No dobrze, żeby już tak strasznie się na tego Probsta nie wydżebywać, trzeba co i skrobnąć, bom już cały turnus do tyłu.
Surwajwor Fortiłan zrobił mnie trochę w kotka jeśli chodzi o edit, bo wygranej
Eriki nie spodziewałem się aż do samej końcówki, tak więc za to plus, bo od kilku sezonów wrzeszczę doniośle, że jedyny blindside, który może tu jeszcze zaskoczyć zramolałego dziada z jakimiś 60 sezonami Surva na karku, to edit blindside
Nie była to może jakaś fenomenalna zawodniczka, bo właściwie przez dwie trzecie imprezy nikt jej nie chciał, jednak potrafiła ustawić się w samej końcówce.
Poza tym dała się jako tako lubić – ilości płaczu, filozofowania i sekciarzenia nie przekraczały tu średniej sezonowej, może za wyjątkiem tego całego szumnego twistu z merga, który Erika przeżywała jak moja babcia rozwód Cichopków, a tak patrząc na papierze to na nic się kompletnie dla niej osobiście nie przełożył. Ojojoj, no nie ty pierwsza i nie ostatnia spędziłaś sobie dzień na exile - przemyć, odkazić, nakleić plasterek z królewną Śnieżką i szadap, rozchodzisz to
Podobało mi się też to, że Erika bodaj jako jedyna z czarnych ani razu nie zagrała race card, bo rzygowiny w tym temacie tak mi zaśmieciły ten sezon, że omamoitato. Nie została zresztą nawet przyjęta do rasistowskiego sojuszu Deshawna, Danny’ego, Liany i Shan – widocznie nie jest taka prawilnie blek, bo ma korzenie nie z Filipin, czy skądś tam. Naseer zresztą podobnie.
Tymczasem gratulacje. Kolega
Deshawn osiągnął z kolei coś, czego nie udało się dokonać poborowym z dobrych pięciu turnusów do tyłu – wzbudził u mnie jakiekolwiek większe emocje. Takie wiecie – nie że lubię, nie lubię, gardzę, pochwalam, wyśmiewam, smagam pejczem po zadzie, ale potem i tak zapomnę o danej jednostce jak tylko będzie następny sezon, tylko takie bardziej trwałe. Kogoś z tak mocno pękniętej gumy nie gościliśmy w naszych skromnych surwoprogach już dawno. Typ jest jawnym rasistą, tworzył pod to sojusze, ładował w każdej konfie, że wobec tego musi być bardziej lojalny, bo jest BLEK, a reszta to barachło, a wszyscy zamiast to skrytykować, to jeszcze osikali sobie kalesony, że to takie fajne. Nie zdziwię się jak go jeszcze przywrócą, zamiast pognać w gatkach na łąkę bez gaszenia pochodni jak Dana Spilo czy Varnera. Tak zwany rasizm w dobrą stronę, witamy w Surwajwer Nju Era

Ale to już nawet nie jest na moje nerwy, ja się z tego po prostu śmieję i chyba tylko tak można przetrwać dalsze stejtsowe sezony, bo jedziemy tu już po bandzie coraz mocniej
Przez większą część sezonu kibicowałem
Shan za te jej pastorsko-mordercze przyśpiewki i jakieś takie ogólne wrażenie mówiące, że preferuje życie w stylu yolo, jednak skończyło się to w momencie jak dołączyła do sojuszu rasistów. Na koniec jednak wyleciała przez to, że nieco się z niego wyłamała i ostrzegła Ricarda przed tym, że się na niego czają, więc no dobra, już masz, trochę się u mnie dzięki temu odkupiłaś
Liany z kolei nie trawiłem. No po prostu jak tylko ta niewiasta otwierała przewód gębowy, to gniły mi kartofle w piwnicy. Przede wszystkim sprawnym, lisim chwytem zgarnęła nagrodę Złotej Dawn Meehan dla największego wyjca sezonu. A jak już nie wyła, to uświadamiałem sobie, że jednak wolę jak wyje, bo nic mądrego do powiedzenia nie miała. Szkoda mi było tego jej hejcenia Xandera bez żadnego szczególnego powodu, więc to jak ją strollował z tym immunitetem było dla mnie perełką sezonu.
