Maciej Klotz o swoim pobycie na Wyspie przetrwania

Klotzek to zdecydowanie największa osobowość pierwszego sezonu Wyspy Przetrwania. To uczestnik, który w widzach wzbudzał najwięcej emocji – jedni go uwielbiali, inni nieco mniej, ale nie dało się przejść obok niego obojętnie. Były komandos szybko zdominował grę stając się liderem plemienia i autorytetem dla większości zawodników, a wraz z czasem ujawnił przed nami swoje umiejętności taktyczne i strategiczne, przez które stał się  dla innych największym zagrożeniem w drodze po zwycięstwo.


Źródło: Polsat

Survivor Polska: Jesteś byłym komandosem, więc trudne warunki nie są Ci obce. Czy to tęsknota za adrenaliną i żądza przygód sprawiły, że zdecydowałeś się na wyzwanie, jakim był udział w Wyspie Przetrwania? Co było dla Ciebie najtrudniejsze podczas pobytu na wyspie? A może ze względu na Twoje doświadczenie wyspiane warunki nie były dla Ciebie takie ciężkie?

Klotzek: Moja przygoda z survivalem zaczęła się w wieku 10 lat, kiedy pojechałem na pierwszy w życiu obóz harcerski w Beskidach. Było ciężko, ale wiele się nauczyłem. Myliśmy się w potoku, uczyliśmy się poruszania z mapą i kompasem, a także jak również bez tych pomocy określać swoje położenie w lesie. Były nocne warty i łatanie namiotów w deszczu – to była normalna sprawa. W wojsku odbyłem służbę zasadniczą jako ochotnik w 1 Pułku Specjalnym w Lublińcu jako z-ca dowódcy grupy specjalnej. O przebiegu takiej służby można by napisać ciekawą książkę. Była to szkoła życia. Lubię nowe wyzwania i adrenalinę. Wcześniej trenowałem judo zdobywając 4-krotnie złote medale w kategorii junior młodszy i junior oraz 9 miejsce na Mistrzostwach Świata. Ale to było kiedyś . 3 lata temu zacząłem trenować i grać w rugby. Tam jest adrenalina. Spróbujcie! W 1993 roku wsiadłem na motocykl i ruszyłem w pojedynkę, by wyemigrować do Australii. Byłem młody i gniewny, miałem 22 lata, niestety dojechałem tylko do Egiptu. Zawsze mnie nosiło, aż szarość życia zabiła marzenia i zardzewiałem, ale na chwilę! W ogłoszeniu było: jedna z wysp Australii i Oceanii i to mnie poniosło oraz chęć przeżycia na nowo szalonej przygody. Dopiero na lotnisku dowiedzieliśmy się ,że lecimy na Fidżi. Do zgłoszenia do programu zachęciły mnie żona i córki. Nie wierzyłem, że się dostanę.

SP: Co było dla Ciebie najtrudniejsze podczas pobytu na wyspie?

K: Na Wyspie najtrudniejsze było rozpoznanie, kto jest kim naprawdę. Nie znaliśmy się i każdy obserwował każdego nawzajem. Na początku traktowałem tę grę jak zabawę we wspólny wyjazd survivalowy i specjalnie nie zwracałem uwagi na kamuflaż innych graczy. Sam też byłem otwarty i taki z resztą byłem do końca. Później gra się rozkręcała coraz szybciej. Na pewno moje doświadczenie ogromnie pomogło mi przetrwać, gdyż psychicznie czułem się doskonale. Nie byłem przygotowany fizycznie, to fakt. Pracuję jako manager w dynamicznie rozwijającej się firmie i zasiedziałem się w samochodzie. Praca, hotel, dom, dzieci, czasem rugby jak zdążyłem na trening. Niektóre konkurencje nie były dla mnie łatwe ze względu na wagę (na starcie 130 kg) i na gabaryty, np. kratki do czołgania były za niskie i musiałem się przekopywać. Jednak podsumowując psychika i myślenie w tej grze miało kluczowe znaczenie.

SP: Byłeś jednym z najstarszych uczestników tej edycji. Czy zaskoczyło Cię to, że w programie wzięło udział tak mało osób z Twojego pokolenia? 

