The Amazing Race 13
- Roxy
- sole survivor
- Posty: 2661
- Rejestracja: 25 mar 2010, 00:00
- Winners at War: Parvati
- Survivor AU All Stars: Shonee
- Kontakt:
- Jack
- sole survivor
- Posty: 5787
- Rejestracja: 02 maja 2010, 00:00
- Kontakt:
- Jack
- sole survivor
- Posty: 5787
- Rejestracja: 02 maja 2010, 00:00
- Kontakt:
- Roxy
- sole survivor
- Posty: 2661
- Rejestracja: 25 mar 2010, 00:00
- Winners at War: Parvati
- Survivor AU All Stars: Shonee
- Kontakt:
- Jack
- sole survivor
- Posty: 5787
- Rejestracja: 02 maja 2010, 00:00
- Kontakt:
- ciriefan
- sole survivor
- Posty: 6098
- Rejestracja: 27 mar 2010, 00:00
- Winners at War: Natalie
- Survivor AU All Stars: Shonee
- Kontakt:
Sezon jak zawsze fajny, bo cały program fajny, ale przyznam, że dosyć przewidywalny. Mniej więcej w połowie stwierdziłem na podstawie editu, że Nick i Star wygrają i nie chciało mi się tego dalej oglądać. Kibicowałem Kenowi i Tinie. Może nie wygrali tylu etapów co Nick i Star, ale bardziej ich polubiłem.
Nick i Star - zwycięzcy w porządku, ale bez szału. Jak dla mnie tacy nijacy. Nie mieli żadnej ciekawej historii i dlatego jednym z ich głównych wątków były kłótnie z adwokatkami czy romans z Tony'm. Wygrywali większość etapów i aż się chciało, żeby polegli. Para jak dla mnie nudna, aczkolwiek silna, co trzeba im przyznać.
Ken i Tina - moi faworyci. Na początku ich nie lubiłem. Ona wydawała mi się taką wredną, starą babą, a on przecież ją zdradził. Byli jednak naprawdę sympatyczni, ich relacja się pogłębiała z odcinek na odcinek i widać było, że coś do siebie czują. Mieli piękną historię. Wręczenie pierścionka na koniec było bardzo wzruszające. Do końca miałem nadzieję, że im się uda i że choć raz edit mnie zaskoczy. No ale skoro pokazywali ich kłócących się, a Nick i Star mieli edit bez zarzutu, było jasne, kto wygra.
Dan i Andrew - OMG jak oni doszli do finału? Jedna z najbardziej żałosnych drużyn w historii. Ciągle mieli jakieś debilne błędy i nie dotyczytywali wskazówek. Jak mogli zostawić buty w teatrze?! Ich maszerowanie w rosyjskim wojsku do dzisiaj będzie do mnie powracać w koszmarach. Co odcinek zastanawiałem się, kiedy w końcu odpadną, a im ciągle się udawało. Mieli więcej szczęścia niż rozumu.
Toni i Dallas - moi drudzy faworyci sezonu. Pozytywna para, bezsprzeczna, fajna relacja między nimi. Aczkolwiek edit nie pozostawiał złudzeń - pierwsze pół sezonu niewidzialni, a potem też raczej nie mieli większości air time'u. Powinni wrócić w All Stars, po tym zgubieniu paszportów zasłużyli na drugą szansę.
Terrence i Sarah - Strasznie mi irytowali, ale też bawili. Śmieszni byli. Tekst: "they didn't even say hi to us!" hahaha mocne to było :P Aczkolwiek do moich ulubieńców nie należeli.
Kelly i Christy - nie znosiłem ich. Typowe wredne jędze przeświadczone o swojej wyższości nad innymi. Naśmiewały się tylko z innych i poprawiały swoje ego. Nie dziwię się, że obie to rozwódki, kto by z nimi wytrzymał.
Aja i Ty - w sumie mieli na tyle niewidzialny edit, że nie wiem, co o nich napisać :P
Marisa i Brooke - kolejna nieudana kopia Dustin i Candace. Czy już w każdej edycji będą drużyna dwóch blondzi? Strasznie głupie były. No i były przedstawiane jako "południowe piękności" - eee piękności?