Kolejną perełką był koniec panny
Doktorantki. Jeszcze zanim znudziło mi się komentowanie, przestrzegałem ją cierpliwie: Ewelinko droga, nasza ty polska jagódko w Puszczy Białowieskiej zrodzona, przez polskiego żubra smagłym siurem olana, ogarnijże się z tym feminizmem. Jeden łepek chce z nią grać – nie, kij z nim, tribe has spoken, przecież nie wyrzucę Tiffany, bo łymyn alajens. Drugi łepek to samo. Idź i zgnij - łymyn, łymyn i jeszcze raz łymyn! Został Xander, który dał jej serce na tacy, ale zostałby w to serce dziabnięty dzidą, gdyby tylko żółci trafili na jeszcze jedną radę, bo oczywiście łymyn. A tymczasem obie jej łymyn wykoczkodaniły się na nią tak, że aż miło. Tiffany nadawała na nią w konfach jeszcze przed mergem. Liana gdy tylko ich połączyli przeszła do sojuszu Racists R Us i ją zaatakowała.
Tak więc panie i panowie, mamy tu królową i matkę wszystkich karm – osoba, która prowadziła jeden dyskryminujący sojusz, została zgnieciona przez inny dyskryminujący sojusz. Głuptactwo dzisiejszych bajdenowców w pigułce. Dla mnie miodzio
Xander

Nie wiem, no nie będę udawał, że zapamiętam go jakoś na dłużej, bo jest dla mnie trochę kopią przynajmniej kilkunastu analogicznych kudłatych jegomości z poprzednich sezonów, ale oglądając kibicowałem mu przez litość. Dawno nikt nie miał u Probsta aż tak bardzo życia pod górkę i to tylko dlatego, że nie należy do żadnej modnej grupy społecznej. To, że w tych warunkach dowojował do finału, to już samo w sobie szapoba, do tego mam wredną satysfakcję, że zoutlastował Doktorantkę, a jeszcze dodatkowo solidne propsy ode mnie w prezencie za ajdolo-trolling na Lianie. No ale zgodzę się też nieco z sędziami – był jakby krok do tyłu, nie do końca świadomy socjalnie.
Z kolei Siwe Czupiradło przekonało mnie do siebie w trakcie programu. Do tego stopnia, że przestanę go nawet przezywać. Tak więc
Ricard, mimo fejspalma z pierwszego odcinka z tą akcją z „guys”, potem wypowiadał się już całkiem rozsądnie, a jeśli chodzi o strategię, to podumałbym tu nawet, czy nie przyznać mu palmy pierwszeństwa zamiast Erice. Mocna pozycja u zielonych do samego końca pomimo, że zostali zdziesiątkowani, silna relacja z Shan na tyle, że ostrzegła go przed gilotyną rasistów i sama za to zapłaciła, a na koniec dobra kontra z zebraniem sojuszu wyrzutków. Gdzieś tam to „h” w jego imieniu wybrzmiewa i przyznam, że jakoś straszliwie bym się nie wydzierał, gdyby kiedyś dostał drugą szansę od survolosu.
Kogóż my tam jeszcze mieliśmy, pokażcie no się (cyk wiki), bo już po mordach nie pamiętam… O, babunia
Heather. Nie rozumiem tutaj editowego chowania, jak dla mnie te nieliczne wypowiedzi strategiczne, które udało jej się przemycić na ekran brzmiały całkiem sensownie. No i dawno żaden łogiń w F4 nie wzbudził we mnie takich emocji jak ten, w którym o piczy włos przegrała z rasistą.
Danny to plus jeden dla rasisty i tyle. To imię chyba nigdy nie zwiastuje w tym programie nic dobrego.
Tiffany na początku mnie irytowała swoją karczemnością, ale z czasem dostrzegłem w tym jakiś tam urok. Kartofel kartofla zrozumie. Wydawało mi się, że rola
Naseera w programie będzie dużo większa, więc plus dla mirków z edytorni za edit blindside, ale koniec końców niczym mądrym się nie popisał. Na
Sydney łypałem ciekawym okiem, ale to jej bycie „mean” skończyło się raczej na mówieniu o tym w konfach. Gdzie ci dziecino do Corinne, Alicii Rosy, czy innych cór Slytherina? Aczkolwiek współczuję tutaj pokraczno-twistowej śmierci.
Genie z tą ajdolową (czy tam wskazówkową?) otwartością wobec oprawców zapisze się jako kolejny złoty strzał w reprezentacji Azjatek. Resztę ludu zdążyłem już chyba skomentować w pierwszych epikach.
I jeszcze moje rankingowe przemyślenia, bo jestem czopem i się spóźniłem:
Stratedzy: Ozłocić Ricarda, oczernić Genie.
Ulubieni surwajwors: Xander, Heather, Erika.
To już wszystko z Garniszpartenkirsien, słonecznej niedzieli i miłej kawusi. Byle bez mleka
