Już chwilkę temu skończyłem oglądanie tego sezonu i czas w końcu coś o nim napisać. Co prawda natknąłem się wcześniej na spore spojlery o nim, bo znałem zarówno zwycięzcę, jak i los plemienia Ulong, ale mimo to dość interesująco mi się to oglądało, a szczególnie pierwszą połowę - doświadczenie ulongingu w pełnej krasie było dla mnie fascynujące.
Jonathan, Wanda - Natknąłem się jeszcze przed oglądaniem na informację, że w którymś sezonie jacyś gracze odpadli już na starcie, przez bycie niewybranym do plemienia. Wtedy wydawało mi się to niesprawiedliwe, ale teraz już nie - na dobrą sprawę mieli jednak całą dobę, żeby nawiązać jakieś relacje i przekonać do siebie ludzi. Dobrze, że Wanda była wśród tych niewybranych, bo nie musieliśmy dłużej słuchać jej śpiewu.
Jolanda - Za bardzo się rządziła i nawet sprawność fizyczna nie pomogła jej zostać w grze. Ciekawe, czy gdyby wyleciał ktoś inny, to Ulong mieliby jakiekolwiek większe szanse na powstrzymanie przyszłej passy porażek.
Ashlee, Kim - Typowe słabe survivorowe blondyneczki, o których zdążyłem już zapomnieć.
Jeff - Szkoda go i jego kontuzji, bo przydałby się plemieniu i miał serce do gry. Podobało mi się jego zachowanie: nie wycofał się wprost, ale szczerze przemówił o swojej niezdolności do gry i pewnym sensie poświęcił się dla plemienia, pozostawiając w moim odczuciu bardzo pozytywne wrażenie. Na dłuższą metę i tak nie miałby szans przetrwać w grze z chorą kostką, więc to najlepsze, co mógł w tej sytuacji zrobić.
Willard - Bezużyteczny dziadek, który nic nie robił w obozie i odsiadywał równo na co drugim Wyzwaniu. Strategicznie też zero.
Angie - Moja faworytka, bardzo mi jej było szkoda gdy odpadła przedwcześnie przez twist. Przystępowała do gry z pozycji underdoga i odmieńca, ale szybko udowodniła, że to właśnie ona jest jedną z niewielu osób stanowiących o sile swojego plemienia.
James - Nieco śmieszny, ale przede wszystkim bardzo dziwny koleś. Był zdecydowanie lepszy w gębie niż w czynach. Wyzwania udowodniały moim zdaniem, że wcale nie jest tak silnym ogniwem swojego zespołu jak mu się wydawało.
Ibrehem - Podobno po dziś dzień jest jedynym muzułmaninem amerykańskiego Survivora - dla mnie to trochę szok. Cudem i zbiegiem okoliczności jest, że osobie tak mało użytecznej udało się dotrwać jako jednej z trzech ostatnich ze swojego plemienia.
Bobby Jon - Silny fizycznie i w związku z tym kluczowy członek swojego plemienia. Pod koniec tak się złożyło, że to on mógł rozdawać karty i cieszę się, że podjął taką a nie inną decyzję co do Ibrehema i Stephenie. Z jakiegoś powodu nieszczególnie za nim przepadałem.
Coby - Jemu też kibicowałem i szkoda, że nie miał w ogóle możliwości wypracowania sobie w plemieniu odpowiedniego większościowego sojuszu. Potem trochę zbyt jawnie nagabywał Stephenie i stało się - postanowiono się go pozbyć. Jedyny minus ode mnie dla niego: za to, że nie wybrał Angie do plemienia.
Janu - Na początku była w porządku, ale potem wiadomo - cały program przeleżała w tym nieszczęsnym hamaku. Całe szczęście, że w końcu zdecydowała się odejść, bo aż strach pomyśleć jak daleko inni by dociągnęli taką osobę bez jakiejkolwiek woli walki (albo i woli życia

).
Stephenie - Bardzo mocna zawodniczka, która dla wielu dziewczyn mogła stać się inspiracją. W pewnym sensie ona również została Sole Survivor, tyle że tylko połowicznie.

Ale i tak szacunek za to dla niej. Fajnie, że potem nie została wyrzucona jak śmieć przy pierwszej możliwej okazji i że jeszcze próbowała coś namieszać w sojuszach. Niestety, już się nie dało.
Gregg - Nieszczególnie go lubiłem, a jego relacja z Jenn była zbyt dobrze widoczna. Bardzo mnie ucieszyło, gdy jego knowania w F6 zostały perfekcyjnie udaremnione.
Caryn - Rozumiem, że próbowała jakoś odnaleźć swoje miejsce i czegoś się uczepić, ale nie miała żadnego prawdziwego sojuszu i za bardzo lawirowała między różnymi stronami. Zdawało mi się, że sama nie wie, czego chce.
Jenn - Miała w sobie "to coś" i w związku z tym bardzo dobrze jej życzyłem. Ogromna szkoda, że nie żyje.

Ian - W miarę go lubiłem, ale aż smutno było patrzeć, jak miota się w zeznaniach za każdym razem, gdy ktoś na niego naskoczy z pretensjami i trochę dociśnie. Jego decyzja w F3 jest dla mnie bardzo niezrozumiała - nie jestem w stanie doszukać się w tym jakiegokolwiek sensownego powodu poza "ratowaniem przyjaźni", co cofa nas o 9 sezonów wstecz. Po tylu sezonach i tym co się w nich odwalało, coś takiego jest naprawdę dziwne.
Katie - Dla mnie była trochę niewidoczna i zdziwiła mnie jej obecność w finale (choć oczywiście sojusze miała dobre). Na FTC była tragiczna i tak jednogłośna porażka w sumie mnie nie dziwi.
Tom - Na pewno duży szacunek dla niego za aż taką sprawność mimo niemłodego wieku i bycie najmocniejszym punktem swojego plemienia w Wyzwaniach. Oprócz tego dobrze przeprowadził swoją grę strategiczną. Wszedł w mocny sojusz, w którym rozdawał karty z Ianem, dbał też o relacje z innymi. Kilka razy coś tam się na boku zawiązywało, ale nic nikomu nie obiecywał i dobrze na tym wyszedł, bo udało mu się zachować twarz i robił wrażenie "tego dobrego" na FTC. Wygrał zasłużenie, choć zgodzę się tu z Coby'm, że na pewno nie był też takim Panem Idealnym za jakiego chciał uchodzić, bo manipulował ostro.