Mark i Bill - przez głupi błąd odpadli, wzbudzali sympatię ale bez szału
Anthony i Stephanie - przez swoje 2 odcinki byli niewidzialni, jak odpadli to się zastanawiałem kto to
Anita i Arthur - sympatyczne dziadki, aczkolwiek ta długa broda mnie irytowała. Jak na 1 wyeliminowanych byli bardzo mało pokazani w 1 odcinku, a szkoda, bo wydają się być ciekawi.
Nick i Star - zwycięzcy w porządku, ale bez szału. Jak dla mnie tacy nijacy. Nie mieli żadnej ciekawej historii i dlatego jednym z ich głównych wątków były kłótnie z adwokatkami czy romans z Tony'm. Wygrywali większość etapów i aż się chciało, żeby polegli. Para jak dla mnie nudna, aczkolwiek silna, co trzeba im przyznać.
Ken i Tina - moi faworyci. Na początku ich nie lubiłem. Ona wydawała mi się taką wredną, starą babą, a on przecież ją zdradził. Byli jednak naprawdę sympatyczni, ich relacja się pogłębiała z odcinek na odcinek i widać było, że coś do siebie czują. Mieli piękną historię. Wręczenie pierścionka na koniec było bardzo wzruszające. Do końca miałem nadzieję, że im się uda i że choć raz edit mnie zaskoczy. No ale skoro pokazywali ich kłócących się, a Nick i Star mieli edit bez zarzutu, było jasne, kto wygra.
Dan i Andrew - OMG jak oni doszli do finału? Jedna z najbardziej żałosnych drużyn w historii. Ciągle mieli jakieś debilne błędy i nie dotyczytywali wskazówek. Jak mogli zostawić buty w teatrze?! Ich maszerowanie w rosyjskim wojsku do dzisiaj będzie do mnie powracać w koszmarach. Co odcinek zastanawiałem się, kiedy w końcu odpadną, a im ciągle się udawało. Mieli więcej szczęścia niż rozumu.
Toni i Dallas - moi drudzy faworyci sezonu. Pozytywna para, bezsprzeczna, fajna relacja między nimi. Aczkolwiek edit nie pozostawiał złudzeń - pierwsze pół sezonu niewidzialni, a potem też raczej nie mieli większości air time'u. Powinni wrócić w All Stars, po tym zgubieniu paszportów zasłużyli na drugą szansę.
Terrence i Sarah - Strasznie mi irytowali, ale też bawili. Śmieszni byli. Tekst: "they didn't even say hi to us!" hahaha mocne to było :P Aczkolwiek do moich ulubieńców nie należeli.
Kelly i Christy - nie znosiłem ich. Typowe wredne jędze przeświadczone o swojej wyższości nad innymi. Naśmiewały się tylko z innych i poprawiały swoje ego. Nie dziwię się, że obie to rozwódki, kto by z nimi wytrzymał.
Aja i Ty - w sumie mieli na tyle niewidzialny edit, że nie wiem, co o nich napisać :P
Marisa i Brooke - kolejna nieudana kopia Dustin i Candace. Czy już w każdej edycji będą drużyna dwóch blondzi? Strasznie głupie były. No i były przedstawiane jako "południowe piękności" - eee piękności?
Mark i Bill - przez głupi błąd odpadli, wzbudzali sympatię ale bez szału
Anthony i Stephanie - przez swoje 2 odcinki byli niewidzialni, jak odpadli to się zastanawiałem kto to
Anita i Arthur - sympatyczne dziadki, aczkolwiek ta długa broda mnie irytowała. Jak na 1 wyeliminowanych byli bardzo mało pokazani w 1 odcinku, a szkoda, bo wydają się być ciekawi.
- tombak90
- sole survivor
- Posty: 2707
- Rejestracja: 12 mar 2011, 00:00
- Lokalizacja: Poznań
- Winners at War: Tony
- Survivor AU All Stars: David
- Kontakt:
No po prostu hulaj dusza. Obejrzałem sobie ostatnio trzy sezony z najróżniejszych okresów TAR-u (1, 13, 25) i wszystkie stopniowo urywały mi kolejne kawałki dupy, aż teraz została tylko goła kość ogonowa. Boję się teraz odpalać jakiś kolejny, bo każde szczęście się kiedyś skończy i być może los chciał uśpić moją czujność, żeby teraz przynieść coś strasznego.
