Daniel Wiśniowski o swoim pobycie na Wyspie Przetrwania

Daniel z pewnością dał nam się zapamiętać jako lider sojuszu czwórki Mataka i jeden z największych strategów sezonu. Jego słynne „oszukałeś nas wszystkich!” bez wątpienia zna każdy z widzów Wyspy Przetrwania. Był faworytem wielu osób, jednak w finale w zwycięstwie przeszkodził mu… sztylet. Jak wspomina swój udział w programie i czy jest coś, czego żałuje?


Źródło: Polsat

Survivor Polska: Na co dzień jesteś dyrektorem banku w Krakowie. Biuro, liczby, duże miasto a bezludna wyspa to dwa zupełnie różne światy. Nie obawiałeś się tego, że to będzie całkowicie odmienna rzeczywistość, w której się nie odnajdziesz?

Daniel: Oczywiście, ze się obawiałem. To naturalna reakcja na świat, którego nie znasz.

SP: Co więc skłoniło Cię do wzięcia udziału w tej przygodzie?

D: Wiedziałem, ze na moment, w którym musiałem podjąć decyzję, to właśnie tego w życiu potrzebowałem – wyzwań kompletnie innych niż te, z którymi spotykam się na co dzień. Świat biznesu i praca w korporacji rządzi się swoimi prawami. Świat „Wyspy Przetrwania” na Fidżi nie miał nic wspólnego ze światem, w którym codziennie funkcjonuję. Po 10 latach pracy w korporacji potrzebowałem się zweryfikować, poznać siebie tak naprawdę trochę z innej strony. Gdybyś mi powiedział rok temu, że nie umyję zębów z rana, to bym spojrzał na Ciebie z niedowierzaniem, że „Chyba TY” (śmiech). Dziś wiem, ze jak prawie po 30 dniach dostałem szczoteczkę i pastę do zębów,  to umyłem je dopiero następnego dnia, bo mi się po prostu zwyczajnie nie chciało i jak widzisz żyję.

SP: Czy przed rozpoczęciem programu widziałeś może którąś z zagranicznych edycji?

D: Przed wylotem oglądałem francuską „Koh-lantę”,  a także trochę ostatnich edycji amerykańskiej i filipińskiej wersji. Nie skupiałem się jednak na strategii czy socjalu uczestników. Głownie oglądałem w celu inspiracji do fizycznych przygotowań związanych z tym, z czym się mogę zmierzyć na miejscu. Analizowałem konkurencje pod kątem fizycznym i tak też starałem się w tym krótkim czasie od końca castingu do wyjazdu przygotować. Nie jest i nie było tajemnicą, że pływak ze mnie słaby, jednak przed wyjazdem zdeterminowany ćwiczyłem na basenie. Świadomy swoich słabych stron w moim przekonaniu nie odstawałem bardzo od reszty uczestników.

Źródło: Polsat

SP: Grę rozpocząłeś w plemieniu Mataka. Z odcinków dowiedzieliśmy się, że wszedłeś tam w sojusz z Kasią, Karoliną i Pawłem Trenerem, jednak tylko z relacji innych uczestników – nigdy nie pokazano nam żadnej sceny z założeniem sojuszu. Czy oficjalnie padła między wami deklaracja sojuszu?

D:  Sojusz nie polega na tym, że się deklaruje „Będę z Tobą w sojuszu” . Mogę to dziś porównać do pytania z podstawówki: ” Będziesz ze mną chodzić?” (śmiech) Niektórych deklaracji nie ma potrzeby sobie składać. W trakcie pobytu na wyspie masz wiele sytuacji, w których czujesz, ze możesz komuś zaufać, że nadajecie na tych samych falach. Jak mówiłem wcześniej- wiedziałem, gdzie jadę – jednak celem moim była weryfikacja siebie a nie zwycięstwo. Smaki na wygraną pojawiły się na ostatniej prostej, kiedy uświadomiłem sobie, ze to może być realny scenariusz.

SP: Co sprawiło, że to właśnie z tą trójką postanowiłeś się sprzymierzyć?

