szukać HII. Oczywiście go nie znalazł, za to od razu został pierwszym celem do odstrzelenia. Pierwsza rada go ominęła, bo trafił na Ghost Island, ale na drugiej już wyleciał. Błędem z jego strony było też kłamanie innym, że na Ghost Island znalazł HII, bo tylko stał się przez to jeszcze większym celem. Niby zawarł jakiś sojusz ze Stephanie, ale to było o wiele za mało. Może i Jacob był widoczny i starał się coś robić, ale co z tego, skoro te ruchy były tragiczne i tylko go pogrążyły.

Morgan - wydawała się mieć potencjał i nawet dostała od Jacoba "adwentydż", ale nie miała okazji jej użyć, bo po przemieszaniu została zblindsidowana przez czwórkę z Manolo, podczas gdy ona sama wspólnie z Domenickiem i Wendellem postanowiła zblindsidować Angelę. Trochę pechowo odpadła i do końca w sumie nie wiem, czemu czwórka z Manolo uderzyła akurat w nią, a nie np. w Domenicka, który był groźniejszy. Zwłaszcza, że Morgan nawiązała jeszcze relację z Libby, ale jak widać, jej sojuszniczka nie była w stanie jej uratować. Szkoda w sumie, że nie dotrwała do mergu, bo raczej byłaby dużo ciekawsza niż większości osób, które tam dotrwały...

Brendan - na samym początku został wybrany liderem Manolo, ale potem gdzieś zaniknął. I choć go lubiłem to jako gracz nie pokazał niczego ciekawego. Pogrążyło go przemieszanie, po którym znalazł się w mniejszości i poleciał chyba dlatego, że mający większość ludzie z Naviti kojarzyli go jako lidera Manolo.

Stephanie - początkowo ją lubiłem, bo była dość aktywna w niemrawym Manolo i coś tam próbowała grać, ale podobnie jak u Brendana, pogrążyło ją przemieszanie, gdzie razem z Michaelem i Jenną znalazła się w mniejszości, a o eliminacji decydowała większość z Naviti. A że Michael był potrzebny ze względu na siłę w zadaniach, a Jenna nie stanowiła żadnego zagrożenia, polecieć musiała Stephanie. I choć trochę było jej szkoda, bo na dalszym etapie mogłaby pokazać ciekawę grę to jednak w pewnym momencie zaczęły mnie denerwować jej ckliwe konfy o tym, jak to się poświęca dla dzieci. Za dużo tego było...

James - początkowo wypadł fatalnie w zadaniu, a w pierwotnym Manolo był z tego co pamiętam w mniejszości, ale pokazał się po przemieszaniu, bo to on był autorem planu, by wspólnie z trójką innych Manolo wykorzystać fakt, że trójka Naviti chce wykopać Angelę i po cichu pozbyć się Morgan. Dzięki Jamesowi oglądaliśmy jeden z niewielu ciekawych ruchów w tym sezonie. Niestety drugie przemieszanie rozwaliło mu grę, bo on znalazł się w mniejszości z Michaelem, a ludzie z Naviti nie byli chętni do współpracy. Szkoda, że James wtedy odpadł, bo sezon mógłby być dużo ciekawszy.

Bradley - początkowo edit go pomijał więc chyba przez trzy albo cztery odcinki go nie kojarzyłem, a po przemieszaniu pokazywano go głównie jak narzeka na warunki w swoim nowym obozie. Byłem więc zaskoczony, gdy nagle okazało się, że gość nie tylko siedzi pewnie w większościowym sojuszu, ale i jest jego mózgiem. Muszę mu przyznać, że nawet nieźle kombinował i mógłby daleko zajść, gdyby nie tragiczny socjal. To jego zachowanie w obozie i rozkazywanie innym było tak beznadziejne, że nawet jego własny sojusz miał go dosyć i go wykopał. W każdym razie dzięki jego blindsidowi przetrwała Libby więc ja się z takiego wyniku cieszyłem ;)

Chris - został wybrany liderem Naviti, co nie podobało się Domenickowi i ta dwójka od początku miała konflikt, który trwał aż do odpadnięcia Chrisa :/ Nudne to było i monotematyczne. Chris w sumie odpadłby już dużo wcześniej, ale został wysłany na Ghost Island i dzięki temu uniknął eliminacji. Miał dużo szczęścia, bo dotrwał bez rady aż do mergu, a tam odpadł od razu na pierwszej radzie. Mały plus dla niego za znalezienie HII, ale dużym błędem było niezagranie nim na pierwszej pomergowej radzie, skoro ten HII miał moc tylko na dwie rady, a Chris wiedział, że Domenick w niego celuje i zbiera ludzi. Dziwię się, że nie przystał na propozycję swojego rywala, żeby przynajmniej chwilowo zawrzeć rozejm, a już szczególnie absurdalne było z jego strony zebranie prawie wszystkich ludzi naraz przy studni i namawianie ich do wywalenia Domenicka. Takie rozmowy prowadzi się w wąskim gronie, a nie przy 10 osobach :D Mimo wszystko Chrisa jako osobę dawało się lubić, bo był dość sympatyczny, choć wkurzało trochę to jego duże ego. Ale grę prowadził fatalną i miał dużo szczęścia, że w ogóle dotrwał do mergu.

Libby - początkowo edit ją zupełnie pomijał więc tak na dobrą sprawę dało się ją zauważyć dopiero po przemieszaniu, gdzie razem z trójką innych Malolo wzięła udział w blindsidzie na Morgan. Dziwię się jednak, że nie próbowała jej obronić i wykopać kogoś innego z Naviti, skoro wcześniej zawarła z Morgan układ. Potem jednak przyszło kolejne przemieszanie, gdzie Libby była w mniejszości i musiała drżeć o dotrwanie do mergu, a tam już za bardzo nie była w stanie niczego zdziałać, bo mało kto chciał z nią grać. Z jakiegoś powodu celowało w nią sporo osób, a swoje odpadnięcie Libby zawdzięcza też temu, że Michael dobrze zagrał idolem i się obronił. Myślę, że w innym sezonie Libby mogłaby zdziałać więcej, ale tu zabrakło jej lojalnych sojuszników. Niestety edit bardzo często ją pomijał. A szkoda, bo ładna z niej była babka i nawet trochę przypominała mi Andreę więc lubiłem na nią popatrzeć :)

Desiree - przez długi czas była mi obojętna, bo kryła się w cieniu (albo po prostu tak ją pokazał edit...), ale pokazała się po mergu, gdy postanowiła zblindsidować kogoś z Naviti i podzieliła się tym z ludźmi z Manolo. Plan był dobry i mógł ją wynieść daleko, ale wykonanie było fatalne. Zbyt jawnie się z tym obnosiła i zamiast cichych rozmów, próbowała załatwić wszystko jedną rozmową z całym Manolo, a tam niestety trafiła się Laurel, która ją wkopała przed ludźmi z Naviti. Desiree zaczęła potem wszystkiemu zaprzeczać, ale robiła to niezbyt przekonująco i było widać, że kłamie. Mimo wszystko jakieś słowa pochwały jej się należą, bo przynajmniej jako jedna z nielicznych osób w tym sezonie chciała grać i walczyć o swoją pozycję...

Jenna - początkowo skumała się ze Stephanie, ale poza tym była raczej niewidoczna i to właśnie głównie na tym polegała jej gra przez resztę sezonu - na unikaniu celownika. Co z jednej strony się udawało, ale z drugiej nie dawało jej chwały za żadne ruchy. Po przemieszaniu też uniknęła dzięki temu odpadnięcia, gdy poleciała Stephanie, a Jenna skumała się z Sebastianem, licząc na jego pomoc. Po mergu odpadła dopiero wtedy, gdy twist wprowadził podział na dwa plemiona i na radzie nie miała już za kim się schować, choć na sam koniec pokazała nawet kawałek ciekawej gry, gdy chciała wymusić na Donathanie użycie na niej jego HII, a tymczasem sama planowała go odstrzelić ;) Plan był ciekawy i w sumie niewiele zabrakło, by wypalił. A mogło być tak pięknie... :)

Michael - początkowo znalazł się w mniejszości i był zagrożony, ale potem wkręcił się do grupy i znalazł HII. Po przemieszaniu znów był w mniejszości, ale miał ciekawy pomysł, żeby wkręcić ludzi z Naviti, że jego znaleziony "podwójny" HII ma też podwójną moc i chroni dwie osoby. Jednak popełnił błąd, że próbował przekonać ludzi z Naviti dopiero na radzie, a nie wcześniej. Kolejne przemieszanie znów przyniosło mu mniejszość więc Michael musiał walczyć o życie, ale udało mu się uratować kosztem Jamesa. A po mergu był cały czas celem jako zagrożenie fizyczne, ale nawet dość długo się utrzymał i cały czas kombinował, żeby znaleźć jakieś wyjście. Świetne było zwłaszcza to, jak w pięcioosobowym chwilowym plemieniu wkręcił Kellyn i Laurel, że ma HII (mimo, że go nie miał) i tak im namieszał w głowach, że głosowały na siebie nawzajem, mimo że były w sojuszu :) Ale sam Michael wtedy popełnił błąd, nie głosując na Laurel, bo gdyby tak zrobił to udałoby mu się przetrwać i zrobiłby to, mając przeciwko sobie wszystkich (czyli 4 osoby) i nie mając żadnej ochrony w postaci immunitetu czy HII. Ale generalnie i tak należą mu się plusy za to, że był cały czas aktywny i walczył z całych sił o przetrwanie. Jak na tak młody wiek, poradził sobie naprawdę super.

Chelsea - to, co zrobił z nią edit, woła o pomstę do nieba i jest dla mnie jakimś cholernie nieśmiesznym żartem... Babka była obecna w 12 odcinkach, nawet nienajgorzej sobie radziła w strategii i starała się coś tam kombinować, a do tego jeszcze była dobra w zadaniach i wygrała dwa immunitety, a mimo tego dostała raptem 4 konfy w całym sezonie?? Osobę odpowiedzialną za edit powinno się za to solidnie wybatożyć na gołe dupsko, najlepiej pod pręgierzem na rynku w niedzielę w południe, by widziało to jak najwięcej osób. Przez ten dziadowski edit tak na dobrą sprawę nie dało się poznać Chelsea jako osoby i nie wiadomo o niej niczego poza tym, że była ładna, dobra fizycznie i dość kumata. Szkoda, że trafili jej się kiepscy współplemieńcy, bo może z innym castem miałaby szansę rozwinąć skrzydła. Potencjał na pewno był.

Kellyn - jedna z bardziej wkurzających osób w tym sezonie. Dostawała mnóstwo konf i zupełnie nie mam pojęcia, czemu edit ją tak lubił, bo te konfy albo były o niczym, albo Kellyn na nich ciągle płakała :/ W strategii też było beznadziejnie, bo Kellyn cały czas opierała się na trzymaniu z ludźmi z Naviti i bała się wykonywać jakichkolwiek ruchów przeciwko nim. Nie wiem, na co ona liczyła, ale ta jej pasywność była wkurzająca. Kellyn to jedna z tych osób, dzięki którym Wendell i Domenick mogli bezpiecznie dojechać do finału i przez to sezon wiał nudą...

Sebastian - kolejna z osób, które edit kompletnie ignorował, przez co nie dało się praktycznie poznać tego gościa. Inna sprawa, że swoją grą też nie porywał... Większość czasu po prostu sobie trwał i robił za number silniejszych graczy, zbudował też relację z Jenną, ale nie zdecydował się z nią grać i dalej trzymał się sojuszu, w którym był na dnie. Dopiero pod koniec trochę otrzeźwiał i gdy dość szczęśliwie wpadła mu w ręce przewagą w postaci dodatkowego głosu, postanowił ją wykorzystać do blindsidu na Domenicku. Ruch mógł być świetny, ale cały plan się posypał, gdy Angela ujawniła go Domenickowi... A na radzie jeszcze Sebastian dał się nabrać Domenickowi na jego fejk idola i ostatecznie to on poleciał. Jak najbardziej zasłużenie.

Donathan - jedna z dziwniejszych osobowości w tym sezonie. Początkowo trochę denerwował, ale z czasem dało się odczuć wobec niego sympatię, choć chyba nie aż tyle, by go jakoś mocniej polubić. W Malolo był zagrożony na pierwszej radzie, ale uratował się kosztem Gonzalez, a potem miał już lepszą pozycję. Po pierwszym przemieszaniu razem z Jamesem, Libby i Laurel wziął udział w blindsidzie na Morgan, ale zamiast dalej trzymać się swojego sojuszu, postanowił wspólnie z Laurel wyciągnąć rekę do Domenicka i Wendella. Dotrwał tak do mergu, gdzie dalej miał ten swój tajny układ i to samo w sobie nie było złe, gdyby w pewnym momencie Donathan postanowił się od nich odciąć i prowadzić samemu grę. On jednak cały czas bał się zrobić ruch i zrehabilitował się dopiero na etapie Top6, ale jego plan pozbycia się Domenicka nie wypalił ze względu na Angelę, no i zły ruch Sebastiana. A potem było już jasne, że Donathan jest kolejny do odstrzału. Szkoda, że nie zdecydował się na ruchy wcześniej. Na radzie też czasem popełniał głupoty. Generalnie niby Donathan się starał coś robić, ale jego gra była za często zbyt chaotyczna

Angela - kolejna z irytujących osób. Miała wiecznie tę samą, zbolałą minę, a grę prowadziła po prostu katastrofalną. Jako najbliższa sojuszniczka Chrisa, odpadłaby już w trzecim odcinku i to po blindsidzie, gdyby ludzie z Manolo nie postanowili wtedy zrobić swojego ruchu. Potem tylko cały czas trzymała się ludzi z Naviti, u których była na dnie i nie próbowała w ogóle prowadzić własnej gry. A mogła chociażby uratować Jamesa, który wcześniej uratował ją i uciąć głowę Desiree. Po mergu znów miała okazję na ruchy, ale ona nie tylko ich nie wykorzystała, ale wręcz je uniemożliwiała, jak wtedy, gdy wsypała Sebastiana na etapie Top7 i pomogła Domenickowi, który przecież dużo wcześniej próbował ją wykopać. Angela robiła w tym sezonie za number i grzecznie pomagała Domenickowi i Wendellowi w wykopywaniu ich przeciwników, a potem równie grzecznie dała im się wykopać sama. Beznadziejny gracz.

Laurel - no i doszliśmy do chyba najgorszego gracza tego sezonu, co jest paradoksem, bo Laurel dotarła przecież do finału. Ale jeśli mierzyć czyjąś grę liczbą niewykorzystanych szans to Laurel chyba pobiła rekord wszystkich sezonów Survivor! Jej pasywność była tak wkurzająca, że można było tylko zgrzytać zębami z frustracji. Babka miała mnóstwo okazji, żeby zrobić jakiś ruch i nie musiała nawet zbytnio kombinować, bo często inni przychodzili do niej z gotowymi propozycjami. Jak choćby Desiree, którą Laurel potem podkablowała :D Czy jak Donathan, bo nawet on od czasu do czasu próbował jakoś zmienić układ sił, ale Laurel była tak niewzruszona i tak twardo stała przy Domenicku i Wendellu, że aż szkoda gadać... A wkurzało to tym bardziej, że ona w każdym odcinku miała konfy o tym, jak to zdaje sobie sprawę, że w tej grze musi robić ruchy i jak to teraz ma okazję do wykopania Domenicka albo Wendella i do zmiany oblicza gry... a kończyło się na niczym i byciu potulnym pieskiem wyżej wymienionej dwójki. Nawet ognia nie potrafiła rozpalać, czym się jeszcze chwaliła, ciesząc się, że dzięki temu nie musi walczyć o finał, bo Domenick wziął ją tam, żeby z Wendellem w rozpalaniu ognia zmierzyła się Angela. Szkoda gadać. Laurel to definitywnie jedna z tych osób, które totalnie zepsuły ten sezon i uczyniły go tak ciężkim do oglądania.

Domenick - pokazał się już na samym początku, gdy pyskował podczas pierwszego zadania niezadowolony z tego, że liderem plemienia został Chris. Potem postanowił się go pozbyć i przez to mieliśmy niekończącą się telenowelę walki tych dwóch. Jednocześnie Domenick dużo kombinował i znalazł HII, zrobił też fejka, którego pokazał Chrisowi i zaczął zbierać wokół siebie ludzi. Na pewno nie brakowało mu charyzmy, ale dostawał zdecydowanie zbyt dużo konf i przez to człowiek bardzo szybko miał już przesyt tego gościa. Wracając do jego gry - chciał się pozbyć Angeli, ale wciągnął do tego planu ludzi z Manolo i omal sam przez to nie oberwał na radzie. Ostatecznie poleciała Morgan, a Domenick dość sprytnie nawiązał relację z Donathanem i Laurel, obiecując im Top4 wspólnie z Wendellem. Dzięki temu dotrwał do mergu, a tam udało mu się szybko wyrzucić swojego odwiecznego rywala, czyli Chrisa. A dalej trwał dzięki wygranym immunitetom, zdobytym HII i dzięki dość dobremu socjalowi, ale na pewno ogromną rolę odegrała też w tym pasywność większości osób, które zostały w programie. Jakimś cudem lojalna wobec Domenicka była nie tylko Laurel, ale i Angela, którą przecież chciał wcześniej wywalić. Dobrym ruchem z jego strony był też na pewno wkręt na radzie, że używa immunitetu, podczas gdy był to fejk - ale dzięki temu nabrał się na to Sebastian, który ostatecznie odpadł. Potem Domenick mógł wybrać, kto oprócz niego trafi do finału, a kto zmierzy się z Wendellem, którego on chciał się pozbyć. I to, że mu się to nie udało, było chyba jego największym błędem, bo w finale przegrał z nim o włos, po dogrywce. Moim zdaniem Domenick chyba mimo wszystko był trochę lepszy i to on powinien wygrać ten sezon. Bo choć nie ustrzegł się błędów, grę prowadził dobrą. Niestety miał też zbyt przesadzony edit, no i jego rywale poza Wendellem byli często jak dzieci we mgle. Chciałbym kiedyś zobaczyć Domenicka z bardziej ogarniętymi rywalami i wtedy mógłbym zobaczyć, na co naprawdę go stać.