Ogółem cud, miód i orzeszki, jedyna moja uwaga jest taka, że edytorzy powinni zjeść g*wno, bo wyjątkowo się tu nie popisali. Praktycznie od początku sugerowali kto tu jest skazany na zgubę, a kto na chlubę.
*Nick & Starr - może wypowiem się tylko o dziewczynie, bo kolesia do samego końca nie zauważałem. Nie wiem nawet jak wyglądał; pamiętam jedynie, że nie miał zeza, irokeza, narośli na czole w kształcie penisa, ani niczego, czym by się szczególnie wyróżnił. Starr była natomiast słodziutka, zadziorna, wygadana i pochłaniała uwagę jak posłanka Pawłowicz sałatkę. Zwycięstwo także zasłużone, aczkolwiek ja sercem byłem za konkurentami.
*Ken & Tina - no właśnie. Finał mocno mnie wkręcił, trzymałem kciuki do ostatniej chwili i aż chciałem im zasadzić kopa przez monitor, żeby biegli szybciej. Najzabawniejsze jest to, że kompletnie nie wiem, dlaczego aż tak uwielbiałem Tinę. Wygląda jak taka typowa suczydłowata mamuśka z zebrań szkolnych, która krzywi nocha i wrzeszczy, że ale-prosze-pani-mnie-nie-obchodzi-pani-dziecko-mój-kacper-ma-w-tym-czasie-hokeja!!!!, a potem wraca do domu, chłepce sypaną z koleżankami i narzeka, że jej mąż to taaaka ciamajda, że krzywo zawiesił półkę i że za karę ugotuje mu dzisiaj mniej ziemniaków. A jednak była tak barwna, że ją pokochałem. Kena prawie nie zauważyłem, może poza obawą o jego życie. Ta herszt baba mogła przecież w każdej chwili dać się ponieść wk**wowi, zamachnąć się głową i strzelić mu w zęby tą blond kitą.
*Andrew & Dan - okeeej, okeej, ja jestem w pełni świadomy, że jeśli chodzi o grę, to oni ssali, wypluwali, a potem jeszcze raz ssali. Ale mimo wszystko, całkiem ich polubiłem. Przypominają mi takich swojskich ziomków z osiedla, którzy urywają się ze szkoły po to, żeby spędzić całe boże godziny w nieprzewietrzonym pokoju przy konsoli i chipsach, wdychając odór własnych bąków.
*Toni & Dallas - przez jakieś cztery odcinki myślałem, że to on jest Tony, a ona Dallas, ale ch*j, na oświecenie nigdy nie jest za późno. Ogółem, również bardzo polubiłem. Okazuje się, że jak się człowiek bardzo postara, może wziąć udział w programie z matką i wcale nie wyjść na p*zdusiowego maminsynka.
*Terence & Sarah - nosz kurka. Dlaczego wszystkie tar-owskie Sary muszą trafiać na takich przychlastów? Koleś zachowywał się jak księżna Bernadetta w ósmej ciąży i miałem błogą nadzieję, że któregoś razu Sarah nie wytrzyma, uśmiechnie się przepraszająco, zdejmie okulary, powie: ej-nachyl-się-na-chwilę-coś-ci-powiem i trzaśnie mu z główki. Facet mógłby docenić to, co ma, bo stawiam, że żadna inna laska nie rozłożyłaby przed nim nawet pasjansa.
*Kelly & Christy - całkiem zabawne. Ich żółć i nienawiść do ludzi wywoływały uśmiech rozrzewnienia. Ale ja i tak zapamiętam je głównie z tego, jak dostały po pyskach tym jakimś hinduskim kolorowym proszkiem i przez resztę odcinka wyglądały jak maszkary.