D: Z każdym z nich jest inna historia. Z Kasią Cebulą połączyła mnie i łączy do dziś więź przyjacielska. Wyobraź sobie, że na końcu świata spotykasz kogoś, kto jak zaczynasz zdanie i bierzesz oddech, to on je kończy i to właśnie w stu procentach w punkt tak, jak chciałeś je powiedzieć. Pozostaje Ci tylko dokończyć słowami – „właśnie tak”.  Z Karoliną połączyła mnie energia. Oboje jesteśmy w życiu prywatnym rozkojarzeni, ekstrawertyczni – najpierw powiemy, potem się zastanowimy. To właśnie nas łączyło i przy tym na co dzień była także kupa śmiechu.  Paweł Poręba – obaj z Krakowa. Lokalna solidarność. Niewiele trzeba tłumaczyć. I tak właśnie powstał trzon Mataki, który zdecydował, kto wygrał I edycję. Zdradziłem tajemnicę – to była po prostu strategia oparta na emocjach.

SP: W trzecim odcinku zaskoczyła was eliminacja tuż po zadaniu. Wyeliminowaliście wtedy Rudą Anię. Cały odcinek był pokazany jakby z jej strony -€“ to ona mówiła o was jako sojuszu, a nie pokazano żadnych waszych rozmów na temat głosowania. Podejrzewam jednak, że było inaczej i ogromnie mnie to ciekawi, jak wtedy rozwinęła się sytuacja. Czy ustaliliście wcześniej plan na ewentualne głosowanie i dlaczego padło wtedy akurat na Anię?

D: Ania mówiła sojusz i słusznie, bo już wtedy był i było to zauważalne. Nie kryliśmy się z tym, ze świetnie czujemy się w swoim towarzystwie. Jednak na ten moment nie można było pokazać widzom, że mamy sojusz, bo nikt z nas nie chciał tego powiedzieć. Mówiliśmy, że się lubimy i łączą nas dobre relacje, co samo się nasuwa: mają sojusz. Jak zaskoczyło nas głosowanie, to nie trzeba było szczególnie dużo sobie mówić. Każdy z nas wiedział, ze jedyną osobą, która widzi, co jest grane i która próbuje coś z tym zrobić, była Ania Ruda. Trzeba było więc się jej jak najszybciej pozbyć i tak się stało. Prywatnie cenię ją jako koleżankę, jednak uważam, że na wyspie za szybko pokazała karty. Oczywiście gra nam wtedy sprzyjała, co pozwoliło na jej eliminację.

Źródło: Polsat

SP: Punktem zwrotnym w grze było połączenie i zwrot akcji z negocjacjami. Razem z Klotzkiem postanowiliście wtedy wyeliminować Justynę. Jak przebiegały same negocjacje?

D: Chciałem, aby odpadł ktoś z Yakavi. Na pewno nie chciałem eliminacji Julki i Farmera wierząc, że potencjalnie zagrają z nami, jak się połączymy. Dlatego też dyskusja rozegrała się pomiędzy Maczo i Justyną. Nie miałem żadnych personalnych problemów ani z Justyną ani z Maczo, jednak postawiony w tak trudnej sytuacji walczyłem, żeby nie był to nikt z mojego ówczesnego plemienia. Przed wyjściem na negocjacje a nie wiedząc do końca, co mnie czeka, zaufałem także Piotrowi, który zapewnił mnie, że gra z nami. Właśnie dlatego potem byłem tak rozczarowany i czułem się zwyczajnie oszukany. Prywatnie Justynę i Maczo bardzo lubię i nie była to emocjonalna walka kogutów, tylko walka o swoich sojuszników

SP: Czy uważasz, że z perspektywy czasu eliminacja Justyny była najlepszym możliwym ruchem?

D: Z perspektywy czasu uważam, ze nadal bym walczył, żeby był to ktoś z Yakavi.