K: Byłem zaskoczony, że się dostałem. Myślałem, że będę najstarszy. Widok Grzesia na lotnisku mnie zaskoczył, choć jego kondycja była rewelacyjna, co pokazał później.

SP: Wielu uczestników miało Cię za autorytet, w tym najmłodsza z nich Julka, z którą świetnie się dogadywałeś. Sądzisz więc, że Twoja wiedza i doświadczenie pomogły Ci w grze i dały Ci jakąś przewagę?

K: Moje doświadczenie na pewno było dużym atutem i dlatego byłem dla graczy z mojego plemienia wsparciem również psychicznym, szczególnie kiedy trzeba było podnieść się z kolan po kolejnej porażce będąc głodnym i bez ognia. Julia naturalnie dołączyła do mnie, gdyż jestem w wieku jej taty, po za tym też mam córkę o imieniu Julia. Przewaga była chwilowa, gdyż tracąc wagę i będąc coraz sprawniejszym fizycznie zaczynałem być zagrożeniem dla innych graczy w walce indywidualnej, co skazywało mnie na nieuchronną eliminację.

SP: Czy przed rozpoczęciem programu widziałeś może którąś z zagranicznych wersji programu?

K: Kiedy się dowiedziałem, że dostałem się do programu, wieczorami po pracy oglądałem same konkurencje. Dotąd nie oglądałem żadnego odcinka i nie znałem zasad gry. Poznałem zasady czytając regulamin gry. Nie do końca byłem przekonany do „knucia”. Jednak w trakcie gry wkręciłem się świetnie się bawiąc.

Źródło: Polsat

SP: Jednym z najbardziej nurtujących nas pytań jest kwestia bycia liderem w plemieniu Yakavi oraz nakłanianie uczestników do tzw. „strategii serduchowej” bez kombinowania i ustalania planów na radę. Jest to bardzo interesujące, ponieważ po połączeniu okazałeś się być jednym z najlepszych i najlogiczniej grających uczestników pod kątem strategicznym. Potrafiłeś trafnie ocenić sytuację i wymyślić odpowiedni plan, a także nakłonić innych do wykonania tego planu. No więc właśnie – jak to było? Czy to całe liderowanie plemieniu i głosowanie bez strategii wynika z tego, że potrafiłeś dobrze odczytać tych ludzi i widziałeś ich brak wiedzy o grze, dlatego sprytnie nimi manipulowałeś wiedząc, że i tak na Ciebie jako lidera nie zagłosują? A może faktycznie nie miałeś planu na grę i chciałeś, żeby po prostu każdy głosował sumieniem najlepiej eliminując najsłabsze ogniwo?

K: Kilka słów rozjaśni sytuację. Pierwsze głosowanie było czytelne i po konkurencji z klatką w wodzie wiadome było, że Grzegorz zagłosuje na Fitellę, a Fitella na niego. Anna Rybak trzymała się Fitką, więc były 2 głosy na Grzegorza. Ewa Chojnowska była w konflikcie z Fitellą, więc kolejny głos był na Fitkę. Bartek zerkał zalotnie na Fitellę, więc mógł do niej dołączyć, tym bardziej, że ona głośno wyrażała swój żal do Grzegorza. Piotr i Julia obserwowali to wszystko, jednak wykazywali niechęć do Fitelli. Nie było potrzeby cokolwiek układać, bo było oczywiste, że gra toczy się poza mną i jestem bezpieczny. Gdybym na spotkaniu męskim powiedział, że głosujemy na Fitellę, to Bartek mógłby to jej przekazać i wtedy Fitka mogła nakręcić Annę, Bartka, Julię i by były 4 głosy na mnie i to by mogło inaczej się potoczyć. Trzeba to było zostawić. Po bambusach wszyscy jasno określili eliminacje Grzegorza i nie było pytań. Knucie na tym poziomie było zbędne. Wystarczyło obserwować.

SP: Po przemieszaniu w waszym plemieniu rozkład sił wyniósł 3:3, jednak Ty, Julka i Bartosz nie dogadaliście się odnośnie tego, aby zagłosować wspólnie na tę samą osobę. To była bardzo zaskakująca decyzja – jak do tego doszło?

K: Po przemieszaniu plemion i przegraniu z Mataką w nurkowaniu mieliśmy wyeliminować Justynę, jednak coś pękło w Bartku i on prosił nas starych Yakavi o taką formę głosowania „serduchem” wiedząc, że wtedy wyleci z Wyspy. Tu niestety szkoda było tracić bratnią duszę, jednak nikogo nie zmusisz do gry i walki. Był to trudny dla mnie moment, bo czułem, że będę już grał sam bez największego sprzymierzeńca.

SP: Jednym z najbardziej kontrowersyjnych zwrotów akcji były negocjacje, w których brałeś udział z Danielem. Dlaczego ostatecznie postanowiłeś poświęcić Justynę?

K: Negocjacje były bardzo trudne. Same warunki były niesprzyjające: upał, głód i trwały około 1,5 h. Daniel jako bankowiec był doskonale wytrenowanym negocjatorem i wiedziałem, że jako młody zawodnik będzie chciał wyjść ze zwycięstwem. I trzeba było mu to dać. Teoretycznie. Musiałem założyć dalszy plan na grę. W założeniu można było wyrzucić Maczo, jednak on był w sojuszu z Farmerem , więc po takim ruchu Farmer od razu po połączeniu przyłączyłby się do Mataki. Dodatkowo Justyna jako kobieta nagabywana byłaby przez Kaśkę i Karolinę. Mogła ulec perswazji dziewczyn, nie znałem jej. U Mataki tylko Piotr był wystawiony, więc to była świetna informacja do negocjacji z Piotrem na przyłączenie do naszego plemienia Yakavi.

SP: Czy z perspektywy czasu uważasz, że to była najlepsza możliwa decyzja?

K: To było najlepsze rozwiązanie. Daniel wracał z poczuciem zwycięstwa, a ja z planem na przejęcie Piotra i wzmocnieniem sojuszu z Maczo i Farmerem oraz Julką.

Źródło: Polsat

SP: Kolejnym kontrowersyjnym momentem była decyzja Piotra o odwróceniu się od Mataki. Jak ciężko było przekonać Piotra do tej decyzji?

K: Przejęcie Piotra było majstersztykiem, gdyż Daniel i Paweł Poręba pilnowali go i co godzinę ciągnęli w krzaki na pranie mózgu, tym bardziej, że on sam na początku dnia przed radą plemienia powiedział mi, że dał słowo Matace. Chciałem jak największą ilość czerwonych Yakavi dowieźć jak najdalej i obiecałem im, że jeśli zostaniemy sami bez żółtych wycofuję się z sojuszy tak, aby każdy sam decydował o grze. Piotra udało mi się zabrać na rozmowę na około 2 minuty, zanim zorientowali się Matakowcy. Była przy tej rozmowie Julka jako młoda kobieta dając Piotrowi większe poczucie wiarygodności moich słów. Przypomniałem mu o wspólnej niedoli i walce ramię w ramię. Dałem mu czas do namysłu do rady plemienia. Umówiliśmy się na znaki przed radą. Pociągnięcie za ucho oznaczało przyłączenie do nas i eliminację Karoliny, bo taki warunek postawił Piotr. My wstępnie celowaliśmy w Pawła Porębę. Piotr pociągnął się za ucho przed radą plemienia. Wszystko teoretycznie było jasne, jednak podczas rady Matakowcy bardzo mocno atakowali Piotra wraz z prowadzącym Damianem. Trzeba było użyć wzmocnienia i zerwać ustalenia o milczeniu po negocjacjach i uchylić tajemnicy. To wzmocniło postanowienie Piotra i wykonał świetną robotę. Zachował się jak agent Yakavi wpuszczony w szeregi Mataki. Szkoda, że później zwątpił w siebie pod wpływem ciągłych pretensji Mataki.