*Aja & Ty - tu już zaczynają się pary, które miałem w d*pie. Pamiętam tylko tyle, że byli czarni
*Marisa & Brooke - no dobra, ich akurat nie miałem w dupie. Wolałbym raczej sytuację odwrotną. Całkiem milusie, uśmiechnięte, rozwaliło mnie jak częstowały kogoś-tam na lotnisku cukierkami w ramach wdzięczności za coś-tam. Ale dzięki edytorom, przez cały czas miałem świadomość, że pójdą do diabła bardzo szybko.
*Mark & Bill - aż musiałem spytać cioci Vicky, kto tam odpadł jako trzeci. Raczej ch*jnia, pamiętam tylko tyle, że jeden z nich wyglądał jak dorosły Ludwiczek zapowiadający przygody małego Ludwiczka przed każdym "Światem według Ludwiczka".
*Anthony & Stephanie - babka miała fajne oczy. Koleś miał dziewczynę z fajnymi oczami. Tyle mądrego ode mnie.
*Anita & Arthur - wyglądali tak pociesznie, trochę bajkowo Być może, ta porażająca ilość białych kudłów odrastających ze wszystkich możliwych części ciała to taki rodzaj dodatkowej ochrony przed pszczołami.
Ogółem cud, miód i orzeszki, jedyna moja uwaga jest taka, że edytorzy powinni zjeść g*wno, bo wyjątkowo się tu nie popisali. Praktycznie od początku sugerowali kto tu jest skazany na zgubę, a kto na chlubę.
*Nick & Starr - może wypowiem się tylko o dziewczynie, bo kolesia do samego końca nie zauważałem. Nie wiem nawet jak wyglądał; pamiętam jedynie, że nie miał zeza, irokeza, narośli na czole w kształcie penisa, ani niczego, czym by się szczególnie wyróżnił. Starr była natomiast słodziutka, zadziorna, wygadana i pochłaniała uwagę jak posłanka Pawłowicz sałatkę. Zwycięstwo także zasłużone, aczkolwiek ja sercem byłem za konkurentami.
*Ken & Tina - no właśnie. Finał mocno mnie wkręcił, trzymałem kciuki do ostatniej chwili i aż chciałem im zasadzić kopa przez monitor, żeby biegli szybciej. Najzabawniejsze jest to, że kompletnie nie wiem, dlaczego aż tak uwielbiałem Tinę. Wygląda jak taka typowa suczydłowata mamuśka z zebrań szkolnych, która krzywi nocha i wrzeszczy, że ale-prosze-pani-mnie-nie-obchodzi-pani-dziecko-mój-kacper-ma-w-tym-czasie-hokeja!!!!, a potem wraca do domu, chłepce sypaną z koleżankami i narzeka, że jej mąż to taaaka ciamajda, że krzywo zawiesił półkę i że za karę ugotuje mu dzisiaj mniej ziemniaków. A jednak była tak barwna, że ją pokochałem. Kena prawie nie zauważyłem, może poza obawą o jego życie. Ta herszt baba mogła przecież w każdej chwili dać się ponieść wk**wowi, zamachnąć się głową i strzelić mu w zęby tą blond kitą.
*Andrew & Dan - okeeej, okeej, ja jestem w pełni świadomy, że jeśli chodzi o grę, to oni ssali, wypluwali, a potem jeszcze raz ssali. Ale mimo wszystko, całkiem ich polubiłem. Przypominają mi takich swojskich ziomków z osiedla, którzy urywają się ze szkoły po to, żeby spędzić całe boże godziny w nieprzewietrzonym pokoju przy konsoli i chipsach, wdychając odór własnych bąków.
*Toni & Dallas - przez jakieś cztery odcinki myślałem, że to on jest Tony, a ona Dallas, ale ch*j, na oświecenie nigdy nie jest za późno. Ogółem, również bardzo polubiłem. Okazuje się, że jak się człowiek bardzo postara, może wziąć udział w programie z matką i wcale nie wyjść na p*zdusiowego maminsynka.