SP: Najbardziej kontrowersyjnym momentem sezonu była eliminacja Karoliny. Twoja reakcja w stosunku do Piotra wywołała na naszym forum sporo emocji. W odcinkach nawet sceny sprzed połączenia pokazywały waszą czwórkę spędzającą czas razem, a Piotra gdzieś na uboczu. Montaż wręcz podkreślał to, jak silną czwórką jesteście. W tej sytuacji odwrócenie się Piotra od was wydawało się być czymś naturalnym, jeżeli myślał o zwycięstwie a nie o 5 miejscu. Dlaczego więc tak bardzo was jego decyzja zaskoczyła i wywołała tyle emocji i gniewu?

D: Przypominam, że na tym małym skrawku plaży, którego widzowie widzieli, spędzaliśmy prawie 24 h. Po pierwsze tylko tam, bo nie było zbytnio siły, żeby gdzieś dalej chodzić, a po drugie tam zwyczajnie toczyło się nasze życie. Był szałas, czyli nasza sypialnia na zimne dni. Uznaliśmy, że przy skrzyni będzie nasza kuchnia i jadalnia. Wybrzeże blisko ogniska to był nasz umowny salon. Przywitaliśmy Anię i Piotra z otwartymi ramionami. Cebula z Karoliną specjalnie tarły kokos z dojrzałą słodka papają i resztką ryżu, żeby szczególnie ugościć nowych członków. Tak zwyczajnie i szczerze. Nie daliśmy im odczuć, ze są dwa światy. Jeden urywek programu tak mógł wyglądać, kiedy na chwilę się rozdzieliliśmy, jednak większość czasu spędzaliśmy razem. Długo rozmawialiśmy i poznawaliśmy, bo przecież nie wiele o sobie wiedzieliśmy. Piotr i Ania mówili otwarcie, ze czują się u nas bardzo dobrze po ciężkich momentach na wyspie, gdzie musieli się zderzyć z kilkudniowym brakiem ognia i – co za tym idzie – olbrzymim głodem, bo nawet nie było szans na ugotowanie ryżu. Jak sami mówili – w Matace w końcu czują, ze są na cudownej przygodzie. Po takich deklaracjach  można czuć się potem zawiedzionym . Gdybym przewidział, ze Piotr będzie nielojalny, to spokojnie w negocjacjach z Klotzkiem nie walczyłbym tak o każdego z nas. Wiele osób uważa, ze to była pewna strategia Piotra, której nie doceniłem. Osobiście jednak uważam, ze został zmanipulowany przez Klotzka i z perspektywy czasu szacun dla Klotzka, bo to przecież na skutecznych metodach polega cała ta gra.

SP: Jak aktualnie wygląda Twoja relacja z Piotrem? Wyjaśniliście sobie wszystko, a może konflikt nadal trwa?

D: Nie ma dziś żadnego konfliktu miedzy mną a Piotrem. Nabijamy się często w gronie uczestników z haseł, które wybrzmiewały podczas programu typu: ” Oszukałeś Nas wszystkich” (śmiech). To pokazuje olbrzymi dystans do tamtych zdarzeń.

SP: W ósmym odcinku udałeś się razem z Maczo na Wyspę Skarbów, gdzie szukaliście Naszyjnika Nietykalności. Dlaczego podjęliście decyzję o wspólnym szukaniu? Długo nad tym dyskutowaliście i co sprawiło, że uznaliście to za korzystniejszą opcję niż szukanie oddzielnie? Maczo w tym odcinku postanowił później odwrócić się od swojego sojuszu, co wydawało się dosyć nielogicznym posunięciem. Co więcej, oddał ci naszyjnik nietykalności. W jaki sposób go do tego namówiłeś? Czy zaoferowałeś mu coś w zamian?

D: Mieliśmy perspektywę, żeby szukać osobno, a wiedzieliśmy, że wcale nie będzie to łatwe. Mogliśmy też szukać wspólnie i zagwarantować sobie przejście do kolejnego etapu. Za duże ryzyko obaj widzieliśmy w sytuacji, w której któryś z nas by go znalazł. Mogliśmy bowiem go nie znaleźć i grać przed sobą , że znaleźliśmy. Mogliśmy znaleźć i nie powiedzieć sobie tego. Za dużo scenariuszy i za dużo chaosu w grze. Na tamten moment nie było to nam potrzebne. Woleliśmy zastosować zasadę ” win- win”, gdzie obie strony są wygrane. Teren był naprawdę duży i spędziliśmy tam dwa dni, lepszy więc wróbel w garści niż gołąb na dachu. Maczo też wiedział, że po moim konflikcie  z Piotrem pokazałem , że gram fair i można mi zaufać. Jak się na coś umawiam, to dotrzymuję słowa. Wiedział, że jak się ze mną umówi, to gwarantuje sobie przejście co najmniej do półfinału i tak też się stało. To było w moim odczuciu rozsądne podejście i postąpiłbym tak ponownie. Sytuacja, której nie planowałem, powiększyła nasz sojusz, co dla każdego w tej sytuacji było bardzo komfortowe. Dodatkowo to nie Maczo znalazł naszyjnik, tylko zrobiliśmy to wspólnie. To, jak i kiedy go wykorzystaliśmy, też było wspólną decyzją spójną ze strategią, że razem dochodzimy do półfinału. Nie trzeba nic obiecywać – wynikało to samo z siebie. Wszystko, co zostało potem przez widzów dopowiedziane, było ich nadinterpretacją.

SP: W odcinku 9 Maczo przerwał udział w zadaniu i stwierdził, że zbiera siły na kolejne konkurencje. Był też ewidentnie silniejszy fizycznie od o wiele starszego Klotzka. Dlaczego więc podjęliście wtedy decyzję o pozostawieniu Maczo w grze? Nie kusiła was eliminacja silniejszego przeciwnika?

D: Pozostawiliśmy Maczo ze względów, o których mówiłem wcześniej. Porozumieliśmy się co do naszyjnika nietykalności i Maczo dobrze o tym wiedział. Miał poczucie, ze cała nasza grupa nie należy do osób, które zmieniają zdanie w trakcie gry. Na tym budowaliśmy zaufanie wobec siebie i to też jak widać się sprawdziło. Dla wytrawnych fanów programów survivalowych to mogła być nudna rozgrywka, jednak z perspektywy strategicznej dla nas samych to jak widać była skuteczna metoda dojścia do finału, która pozwoliła na zwycięstwo Cebuli, do którego przytulamy się tak, jakbyśmy sami wygrali ten program.

Źródło: Polsat

SP: Gdy w zadaniu w finałowej czwórce zostałeś już tylko z Pawłem, postanowiłeś razem z nim szukać ostatniego sztyletu, który ostatecznie Paweł sprzątnął Ci sprzed nosa. Dlaczego nie szukałeś sam i nie próbowałeś go zmylić, skoro mogło Cię to kosztować grę i ostatecznie tak właśnie się stało?

D: Z nikim się nie umawiałem na szukanie wspólnie. Były 3 obszary a 4 osoby. Szukałem na niełatwym terenie, było tam pełno wysokiej trawy i multum gęstych zarośli. Kiedy Maczo i Cebula znaleźli sztylet, to Pawłowi pozostało tylko zmierzyć się ze mną na moim wcześniej wybranym kawałku. Zasada była prosta, że sztylet nie może być wyżej niż 1,5 metra nad ziemią. Byłem mało ogarnięty, bowiem już wtedy zmagałem się z wysoką temperaturą i jak się zaraz po zadaniu okazało – ciężką anginą. Nie mogłem znaleźć tego sztyletu. Kręciłem się ponad 2 godziny wokół drzewa. Marzyłem, żeby to się już skończyło. Perspektywa, że robi się ciemno i będę spał pod tym drzewem mnie paraliżowała. Przeszukałem cały teren. Nie widziałem już perspektywy na znalezienie i nie miałem pomysłu, gdzie on może być. Do głowy mi nie przyszło, że to będzie jedyny sztylet, który nie będzie ukryty w ziemi, tylko będzie na drzewie przysypany liśćmi . Jak Paweł do mnie dołączył, to w dwójkę mierzyliśmy się z tym zadaniem. Znalazłem w końcu wskazówkę, wyznaczyłem prawidłowo kierunki i Paweł poszedł za mną. Też nie widział już pewnie perspektywy sam. Co miałem mu powiedzieć? Nie idź za mną? To przecież jest gra. Gdy odliczałem kroki, poszedł dwa metry dalej niż ja i znalazł sztylet pierwszy. Zagrał va bank i mu się udało. Podczas tej konkurencji mierzyłem się ze skrajnymi emocjami. Z jednej strony cieszyłem się, ze ta gehenna się kończy. Byłem już bardzo słaby, bardzo głodny i co najgorsze chory, a z drugiej strony wiedziałem, ze to też całkowity koniec walki o zwycięstwo. No cóż, tak widocznie miało być.