Wendell - jego gra była podobna do gry Domenicka, bo większość działań podejmowali wspólnie, co było korzystne dla nich obu. Choć początkowo był bardziej w cieniu Domenicka i jego gra nie była aż tak efektowna (znalazł wprawdzie HII, ale już nie zrobił np. fejk idola), za to miał lepszy od niego socjal i był bardziej lubiany. Szczególnie okazało się to mieć ogromne znaczenie w relacji z Laurel, bo dzięki temu ona oddała na niego w dogrywce głos warty miliona dolarów. Wendell był sympatyczny i przez to lubiany chyba przez każdego, nie bał się też ruchów i miał dobrą strategię. Ale dopisało mu też trochę szczęścia, że z powodu immunitetów i HII był nietykalny akurat wtedy, gdy Domenick chciał się go pozbyć. Sam Wendell aż tak mocno w Domenicka nie celował, co było mimo wszystko błędem, bo przed finałem powinien próbować pozbyć się tak mocnego rywala. To zwycięstwo jednak sobie wywalczył i nie będę marudził, że zdobył milion, bo Wendell na to zasłużył. Choć czy bardziej niż Domenick - to już kwestia dyskusyjna. Na pewno obydwaj wyróżnili się na tle innych osób z tego castu, ale jak wiadomo, przeciwników mieli w większości niezbyt mądrych...
No ale dobrze, że wygrał ktoś z tej dwójki, bo inaczej ten sezon byłby jeszcze bardziej kuriozalny.


Cieszę się, że Ghost Island mam już za sobą, bo to było naprawdę ciężkostrawne survivorowe danie, po którym jedyne co można zrobić to puścić wielkiego, śmierdzącego bąka - najlepiej prosto w twarz osoby odpowiedzialnej za edit w tym sezonie ;)
A potem po prostu zapomnieć o nim jak najszybciej...
Obrazek

Saw
8th jury member
Posty: 760
Rejestracja: 15 wrz 2017, 12:41
Winners at War: Michele
Survivor AU All Stars: Shonee
Kontakt:

S36E14 "It Is Game Time Kids"

Post autor: Saw »

Beznadziejny to był sezon. Zdecydowanie najgorszy ze wszystkich jakie oglądałem. Jak dobrze, że mam go już za sobą. O ile początek był nawet niezły, ale z biegiem czasu było coraz gorzej. A po połączeniu było już tragicznie. Tak naprawdę wszystko było w tym sezonie złe. Cast nudny i antypatyczny. Niby wielcy fani, a bali podjąć się jakieś ryzyko, przez co rozgrywka była nudna. Edit na poziomie dna. Łatwo mozna było przewidzieć kto zajdzie daleko i kto jest faworyzowany. Większość ludzi niewidzialnych, a rozgrywkę oglądało się z perspektywy tylko kilku graczy. Szczerze mówiąc nie pozwolono mi poznać tych ludzi. Produkcja z góry nałożyła kto jest fajny i za kogo mam trzymac kciuki. Sorki, ale ja na takie coś puszczam ogromnego bełta. To był chyba najgorzej wyedytowana edycja w historii. Nawet Samoa nie była pod tym względem, aż tak irytująca. Główny motyw, czyli Wsypa Duchów wypadła słabiuteńko. Na pewno potencjał był. Lokalizacja fajna, możliwość przedłużania mocy danego przedmiotu i ogólnie klimat spoko. Ale na tym plusy się kończą. Tak naprawdę jak się okazało, ta cała wyspa była zapchajdziurą. I tak większość przewag i immunitetów znajdowano bezpośrednio na wyspie. A na tej całej GI to ładne manipulacje wychodziły Produckcji. Mieli ogromne pole do popisu i tylko potwierdzili, że obecny Survivor to totalna ustawka. Jakimś dziwnym trafem fanty trafiały w ręce osób, będących w Jeffa typie. Ech.... Jenna, Angela czy Stephanie to już plebs i nie zasługują na nic. Ogólnie tych przewag i HII było zdecydowanie za dużo i ja w pewnym momencie już nie ograniałem się w tym wszystkim. To już nie jest gra strategiczna. Teraz liczy się to ile masz tych wszystkich dupereli po swojej stronie.
Finał sezonu też był marny. Nic ciekawego się nie działo do finałowego głosowania. Tam dopiero był jedyny ciekawy moment. Fajnie było zobaczyć po raz pierwszy remis w finale. Choć do przewidzenia było że Laurel wybierze Wendella. Ale mimo wszystko był jakiś pozytyw na koniec. Choć dla mnie to kto wygra nie miało znaczenia. Żadnego z finalsitow nie darzyłem nawet małą sympatią.