*Terence & Sarah - nosz kurka. Dlaczego wszystkie tar-owskie Sary muszą trafiać na takich przychlastów? Koleś zachowywał się jak księżna Bernadetta w ósmej ciąży i miałem błogą nadzieję, że któregoś razu Sarah nie wytrzyma, uśmiechnie się przepraszająco, zdejmie okulary, powie: ej-nachyl-się-na-chwilę-coś-ci-powiem i trzaśnie mu z główki. Facet mógłby docenić to, co ma, bo stawiam, że żadna inna laska nie rozłożyłaby przed nim nawet pasjansa.
*Kelly & Christy - całkiem zabawne. Ich żółć i nienawiść do ludzi wywoływały uśmiech rozrzewnienia. Ale ja i tak zapamiętam je głównie z tego, jak dostały po pyskach tym jakimś hinduskim kolorowym proszkiem i przez resztę odcinka wyglądały jak maszkary.
*Aja & Ty - tu już zaczynają się pary, które miałem w d*pie. Pamiętam tylko tyle, że byli czarni
*Marisa & Brooke - no dobra, ich akurat nie miałem w dupie. Wolałbym raczej sytuację odwrotną. Całkiem milusie, uśmiechnięte, rozwaliło mnie jak częstowały kogoś-tam na lotnisku cukierkami w ramach wdzięczności za coś-tam. Ale dzięki edytorom, przez cały czas miałem świadomość, że pójdą do diabła bardzo szybko.
*Mark & Bill - aż musiałem spytać cioci Vicky, kto tam odpadł jako trzeci. Raczej ch*jnia, pamiętam tylko tyle, że jeden z nich wyglądał jak dorosły Ludwiczek zapowiadający przygody małego Ludwiczka przed każdym "Światem według Ludwiczka".
*Anthony & Stephanie - babka miała fajne oczy. Koleś miał dziewczynę z fajnymi oczami. Tyle mądrego ode mnie.
*Anita & Arthur - wyglądali tak pociesznie, trochę bajkowo Być może, ta porażająca ilość białych kudłów odrastających ze wszystkich możliwych części ciała to taki rodzaj dodatkowej ochrony przed pszczołami.
"Dziś prawdziwych villainów już nie ma..."
- Jack
- sole survivor
- Posty: 5787
- Rejestracja: 02 maja 2010, 00:00
- Kontakt:
Tombak to który sezon oglądasz teraz? :D
Też lubię TAR13, w sumie to chyba pierwsza edycja, w której obejrzałem każdy odcinek i od tego zaczęła się moja "przygoda" z Amazing Race.
Przeczytałem twój opis każdej z par i co do większości się zgadzam. Ale Nick też był taki trochę "villainowaty". Pamiętam, że skierował Kelly i Christy detourze na zadanie z kiwi, żeby poobdzierały sobie stopy :D (Jak się potem okazało to skończyły bardzo szybko to zadanie).
Też lubię TAR13, w sumie to chyba pierwsza edycja, w której obejrzałem każdy odcinek i od tego zaczęła się moja "przygoda" z Amazing Race.
Przeczytałem twój opis każdej z par i co do większości się zgadzam. Ale Nick też był taki trochę "villainowaty". Pamiętam, że skierował Kelly i Christy detourze na zadanie z kiwi, żeby poobdzierały sobie stopy :D (Jak się potem okazało to skończyły bardzo szybko to zadanie).
- tombak90
- sole survivor
- Posty: 2707
- Rejestracja: 12 mar 2011, 00:00
- Lokalizacja: Poznań
- Winners at War: Tony
- Survivor AU All Stars: David
- Kontakt:
Wracam do korzeni, na playliście TAR numer cztery I wygląda na to, że moje czarnowidztwo się sprawdza. Dupa powoli mi odrasta. Jedyną nadzieją jest Jaree
A Nick jak dla mnie mógłby nawet zgwałcić jakieś hinduskie dziecko na wizji, i tak pewnie bym go nie zapamiętał. Jak się ma taką partnerkę, to wzrok automatycznie wędruje na nią
A Nick jak dla mnie mógłby nawet zgwałcić jakieś hinduskie dziecko na wizji, i tak pewnie bym go nie zapamiętał. Jak się ma taką partnerkę, to wzrok automatycznie wędruje na nią
"Dziś prawdziwych villainów już nie ma..."
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości