Końcówka była wyjątkowo mało ekscytująca, w porównaniu do reszty sezonu (no może dlatego, że zaspoilerowałem sobie praktycznie całą pierwszą rundę xD). Pierwsza odpadła Omarosa - nie byłem ani zaskoczony, ani szczególnie zły. Lubiłem ją, bo była po prostu intrygująca i śmieszyło mnie oglądanie z jaką powagą mówiła o kompletnych bzdurach i na jaką hipokrytkę przy tym wychodziła XD. W sumie chciałem ją zobaczyć przegrywającą w finale, ale boję się, że ktoś poza Keshią i Chuckiem by jej uwierzył i jeszcze by wygrała.
Finałowy HoH był akurat najbardziej ciekawym punktem odcinka - Marissa o dziwo wygrała. Im bardziej Ariadna zaczęła mnie zawodzić na zadaniu, tym bardziej kibicowałem Marissie, więc dla mnie ok. Myślałem sobie - Wybór jest między Ari a Markiem, Marissa nie jest głupia, nie weźmie Rossa... xD Zdziwiłem się mocno, ale w sumie to rozumiem jej decyzję. Z drugiej strony trochę smutno, bo Ari prawdopodobnie by wygrała. Chociaż no dobra, Ari i jej "jeśli wygram HoH, to wezmę Rossa, bo naprawdę na to zasługuje" pokazała jej podejście do gry, ale no przecież nie grają o jakiś milion.
Oczywiście, że Ross prowadził lepszą grę niż Marissa, a przynajmniej tak twierdzi edit xD. Tak serio, to naprawdę dobra gra, wygrywał Veta, HoHy, jako jedyny z facetów myślał bardziej przyszłościowo niż po prostu "przetrwać nominacje", ale też ratował sobie tyłek całkiem zgrabnie, gdy był na bloku. Ale chyba popełnił jeden błąd - dopuścił Omarosę do jury xD. Chociaż O ewidentnie nie przepadała za Marissą, to satysfakcja z przegranej Rossa była dla niej ciekawszą opcją. No i też fakt, że Ross nie jest kobietą, a jak było to powtarzane podczas czasów świetności sojuszu jajników - ten sezon ma wygrać kobieta i już. Wygrana Marissy mi nie przeszkadza - była szczera, pozytywna (chociaż czasami aż za bardzo) i nawet jeśli Omarosa z Shannon maczały palce w wyniku, to chyba ucieszyłem się, że wygrała? Ross był kreowany na faworyta przez większość sezonu, więc jego przegrana była ostatecznie miłym zaskoczeniem

.
Wynik AFP mnie zadowolił dlatego, bo James nie wygrał, a jest dosłownie jedyną osobą, której serio nie polubiłem.
Ogólnie BB to nie moja bajka, ale jak jeszcze kiedyś trafi się taki gwiazdeczkowy/nie-na-serio/nie mający stu odcinków sezon i weźmie udział jakaś osoba, którą akurat kojarzę z jakiegoś filmu/serialu, który kiedyś oglądałem, to się skuszę.