Gonzalez - mało co kojarzę tą dziewczynę. Wiem, że była ładna i że coś tam próbowała grać. Ale pogubiła się w tym wszystkim, co udowodniła na radzie, podchodząc do innych i szeptając na ucho.
Jacob - Bardzo słaby gracz. Od razu sciągnął na siebie cel i zamiast próbować poprawić swoją sytuację, to on coraz bardziej się dobijał. Zamiast po powrocie z GI zgrać się z plemieniem, to on z grubej rury walnął, że ma HII i chuja mu zrobią. To już go pogrążyło do takiego stopnia, że nikt nie chciał z nim grać. Pewnie odpadłby pierwszy, ale uratowało go drugie plemię. Jednak za drugim razem nie miał już żadnych szans na ratunek. Ale i dobrze, bo takie za karygodne błędy na poczatku powinna być sroga kara.
Morgan - może i potencjał miała, ale nie zdążyła go pokazać. Niby nawiązała jakieś relacje z członkami Malolo, ale stała się pierwszą ofiarą ich sojuszu.
Brendan - mimo, że nic godnego uwagi nie pokazał, to go jednak polubiłem. Wydawał się spoko gościem i podobał mi się jego sojusz z Michaelem.
Stephanie - nawet przez moment ją polubiłem, ale już na końcu miałem jej dosyć. Te płacze i jęki o córce były okropne. Nawet się cieszę, że odpadła w takim momencie, a nie później. Bo coś czuje, że z czasem mógłbym ją nawet znienawidzić. Po dobrym początku, jaki zaliczyła w Manoloo, po przemieszaniu się pogubiła i chyba siadła jej głowa. Brakowało tej woli walki i zaciętości.
James - polubiłem gościa. Na początku miał trochę problemów, gdy fatalnie wypadł podczas zadania i groziło mu odejście. Ale gdy przetrwał radę to wziął się chłopak w garść i pozytywnie zaskoczył. To do niego należy najbardziej efektowny blindside sezonu. Szkoda, że nie mozna było go lepiej poznac i że stał się kolejną ofiarą jako członek Manolo.
Bradley - może i graczem byłem niezłym, ale z charakteru okropny. Tylko marudził i narzekał na warunki. Strasznie odpychał od siebie. Nawet sojusznicy mieli już go dosyć i woleli poświęcić jego, niż wyciąć kogoś z Manolo. Strategia to nie wszystko, a jak widać ten osobnik w socjal nie umiał.
Chris - męczył mnie jego wątek konfliktu z Domenickiem. Pewnie tez przez to nie potrafiłem się do niego przekonać. Choć z charakteru Chris był trochę wkurzający. Według mnie był zbyt pewny siebie i przekonany o swojej zajebistości. A tak naprawdę w tym konflikcie z Domenickiem wypadał blado. Jedyną pewną jego sojuszniczką była Angela. I gdyby nie ratunek w postaci zesłania na GI to odpadłby zaraz po pierwszym przemieszaniu. Do połączenia nie był na żadnej radzie, a jak już na nią trafił to od razu poleciał. Zawalił sprawę ze swoim HII. Miał tylko dwie rady na których mógł nim zagrać i nie wykorzystał tego. Dla mnie to był najgłupszy ruch sezonu. Nie wierzę, że tak dał się nabrać na to że całe plemię pójdzie na plan wywalenia Domenicka. Jeszcze to zebranie wszystkich przy studni i narzucenie swojego planu. Przecież trzeba się liczyć z tym, że nie wszyscy ulegną i zrobią co karze. Ale chyba najbardziej mnie dziwi, że nic nie zrobił gdy Domenick użył swojej przewagi i stał się bezpieczny. Doszło to decydującego starcia, rywal ma immunitet, a gościu kisi HII w gaciach. Głupota! Jako gracz Chris wypadł bardzo słabo.
Libby - polubiłem dziewczynę. Ładna i dosyć ogarnięta. Dała się bliżej poznać po pierwszym przemieszaniu, gdzie wspólnie z innymi członkami Manolo zblindsidowała Morgan. Choć do końca nie rozumiem dlaczego nie spróbowała obronić Morgan z którą zaczęła współpracę. Ale edit nie wyjaśnił tej sprawy, więc ciężko oceniać. Po drugim przemieszaniu była w gorszej sytuacji. Miała sporo szczęścia, że Bradley był tak wkurzający, że właśni sojusznicy chcieli go wykopać. Po merag'u była w mniejszości i nie miała zbyt dużego pola manewru. Dodatkowo wiele osób widziało w niej spore zagrożenie, więc szybko stała się celem. Szkoda, bo była jedną niewielu osób, której chciało mi się kibicować.