SP: Po eliminacji Karoliny nadszedł zwrot akcji z parami. Zapadła wtedy decyzja o eliminacji Julki i Piotrka. Julka była mocno rozczarowana tym, że bez problemu się od niej odwróciłeś. Czy faktycznie nie było Ci źle z powodu utraty Julki? Rozważałeś jakieś inne opcje, które mogłyby ją uratować?

K: Nie odwróciłem się od niej, tylko czysta matematyka wskazywała na to, że oni odpadną, gdyż dobrze zakładałem, że czarny głos był na Piotra. Maczo nie mógł oddać głosu na Daniela, ponieważ był z nim w parze i sam by się wyeliminował, chociaż Julia i Piotr oczekiwali tego od Maćka. Jednak i tak nie było to możliwe, regulamin zabraniał oddawania głosu na siebie. Sprawa była przesądzona. Jedyna możliwość, jaka by ich uratowała, to eliminacja Farmera i mnie. Jednak gracze z Mataki nie chcieli zawiązywać już żadnych paktów z Piotrem. Dodatkowo miałem propozycję od Daniela, że jeśli zagłosuję na Piotra, on gwarantuje mi dojście do finału. To nie wchodziło w rachubę. Nie chciałem grać przeciwko czerwonym.

SP: Po eliminacji Julii i Piotra wszystko wskazywało na to, że mamy sytuację remisową 3:3. Wtedy Maczo nieoczekiwanie postanowił odwrócić się od Ciebie i Farmera, co było dosyć zaskakującym ruchem. Jak sądzisz, czym Maczo się kierował podejmując taką decyzję?

K: Maciek słysząc moje słowa przed konkurencją jedzenia robaków , że teraz na tym etapie każdy gra już sam, podjął decyzję o zmianie frontu. Wspólna para z Danielem dała mu możliwość zdobycia dodatkowego immunitetu. Myślałem jednak, że nie odwróci się od Farmera, z którym trzymał sojusz od czasu przemieszania plemion. Wiedziałem, że muszę wygrywać indywidualnie. Całe zachowanie wszystkich graczy na Wyspie wskazywało, że jestem tym obcym jako jedyny rdzenny Yakavi.

SP: Jakimi argumentami próbowałeś przekonać go, aby się od was nie odwracał?

K: Po zdobyciu totemu na fidżyjskim trzepaku rozmawiałem z Maczo, próbując ratować Farmera, jednak on miał bardzo silny sojusz z Danielem.

Źródło: Polsat

SP: W Twoim finałowym odcinku podczas zadania o immunitet zostałeś zdyskwalifikowany przez Damiana, chociaż broniłeś tego, że nie oparłeś się o ścianę. Jak odniesiesz się do tej sytuacji?

K: Faktem jest, że dostałem ostrzeżenia od Damiana, że dotykam desek, czego jednak nie robiłem. Miałem obszerne spodenki, wiele schudłem i nie czułem, żebym dotykał desek, dlatego nie zmieniałem pozycji. Była dla mnie wygodna i powoli starałem się koncentrować na nieodczuwaniu niczego. Oglądając program i zdjęcia zobaczyłem, że miał prawo tak to ocenić. Gdybym miał świadomość, że tak to wygląda, zmieniłbym pozycję. Chciałem to wygrać. Byłem ogromnie wkurzony taką przegraną.

SP: Tuż przed swoim odejściem używałeś bardzo trafnych argumentów odnośnie Maczo, który postanowił na zadaniu odpocząć i zbierać siły na kolejne konkurencje. Byłem przekonany, że ostatecznie trójka z Mataki pozostawi Cię w grze. Jak sądzisz, dlaczego ostatecznie postanowili w finałowej czwórce zmierzyć się z Maczo?

K: Moje argumenty były słuszne, jednak wiedziałem, że to nie wyjdzie. Daniel i Maczo mieli umowę od czasu zdobycia naszyjnika, że nie głosują na siebie i to przesądziło o przejściu Maćka do finału.

SP: Gdybyś miał możliwość oddania czarnego głosu, na kogo byś go oddał i dlaczego?

K: Hmm… nie myślałem o tym. Pewnie na Daniela. Gdybym wybierał do finału, też bym zabrał Daniela, gdyż z nim prowadziłem tę walkę na Wyspie.