SP: W finale zagłosowałeś na Pawła Trenera. Dlaczego to właśnie na niego oddałeś swój głos?

D: Miałem do wyboru Pawła i Cebulę. Jak się później okazało, dobrze odczytałem nastroje w połączonym plemieniu Wuku, bo wszyscy oddali głos na Kasię. Miałem poczucie, ze od początku wraz z Pawłem i Cebulą gramy lojalnie jedną strategię. Pawłowi należał się głos na koniec rozgrywki. Domyślałem się, że ten głos niewiele zaważy na koniec.

SP: Załóżmy, że w zadaniu ze sztyletami odpadł Maczo. Następnie Ty wygrałeś zadanie w finałowej trójce. Kogo zabrałbyś do finału -€“ Pawła czy Kasię? I dlaczego?

D: Ciężko jest mi teraz gdybać – tym bardziej, że po takim czasie już mam dużo dystansu do samej gry. Miałem na ten finał pomysł i wiedziałem, kogo wezmę. Dziś już niewiele to zmieni, więc odpowiedź na to pytanie zachowam dla siebie, bo może to jeszcze namieszać w dzisiejszych relacjach z Pawłem i Cebulą. Po co mi to? (śmiech)

SP: Nie ma dobrego reality show bez ciemnego charakteru. Mam wrażenie, że w tym sezonie produkcja postanowiła uczynić nim Ciebie. Byłeś pokazany jako lider sojusz czwórki Mataka, który odpowiadał za większość decyzji strategicznych. Następnie widzieliśmy Twój konflikt z Piotrem. Gdy udałeś się z Kasią na nagrodę w lokalnej wiosce, pokazano Cię w bardzo negatywnym świetle – tak jakby w ogóle nie interesowała Cię kultura i lokalne życie mieszkańców Fidżi, tylko jedzenie. Jak oceniasz to, w jaki sposób została przedstawiona Twoja postać? Czy masz o to żal do produkcji?

D: Nie czułem jakoś szczególnie, żeby mnie faworyzowano czy też pokazywano negatywnie. Miałem duży wpływ na decyzje w sojuszu i tak też to pokazano. Materiału Polsat miał tyle, ze musiał wybierać naprawdę to, co z telewizyjnego punktu było interesujące, czyli dużo knucia. Nie pokazano prawdziwej codziennej walki z samym sobą, kiedy jesteśmy coraz słabsi. Podstawowe czynności takie jak: pójście po wodę do studni czy po drzewo do ogniska, które paliło się 24h, czy robienie piramidy z ciał, żeby zdobyć  papaje; urastały one bowiem na głodzie do rangi wyprawy na K2. Dobrze się to ogląda przed telewizorem podjadając orzeszki i popijając piwkiem oceniając jednocześnie kolesia, który po dwudziestu kilku dniach jedyne, o czym myśli, to jak wygrywa konkurencje o jedzenie. Polecam nie jeść trzy tygodnie i potem się zastanowić, dlaczego myślałem tylko o jedzeniu. W tej wiosce byliśmy dwa dni. Jak już się najadłem, co, jak się potem okazało, wcale nie było też najprzyjemniejsze, bo organizm zaczął wariować, spędziliśmy rewelacyjny czas z mieszkańcami wioski. Uczestniczyłem w nocnych modłach, gdzie zapraszani są tylko faceci. Urywek sytuacji, tak jak mówiłem, najlepiej pasował do obrazu telewizji. Nie mam żalu do produkcji. Wiedziałem, w jakim programie borę udział.

SP: Jak oceniałeś swoją grę tuż po eliminacji, a jak oceniasz ją z perspektywy czasu?

D: Grę oceniam poprawnie. Założyłem, że nie będzie ona oparta na blefie ani na działaniu zmierzającemu do wygrania za wszelką cenę. Wiele osób twierdzi, ze sojusz. który w czwórkę założyliśmy. był optymalny. Też tak uważam. Dołożyłbym jeszcze, że to naprawdę nie był tylko sojusz, lecz początki do dziś trwającej przyjaźni. Dobrze się czuliśmy w swoim towarzystwie, więc łatwiej było nam sobie zaufać. Na każdym z etapów grałem kartami, które wówczas miałem – na tyle, ile miałem wiedzy i umiejętności. Dziś łatwo się ocenia, że lepiej można było zrobić to czy owo. Łatwiej się ocenia, bo widzi się szerszy obraz i wie, co mówił każdy z uczestników. Na wyspie nie mieliśmy takiej wiedzy. Większość musiała być oparta na intuicji.

Źródło: Polsat

SP: Od finału Wyspy Przetrwania minęło już kilka miesięcy. Czy udział w programie wpłynął jakoś na Twoje życie?

D: Powrót do rzeczywistości nie był łatwy. Nie miałem taryfy ulgowej. Zaraz po powrocie byłem 15 kg lżejszy, więc w za dużym garniturze wróciłem do obowiązków bankowych. Sam program na dziś jest moją największą życiową przygodą i niewątpliwie nie tyle zmienił moje życie, jak wpłynął na jego trochę szersze postrzeganie.

SP: W mediach społecznościowych widać, że nadal spotykacie się z innymi uczestnikami. Jak wyglądają teraz wasze relacje?

D: Nadal wszyscy mamy kontakt i dzielimy się miedzy sobą informacjami, stąd też na bieżąco wiem, co u każdego z uczestników słychać.

SP: Jesteś rozpoznawany na ulicy?

D: Zdarza się oczywiście, że jestem poznawany na ulicy. Z reguły jest to miłe doświadczenie. Ten program miał we wszystkich kanałach przekazu kilkumilionową publikę, wiec liczyłem się z tym.

SP: Jak reagujesz na krytykę, zarówno tę pozytywną jak i negatywną?

D: Każdy widz wśród wszystkich uczestników mógł znaleźć kogoś, komu chciał kibicować, zatem ile widzów tyle opinii. Nie mam problemu z krytyką. Nie godzę się jednak na chamstwo w ocenach innych i uważam, ze jeżeli już ktoś decyduje się komentować, to niech ma odwagę i robi to pod rzeczywistym nazwiskiem i pokaże twarz. Do hejtu mam stosunek obojętny – jest, był i pewnie będzie.

SP: W Stanach popularne są tzw. edycje „All Stars”, w których rywalizują uczestnicy powracający do gry po raz drugi. Czy gdybyś otrzymał taką propozycję ponownego udziału w grze, przyjąłbyś ją?

D: W chwili, kiedy dostanę taką propozycję, bez zastanowienia wnioskuję do szefa o urlop. To byłaby naprawdę petarda!

2 thoughts on “Daniel Wiśniowski o swoim pobycie na Wyspie Przetrwania”

  1. Kolejny dobry wywiad, chociaż mam wrażenie, że odrobinę zachowawczy. Mimo wszystko bardzo dobrze się go czyta. I te wstawki (śmiech) idealnie oddają sytuację – jakby się, stało obok w trakcie wywiadu.
    Szkoda, że wywiad tyle czasu po emisji, bo z pewnością opadły już te emocje. Dobre nakreślenie sytuacji z ostatniego zadania. Brakuje mi jednak pytania z serii „Czy faktycznie przed finałową radą przetrzymali Was i nie byliście w Ponderosie?”

Dodaj komentarz