Desiree - nie polubiłem jej, choć przyznam że końcówkę swojej gry miała niezłą. Nie była zapatrzona na Naviti i chciała dokonać zmiany w grze. Pech chciał, że poszła z planem do tragicznej Laurel, która cały plan wygadała Domenickowi. Desiree od razu wpadła w problemy i jej tłumaczenia nie były zbyt przekonujące. Manolo wykorzystali moment i wepchnęli ją z całych sił pod autobus. Szkoda, że nie udała się ich współpraca. Ale nie była ona możliwa przez beznadziejnych Laurel i Donathana.
Jenna - fajna dziewczyna. Polubiłem ją od momentu, gdy wyznała że ma problemy przez wredny wyraz twarzy. Jakoś tak od razu zyskała moją sympatię. Według mnie miała spory potencjał, co pokazał jej ostatni odcinek. Ale edytorzy uznali ją za nudną i mało co pokazywali. Plan by wkopać Donathana nawet ciekawy. Nie wiele brakowało, a ten dałby się nabrać i zagrałby swoim HII na niej, przez co by odpadł. Najlepsze były jej komentarze pod jego adresem :lol:
Michael - mój główny faworyt w tym sezonie. Chłopak naprawdę dobrze sobie poczynał, choć przez cały czas był w mniejszosci i musiał walczyć w obronie. Na fajny pomysł wpadł z tym pierwszym HII. Mając immunitet, który kiedyś należał do Jamesa, wymyślił historyjkę, że może on obronić dwie osoby. Szkoda tylko, że nie udało się nim zagrac na właściwej osobie. Może wtedy los całego Manolo inaczej by się ułożył w przyszłości. Po kolejnym przemieszaniu nadal byl w mniejszości i musiał poświecić sojusznika Jamesa. Po mereg'u przez wszystkich był uważany za zagrożenie i nie wiele mógł zdziałać. Nawet jakby powiadomił stare Manolo, że ma drugi HII to i tak nic by nie zdziałał, bo Laurel i Donathan nie zdradziliby Wendella. Na plus pokazał się jeszcze w końcówce,gdy wkecił Laurel i Kellyn, że ma kolejny ukryty immunitet i nastawił dziewczyny przeciwko sobie. Szkoda tylko, że oddał randomowy głos, a nie wywalił Laurel :(
Chelsea - edytorzy postąpili z nią żałośnie. Miała najgorszy edit w historii programu i była bardziej Purple niż Kelly. Dla mnie to dziwne, bo dziewczyna głupia się nie wydawała. Były momenty gdzie to ona wymyślała jakiś plan, a zasługi były przypisywane komuś innemu. No ale cóż, nie dało się jej poznać jako osoby. Jedyne czym się wyróżniła to dwa zdobyte immunitety. Przez co też została uznana jako zagrożenie fizyczne i odpadła.
Kellyn - ta to natomiast miała nie wiadomo dlaczego, aż za dobry edit. Dziewczyna na początku wzbudziła moją sympatię, ale szybko się to zmieniło. To powtarzanie, że Naviti strong i że muszą wycinac Manolo, było strasznie wkurzające. Jak widać tkwienie w pierwotnym sojuszu nic jej nie dało. Nie miała tam, aż tak pewnej pozycji i jako jedna z pierwszych stała się targetowna. Trochę przebudziła się w końcówce, ale było już za późno na ruchy. Słabiutki z niej gracz i skończyła tak jak na to zasłużyła.
Sebastian - słaby gracz i nic nie wnoszący do sezonu. On również tkwił w sojuszu Naviti i jechał na plecach mocnych graczy. Coś tam próbowała zdziałać w końcówce, gdy zdobył przewagę z podwójnym głosem. Ale plan blindsidu Domenicka zepsuła Angela i dodatkowo dał on się nabrać na radzie na fake idola Domenicka. On sam przyznał chyba, że nie skupiał się na grze, a bardziej na zabawie i przygodzie. Ja gościa nie polubiłem. Raz, że był mało pokazywany, a dwa że wyglądał jak naćpany Ozzy :?
Donathan - nie dość, że słaby gracz, to jeszcze irytujący. Nie wiem dlaczego ci wszyscy nerdzi są tacy upierdliwi. Może sprawia to fakt, że Jeff się nimi podnieca i robi z ich bohaterów. Od czasu Kena z S17 nie było nerda, którego darzyłbym sympatią. Donathan nic nie grał przez większość sezonu. Najpierw szczęśliwie uratował się na pierwszej radzie. Później po przemieszaniach wszedł w bezpieczny sojusz i jechał na plecach mocnych graczy. Jednak w końcówce wziął się w garść i pokazał, że ma jaja. Nie chciał byc już zwykłym pionkiem i zaczął targetować silną dwójkę Wendell/Domenick. Tylko, że nie miał wystarczającej ilości ludzi po swojej stronie. To odwrócenie się od sojuszu kosztowało go eliminacje, ale zyskał nieco szacunku.