SP: Dlaczego w finale postanowiłeś zagłosować na Kasię a nie na Pawła?

K: Kaśkę wybrałem, ponieważ najwięcej razy zdobyła totem: w ‘’Ślepcu” z Pawłem w parze, w „Gwiazdach” indywidualnie i w finałowej rozgrywce. Dodatkowo dostała ode mnie plus za świetny kamuflaż przetrwania. Ruszyła do mety w odpowiednim momencie i wygrała.

Źródło: Polsat

SP: Z pewnością byłeś największą osobowością pierwszej edycji Wyspy Przetrwania. Jestem przekonany, że dla wielu osób to właśnie Ty jesteś pierwszym skojarzeniem, gdy mówi się o tym programie. Wzbudzałeś wiele emocji, nie dało się przejść obok Ciebie obojętnie. Jak oceniasz to, w jaki sposób zostałeś przedstawiony w telewizji?

K: Dziękuję za uznanie. W grze byłem sobą i pojechałem przeżyć przygodę, a przy okazji wkręciłem się w grę. Telewizja przedstawiła mnie takiego, jakim jestem naprawdę: twardego psychicznie faceta znoszącego każde warunki, ale też kochającego męża i ojca.

SP: Jesteś rozpoznawany na ulicy?

K: Jestem szczerze zaskoczony popularnością. Faktycznie często ludzie poznają mnie w różnych publicznych miejscach. Niektórzy są bezpośredni i wyrażają swoje uznanie, chcą wspólne zdjęcie lub autograf, a inni przyglądają się bojąc się podejść.

SP: Czy udział w programie wpłynął jakoś na twoje życie prywatne bądź zawodowe?

K: Na pewno udział w Wyspie zmienił mnie samego. Czasem hamuję w tym pędzie codziennego życia i wracam na Fiji, na naszą plażę. To już będzie żyło we mnie zawsze. Wyspa zmieniła każdego z nas na swój sposób. To było wielkie przeżycie i wielka przygoda! Zawodowo czasem łatwiej rozmawia się z nowymi kontrahentami, którzy oglądali program. Poza tym planuję pozostać w środowisku survivalu i coś z tym zrobić, gdyż wiele osób mnie z tym tematem utożsamia.

SP: Jak reagujesz na komentarze, zarówno te pozytywne jak i negatywne?

K: Jeśli chodzi o komentarze, to trzeba do nich mieć dystans. Szczególnie do tych negatywnych, gdyż hejt jest naszą narodową domeną.

SP: Jak oceniasz swoją grę z perspektywy czasu?

K: Grało mi się fantastycznie. Grałem zgodnie z zasadami regulaminu, więc uważam, że ok. Gra w Eurobussiness też pozwala licytować i wyrzucać z gry. I nikt nie ma o to pretensji. Cieszę się bardzo z indywidualnego zdobycia totemu w konkurencji, w której nikt nie dawał mi szans. To było piękne zobaczyć ich zdziwione miny. Jeszcze w obozie nie wiedzieli co powiedzieć.

SP: Czy czegokolwiek żałujesz?

K: Żałuję, że nie przekonałem Bartka do innego głosowania i dalszej gry. Razem mogliśmy zajść daleko. Kto wie, może nawet do finału…

SP: Czy gdybyś w przyszłości otrzymał propozycję ponownego udziału w grze, zdecydowałbyś się na to?

K: Ta gra jest tak fantastyczna i jedyna w swoim rodzaju, także w każdej chwili jestem gotów do podjęcia walki o przetrwanie.

SP: Z góry serdecznie dziękuję za odpowiedzi i poświęcony czas.

K: Ja również dziękuję za możliwość opowiedzenia o kulisach walki o przetrwanie na Wyspie. Dziękuję producentowi Jake Vision za możliwość udziału w Wyspie Przetrwania i całej ekipie za uwiecznienie na klatkach filmowych mojej największej przygody życia.

2 thoughts on “Maciej Klotz o swoim pobycie na Wyspie przetrwania”

Dodaj komentarz