Angela - beznadziejny gracz. Zastanawiam się czy nie była równie tragiczna co Laurel. To co pokazała w końcówce to jedno wielkie dno i aż dziwne, że tak wiele osób trzymało za nią kciuki. Dla mnie była zwykłym pionkiem, dodatkowo strasznie głupim. Co ona odwaliła w F6, gdy wyznała Domenickowi plan Sebastiana :o Miala wtedy szanse odmienić swoją sytuację i wykonać ważny ruch. Natomiast ona jak najgorsza idiotka poszła do Domenicka. Chuj z tym, że on ją przez całą grę miał w dupie i zlewał ciepłym moczem. To ona jest jedną z tych, która była tak uprzejma i otworzyła łatwą drogę do finału Domenickowi i Wendellowi. Mam nadzieję, że o tym strasznym babsku szybko zapomnę.
Laurel - jej gra to jedna wielka żenada. Babka zdaje sobie sprawę, że nie ma szans w finale ze swoimi sojusznikami i cały czas pierniczy o możliwości wykonania dużego ruchu. Ale kompletnie nic z tym nie robi. To ona jest głównym winowajcą tego, że ten sezon jest tak słabiutki. Tyle było szans, by pokazać dobrą grę i udowodnić swoją wartość. A ona nic nie zrobiła. Ułatwiała tylko drogę swoim sojusznikom, a siebie skazała na ostatnie miejsce w finale. Tu nie było nawet najmniejszych szans, na chociaż jeden głos.
Domenick - od początku grał mi na nerwach. Było go zdecydowanie za dużo i był faworyzowany przez produkcję. Według mnie bez pomocy HII i przewag nie doszedłby do końca. Oczywiście plus za to, że w odpowiedni sposób potrafił wykorzystać swoją amunicje. No i w ładny sposób owinął sobie wokół palca tych wszystkich bezmózgich asów ze swojego sojuszu. Gdyby byli tam bardziej ogarnieci ludzie, to tak łatwo by mu nie poszło. Domenick popełnił ogromny błąd, ze wcześniej nie pozbył się Wendella. W F4 na taki krok było już za późno. Od dawna było wiadomo, że w finale może on być dla niego największym zagrożeniem. Więc trzeba było wykonac ruch, a nie później rozkminiać kto go może pokonać w rozpalaniu ognia. Był pomysł by zrezygnować z immunitetu i samemu się z nim zmierzyć. Ale taki krok byłby strasznie ryzykowany, choć w przypadku wygranej miałby stu procentowe zwycięstwo w finale. Po tym finale może sobie pluć tylko w brodę. Myślę że też główny wpływ na to że przegrał miał tez fakt, że on był jednak arogancki w stosunku do tych ludzi. Wendell był bardziej ludzki w kontaktach z innymi, a Domenick traktował ich jako takie pionki. Przynajmniej ja tak to wiedziałem. Też z jego odpowiedzi na FTC można było zauważyć, że jest strasznie pewny siebie i ma dwójkę finalistów za totalnych słabeuszy.
Wendell - grał tak samo jak Domenick i o jego zwycięstwie w tym pojedynku zadecydowała bliska relacja z Laurel. To Domenick w ich sojuszu był tym głośniejszym, a on bardziej schowany za jego plecami. Ale grę prowadzili identyczną. Choć za nim również nie przepadałem, to jednak cieszę się że wygrał z faworyzowanym Domenickiem. Zarzucę mu to samo co Domenickowi, że nie wykonał wcześniejszego ruchu na swoim największym rywalu. Ale też ładnie okręcił sobie tych ludzi wokół palca. Podobało mi się, jak po jednym z przemieszań doszedł do porozumienia z Chrisem i poszli na współpracę. Doceniam ruchy gdzie rywale dochodzą do porozumienia dla własnego dobra.

Awatar użytkownika
Davos
6th jury member
Posty: 582
Rejestracja: 16 lut 2019, 01:44
Kontakt:

S36E14 "It Is Game Time Kids"

Post autor: Davos »

Taak, ten sezon to był mały koszmarek i wcale się nie dziwię, że jesteś nim tak zniesmaczony, bo sam przez to niedawno przechodziłem ;) No ale ważne, że już to masz z głowy, a żaden inny sezon nie jest tak zły jak 36 i pozostaje mieć nadzieję, że już nigdy czegoś podobnego nie nakręcą.
Saw pisze:
16 kwie 2020, 20:48
Donathan - nie dość, że słaby gracz, to jeszcze irytujący. Nie wiem dlaczego ci wszyscy nerdzi są tacy upierdliwi. Może sprawia to fakt, że Jeff się nimi podnieca i robi z ich bohaterów. Od czasu Kena z S17 nie było nerda, którego darzyłbym sympatią.
W sezonie 37 jest jeden sympatyczny i zabawny nerd :)

I podoba mi się Twoje porównanie Sebastiana do naćpanego Ozzy'ego :D
Obrazek

ODPOWIEDZ

Wróć do „Survivor 36: Ghost Island”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość