Katarzyna Cebula o swoim pobycie na Wyspie Przetrwania

Katarzyna Cebula to nie tylko zwyciężczyni Wyspy Przetrwania, ale też ogromna fanka Survivor, która spełniła swoje marzenie o udziale w programie. Po rozpoczęciu rozgrywki szybko stworzyła sojusz, który zapewnił jej przewagę liczebną w grze. Sympatię widzów zdobyła dzięki swojej energiczności, uśmiechowi i pozytywnym nastawieniu do życia, a jej zwycięstwa w konkurencjach i bezbłędna gra socjalna zagwarantowały jej wygraną nad Pawłem. Jak Kasia wspomina udział w programie i jakimi tajemnicami odnośnie swojej gry chce się z nami podzielić? Jak zwycięstwo wpłynęło na jej codzienne życie? Jak ocenia twisty i montaż programu? I które sezony Survivor lubi najbardziej? Zapraszamy do lektury!


Źródło: Polsat

Survivor Polska: Z Twojego życiorysu wiemy, że jesteś podróżniczką – pracowałaś jako instruktorka kitesurfingu na wyspach Australii i Oceanii. Ze względu na Twoją aktywność na forum wiemy również, że jesteś fanką Survivor. Decyzja o udziale w polskiej wersji show zapewne nie była dla Ciebie trudna do podjęcia. Miałaś jednak może jakieś wątpliwości związane z programem, czy to była błyskawiczna decyzja, nad którą nie musiałaś się zastanawiać?

Kasia: Nigdy nie nazwałabym siebie podróżniczką. Raczej powiedziałabym, że prowadzę życie otwarte na nowe możliwości i propozycje. Przejechanie busem 25 krajów Europy, wyścigi autostopowe, czy własna szkółka kitesurfingu w Afryce to tylko ułamek mojej dotychczasowej biografii. W takim życiorysie pełno jest miejsca na nowe szalone projekty. Wyspa Przetrwania idealnie wpisuje się w ten kanon. Moje marzenie o udziale w takim programie zrodziło się już wieki temu. Odżyło ono w Australii w 2017 podczas ogłoszonych castingów do 4-tej edycji. Niestety moje zgłoszenie nie zostało przyjęte ze względu na brak australijskiego obywatelstwa. Wszystko to stało się katalizatorem moich przygodowych fantazji. Proszę sobie teraz wyobrazić resztę scenariusza. Zamiast planowanego wyjazdu na Fidżi, które jest stosunkowo niedaleko od australijskiego wybrzeża, ze względu na problemy zdrowotne musiałam wrócić do Polski. Tam dowiedziałam się o castingach, na które od razu wysyłam zgłoszenie, finałem czego był wyjazd na Wyspę Przetrwania na Fidżi. Mi samej ciężko uwierzyć, że tak się to wszystko potoczyło. Może to przeznaczenie?

SP: Jako fanka programu wiedziałaś, że udział w grze wiąże się nie tylko z przetrwaniem na wyspie, ale też ze strategią i eliminacjami. Większość uczestników jednak nie miała o tym pojęcia, a w wywiadach prawie wszyscy przyznali, że przed wylotem na Fidżi oglądali tylko konkurencje. Czy czułaś się rozczarowana tym, że prawie nikt nie miał świadomości gry strategicznej? A może właśnie to Cię ucieszyło, bo dzięki temu gra była bardziej przewidywalna i łatwiej było się poruszać naprzód?

K: Nie uważam, żeby pozostali uczestnicy nie mieli świadomości gry strategicznej. Oglądanie innych edycji programu nie daje bowiem gotowego planu gry, a jedynie wzbogaca w wiedzę o możliwych narzędziach strategicznych, które można na bieżąco dostosowywać do sytuacji. Niektórych samo życie uposaża w takie narzędzia. Ciężko było wyczuć, kto co planuje. Trzeba było być czujnym, żeby nie ominąć momentu, kiedy ktoś wytacza największe działa. Gra pod tym kątem była zdecydowanie nieprzewidywalna, wiec każdego traktowałam jak potencjalnego potomka Sun Tzu.

SP: Jak przygotowywałaś się do udziału w programie?

K: Jeśli chodzi o moje przygotowanie fizyczne, to było ono dość ograniczone. Niby chwilę przed castingami skończyłam sezon kitesurfingowy w Australii, za to kilka tygodni przed wyjazdem korzonki położyły mnie do łóżka. Można powiedzieć, ze miałam sporo czasu na pochłonięcie kilku książek stricte survivalowych oraz książek psychologicznych.

SP: Miałaś jakąś zaplanowaną strategię jeszcze przed rozpoczęciem gry?

K: Co do mojego planu, to był on bardzo prosty: opuścić wyspę jako ostatnia osoba! Chociaż przyznam, że ciekawą strategię podsunęła mi w żartach moja siostra mówiąc: „Nauczyć się robić alkohol na wyspie. W końcu to edycja polska – nie wyrzucą człowieka z takimi umiejętnościami!”. I przyznam, że była taka próba na wyspie. Ostatecznie wypiliśmy po łyku czegoś mocno sfermentowanego i kwaśnego i na tym zakończyły się wszelkie próby winiarskie.

Źródło: Polsat

SP: Tuż po rozpoczęciu programu bardzo szybko znalazłaś się w sojuszu z Karoliną, Danielem i Pawłem, a wasza więź szybko stała się widoczna też dla innych uczestników. Co sprawiło, że to właśnie z nimi postanowiłaś się sprzymierzyć?

K: Idąc tym tropem do tej naszej wyspowej koalicji dołączyłabym jeszcze Pawła Farmera, który nadawał na podobnych falach. Wiec nie sojusz czwórki, ale nawet piątki! A swoją drogą uważam, że cały podstawowy skład plemienia Mataka świetnie się dogadywał. W momencie stworzenia plemienia nawet padło takie stwierdzenie, że mamy za fajna ekipę, wiec trudno będzie kogokolwiek wyrzucić. Nie jest sekretem, że uczestnicy Wyspy zostali wybrani na zasadzie kontrastowych charakterów. Niektórzy otwarcie mówili, że są typami zadaniowca i dobrze się czują pod dyrektywą innych. Ja natomiast słysząc rozkazy skoczyłabym do wody i popłynęłabym wpław na Tahiti albo stworzyłabym największy blindside w historii. Wydaje mi się, że wszyscy z Mataki mieli podobne podejście, dlatego to nas bardzo zbliżyło już pierwszego dnia.

SP: Pierwszą ofiarą waszego sojuszu stała się Ruda Ania, która odpadła tuż po ogłoszeniu natychmiastowej rady przez Damiana. Mam wrażenie, że tyle głosów posłanych w jej kierunku nie było przypadkowe. Ty, jako kolejna fanka show mogłaś bardzo szybko rozpoznać w Ani zagrożenie i celowo pokierować tym głosowaniem w tę stronę? Czy ustaliliście wcześniej, że będziecie tak głosować?

K: Już tłumaczę. Dobra passa plemienia Mataka w konkurencjach o immunitet powodowała znaczącą dysproporcje liczebna pomiędzy walczącymi plemionami. Braliśmy pod uwagę, że może to doprowadzić do przemieszania plemion. W takim wypadku osobą, która stanowiła największe zagrożenie w tworzeniu opozycyjnego sojuszu w nowym plemieniu była właśnie Ania. I trzeba było znaleźć sposób, żeby to zagrożenie zniwelować. Wywalczenie przewagi przez Bartka w pojedynku z Pawłem podczas indywidualnej konkurencji było nam jedynie na rękę. Ale przyznam, że dorzuciłam swoja cegiełkę w spowolnieniu całego wyścigu w konkurencji o immunitet.

SP: Temat Ani sprowadza nas do tego, że tak jak ona Ty też znałaś dobrze format, jakim jest Survivor. Czy pozostali gracze wiedzieli, że też jesteś fanką, czy może postanowiłaś to przed nimi ukrywać, bo nie chciałaś znaleźć się na celowniku tak jak Ania?

K: Nie było potrzeby ani tego ukrywać, ani się tym specjalnie chwalić. Na pytanie czy oglądałam – powiedziałam, że tak. A Ania wbrew pozorom nie była na celowniku jako pierwsza. Wydaję mi się, że zbyt szybko odkryła karty swojego mocnego przygotowania strategicznego, a jak wiadomo wyczucie czasowe jest tu równie ważne co sama strategia.

SP: O ile dobrze pamiętam, w odcinku z eliminacją Justyny padły słowa z ust Twoich lub Karoliny, że rozważałyście „sojusz jajników”. Czy faktycznie brałyście pod uwagę taki ruch biorąc pod uwagę to, że znajdowałyście się w silnym sojuszu?

K: To był odcinek, w którym następowało połączenie plemion. Jak wiadomo, na tym etapie ważne jest, żeby wejść do nowego plemienia z przewagą liczebną. Liczyliśmy Piotrka jako piątego członka plemienia Mataka, dlatego do owej większości potrzebna była co najmniej 1 osoba. Nie był to może plan pokroju Parvati, ale liczyliśmy, że jajnikowy argument może przyciągnąć nowe członkinie.  Z założenia nowy sojusz nie miał stać w opozycji ze starym, ale z drugiej strony co dwa sojusze to nie jeden.

SP: Najbardziej kontrowersyjnym ruchem sezonu była decyzja Piotra o eliminacji Karoliny, a także jej konsekwencje, czyli kłótnie w obozie. Rozumiem, że taki bieg wydarzeń was zabolał, bo w końcu mocno się zaprzyjaźniliście. Ciekawi mnie jednak, jak Ty oceniasz całą tę sytuację jako osoba, która zdawała sobie sprawę, że kłamstwa to w tej grze chleb powszedni. Wielu widzów oburzało się zdradą Piotra i nie mogli tego zrozumieć, popierając złość Daniela. Z kolei nasi forumowicze pochwalili Piotra i podeszli do zachowania Daniela krytycznie, gdyż oceniając sytuację czysto technicznie, był to logiczny ruch dla Piotra. Ty jesteś taką osobą, która jest po środku – z jednej strony byłaś blisko z Danielem i jest on bliskim Ci przyjacielem, ale z drugiej strony rozumiesz zasady tej gry. Jak odniesiesz się do tego wszystkiego i z perspektywy czasu ocenisz to wydarzenie?

K: Myślę, że ruch Piotrka byłby genialnym posunięciem strategicznym, gdyby taka strategia faktycznie istniała. Wydaje mi się, że zmiana decyzji Piotra nastąpiła nie tylko podczas manipulacji Klotzka, ale przede wszystkim pod wypływem emocji podczas Rady Plemienia. Pamiętam doskonale pewne odniesienie do jego moralności i religijności, które według mnie wpłynęły na jego ostateczną decyzję.  Oczywiście zachowanie Piotra zostało nazwane zdradą, bo był to cios, którego nikt się nie spodziewał. Był do tego stopnia nieprzewidywalny, że na tą felerną radę plemienia pożyczyłam Karolinie mój strój kąpielowy, który opuścił wyspę razem z nią. Oczywiście łzy smutku były za Karoliną, a nie za elementem i tak już okrojonej garderoby – wcześniej zgubiłam koszulkę! Z perspektywy czasu mam już ogromny dystans zarówno do tej, jak i do innych sytuacji z wyspy i nie chciałabym mówić źle o kimkolwiek. Rozstaliśmy się na wyspie po uprzednim uściśnięciu dłoni. Co się działo na wyspie, tam już zostało.

Źródło: Polsat

SP: Pod koniec sezonu całkowicie zdominowałaś grę wygrywając konkurencję za konkurencją, dzięki czemu miałaś też możliwość wyboru drugiego finalisty. Dlaczego wybrałaś Pawła? Kierowałaś się tylko i wyłącznie serduchem, czy może uznałaś, że z Pawłem masz większe szanse na wygraną?

K: Wejście do finału z pozycji zwycięzcy było dla mnie priorytetowe. Nikt nie odpuszczał ani na krok, za to mi udało się zachować jakąś nadprzeciętną koncentrację. Uważam, że każdemu, kto dotrzymał do 10 odcinka, należał się ten finał. Maczo dodatkowo przetrwał zachowując poczucie humoru, którego coraz bardziej brakowało pod koniec. Wbrew temu co sugerował Paweł, wcale nie umawiałam się z Maczo na wzajemny wybór do finału. Z moich obliczeń wynikało bowiem, że Maczo miał jakiś zatarg praktycznie z każdym uczestnikiem jury i to właśnie z nim mam największą szanse na wygraną. Wybór Pawła z mojej perspektywy był opcją trudniejszą, za to stanowił takie zwieńczenie wszystkiego, co było dla nas na tej wyspie ważne.

SP: A gdybyś miała wybierać pomiędzy Pawłem a Danielem, kto zasiadłby obok Ciebie w finale i dlaczego?

K: Potencjalny wybór pomiędzy Pawłem i Danielem był moją wyspową bolączką. Jej wynik niech pozostanie tajemnicą.

SP: W finale wygrałaś ogromną przewagą głosów. Czy zaskoczył Cię taki wynik?

K: Głosy jury ułożyły się trochę inaczej niż moje przewidywania. Kilka osób po ogłoszeniu wyników powiedziało mi, że zmieniło zdanie już na samej finałowej radzie plemienia, która, jak sobie wyobrażacie, trwała znacznie dłużej niż te kilka minut pokazane w odcinku. Podczas tej rady jury zadawało nam sporo pytań i możliwe, że odpowiedz na nie przyczyniała się do ostatecznego podziału głosów. Jestem dumna z siebie, że od powrotu z wyspy do odcinka finałowego nie wypytywałam jury o ich głosy, jak również z tego, że udało mi się utrzymać w kompletnej tajemnicy przed rodziną i znajomymi fakt, że jestem w finale. Doprowadziło to do tego, że w dniu finału zawoziłam swoją siostrę i jej chłopaka na samolot do Australii. Najpierw poleciały łzy na lotnisku podczas pożegnania, a później drugi raz, jak zobaczyłam ich oboje na widowni i dowiedziałam się, że anulowali swoje bilety, byle tylko być na finale.

SP: Jakie jest Twoje najmilsze wspomnienie z pobytu na wyspie?

K: Na wyspie czułam się bardzo dobrze zarówno psychicznie jak i fizycznie. Poza powolnymi porankami, które zawsze są dla mnie małą gehenną, to przez resztę dnia patrzyłam na świat przez różowe okulary – dosłownie i w przenośni! Świetnie wspominam wizytę z Danielem w lokalnej wiosce i wspólne wyjadanie kruszonki z ciasta jeszcze przed dotarciem do wioski. Z resztą mam całą masę wspaniałych historii, na wspomnienie których będę śmiać się jeszcze po 30 latach.

Źródło: Polsat

SP: Jesteś osobą, która może ocenić ten program z dwóch różnych perspektyw – uczestnika, ale też i fanki formatu. Bardzo ciekawi mnie Twoja ocena Wyspy Przetrwania w porównaniu z zagranicznymi edycjami, które miałaś przyjemność obejrzeć. Jak Twoim zdaniem Polsat poradził sobie z realizacją show?

K: Wydaję mi się, że ze względu na uczestnictwo w programie moja ocena nie będzie zbyt obiektywna. Byłam (i jestem) pod ogromnym wrażeniem przygotowania logistycznego realizacji zdjęć. Co zresztą widać po świetnych ujęciach. Rażąca różnica w porównaniu z zagranicznymi edycjami jest w liczbie odcinków. Więcej czasu antenowego pozwoliłoby może na ciekawsze prowadzenie historii poszczególnych bohaterów, a ludzie od montażu nie głowiliby się jak w 88 minut, które przypadają na jeden odcinek, wcisnąć dwie konkurencje, radę plemienia, życie obozowe, potencjalne knucie, no i konkurs smsowy (uśmiech). Ten brak czasu antenowego dał się odczuć najbardziej w finałowym odcinku.

SP: Czy coś byś zmieniła?

K: Osobiście zrezygnowałabym z części zadań fizycznych na rzecz konkurencji umysłowych.

SP: W grze pojawiło się też sporo twistów – czarny głos, nagła śmierć, negocjacje, pary, naszyjnik nietykalności. Z jednej strony twisty nadają dynamiki i cieszę się, że się pojawiły. Moim zdaniem jednak było ich za dużo, a w efekcie „zwykły widz” nie udźwignął tematu i się w tym pogubił. Mam też wrażenie, że niektóre z nich były mocno nietrafione. A jaka jest Twoja opinia na temat każdego z tych twistów? Czy z któregoś z nich byś zrezygnowała, a może wprowadziłabyś jakiś inny?

K: Zatem od początku. Myślę, że ciekawym twistem był czarny głos, który stanowił swoistą zemstę wyeliminowanego zawodnika. Lubię ten twist dodatkowo, bo to on nam dał przewagę w jednym z głosowań. Bardzo, ale to bardzo nie przypadły mi do gustu negocjacje, w których 2 zawodników musiało wyrzucić jedną osobę. Wydaję mi się, że najbardziej zabolało Justynę to, że nie miała na to żadnego wpływu, bo jak każdy wolałaby powalczyć w jakieś konkurencji o to miejsce w nowym plemieniu. Nagła śmierć była ciekawa. Jest często wykorzystywana w Koh-Lancie, a na tej właśnie licencji opierała się Wyspa Przetrwania. W nagłej śmierci zawodnicy chociaż mieli możliwość powalczyć o swoje dalsze losy. Pojedynek 1:1 – według mnie pomysł byłby fajny, gdyby konkurencja opierała się na rywalizacji umysłowej, a nie fizycznej. Nie wiem, co ja bym tam zrobiła, gdyby to mi przyszłoby stawić się w tym pojedynku z Bartkiem. Pary to kontrowersyjny twist, który pociągał konsekwencje automatycznie dla 2 osób, ale nie mam co narzekać. Dodam jeszcze, że przemieszanie plemion było ciekawie rozwiązane, bo chyba lepsze to niż wymiana pojedynczych zawodników. Naszyjnik nietykalności to oczywiście super sprawa. Wydawało się tylko, że szukanie go to była kara, a nie nagroda za wygraną. Uwielbiam twist „Secret Advantage” (sekretna przewaga), który pojawił się na początku, jednak w formie innej niż bym się tego spodziewała.

SP: Twoja gra wywołała na naszym forum dużo emocji, zwłaszcza że byłaś pierwszym uczestnikiem, który się z nami skontaktował, co wywołało w nas ogromną euforię. Od samego początku miałaś więc wśród nas bazę fanów, ale to też oznaczało, że były wobec Ciebie spore oczekiwania. Wiele osób było rozczarowanych, że nie prowadziłaś mocno strategicznej gry, trzymałaś się jednego sojuszu i nie dokonywałaś blindsidów. Z drugiej strony nie zawsze o to w tej grze chodzi – dobra gra „under the radar” moim zdaniem nie jest złym pomysłem, a na pewno nie była w Twoim przypadku. W końcu zwyciężyłaś, a mam też wrażenie, że wszystkie zwroty akcji i wydarzenia układały się na Twoją korzyść – no może poza nagłą śmiercią, kiedy tak naprawdę byłaś zagrożona chyba jeden jedyny raz. Można więc podsumować to tak, że prowadziłaś cichą, ale logiczną i skuteczną grę, a do tego miałaś świetny socjal, za co byłaś chwalona. Nie było jednak w tej grze fajerwerków, za co byłaś krytykowana. Jak sama oceniasz swoją grę?

K: Faktycznie miejscami wyglądało na to, że inni uczestnicy to jakieś wyższe stadium rozwoju, a ja to „strategiczny Biskupin”(śmiech). Jednak prawda jest taka, że ani razu nie czułam się zagrożona. A w tym aspekcie moja intuicja może konkurować z najczulszym sejsmografem, więc jakiekolwiek próby poprawienia mojej sytuacji były po prostu zbędne. Starałam się być jeden krok do przodu, a stworzony sojusz niejako pomagał mi w trzymaniu ręki na pulsie. Co do własnej gry mogę powiedzieć tyle, że była… skuteczna (śmiech). I mam taką cichą satysfakcje, że jednak kilka kluczowych sytuacji zależało ode mnie. Nie jest tajemnicą, że specjalnie przegrałam konkurencje z robakami, aby Klotzek nie zbliżył się do naszyjnika nietykalności. Kilkanaście kamer wycelowanych we mnie z pewnością  wychwyciło jeszcze kilka ciekawostek podczas konkurencji, jednak szkoda, że zostało to pominięte na etapie montażu. Szkoda też, że nie pokazano genialnie wyreżyserowanej kłótni w obozie miedzy mną, Pawłem i Wiśnią w sprawie naszyjnika, w wyniku której Macho i Wiśnia oddali naszyjnik, co zostało przez niektórych odebrane jako kompletna oznaka braku planowania. Pomijam fakt, że jak chłopaki szukali naszyjnika, to ja większość tego czasu przeznaczyłam na szukanie drugiego na terenie naszej wyspy, co mi się wtedy wydawało logiczne. Teraz się pukam w czoło, jak o tym myślę. Wydaje mi się, że wytrawny fan tego formatu oczekiwał zagrywek rodem z zagranicznych edycji, w którym poziom strategii jednak kształtował się przez wiele sezonów. Prawda jest taka, że ¾ widzów dopiero musiała się oswoić z oryginalnym formatem programu.

SP: Jak odniesiesz się do tych wszystkich komentarzy – zarówno pozytywnych jak i negatywnych?

K: Co do komentarzy, to wszyscy wiemy dobrze, że jak ktoś decyduje się przykleić komuś naklejkę z napisem „zły”, to w Polsce używa się do tego najmocniejszego dostępnego kleju. Dlatego z Danielem prowadziliśmy ranking „najgorszych” komentarzy na nasz własny temat. Parafrazując jeden z moich ulubionych to: „Wygrałam, bo mam małe stopy” (śmiech). Powiedz mi to w sklepie obuwniczym szukając czegoś na nr 43.

SP: Jako fani programu jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że to zwycięzcy kreują historię opowiadaną w danym sezonie. Zazwyczaj to pod nich układany jest montaż odcinków. Przyznam szczerze, że przed finałem na zwycięzcę stawiałem Daniela lub Maczo właśnie z tego powodu. Wiele osób było zaskoczonych, gdy do finału weszłaś razem z Pawłem, gdyż w odcinkach byliście chyba najmniej pokazywanymi osobami z całej szesnastki. W efekcie w sieci pojawiło się sporo komentarzy, że w finale zmierzyły się osoby „nijakie”, które w żaden sposób się nie wyróżniały. Oczywiście nie zgadzam się z tą opinią, jako że miałem tę przyjemność poznać Cię podczas finału show i wiem, że jesteś kobietą z charakterem, pogodną, sympatyczną i bardzo energiczną. Jestem ogromnie rozczarowany tym, że kompletnie tego nie pokazano w odcinkach. Moim zdaniem Twoja historia jako zwyciężczyni została bardzo źle przedstawiona i produkcji należy się za to krytyka. Jak sama oceniasz montaż swojej postaci?

K: Do skomentowania tego przytoczę tu anegdotę, w której to moi znajomi podczas oglądania pierwszego odcinka umówili się, że wzniosą toast za każdym razem, kiedy coś powiem w telewizji. Oczywiście bardzo szybko ta reguła musiała zostać zweryfikowana, bowiem prędzej by im te napoje wyskokowe wygazowały, niżby usłyszeli mój głos. Nawet nikt nie wiedział, czy na wyspę płynęłam na tratwie, czy wpław (śmiech). Zwykle więc w przerwie reklamowej miałam telefon, w którym niejako tłumaczyłam, co się ze mną działo. Widzowie natomiast tworzyli swoje opinie i komentowali bazując tylko na dostarczanych im informacjach. A to co wiedzą o tym, co się działo na WP, można zapisać na łepku od szpilki, a jeszcze zostałoby miejsce na „Ojcze nasz”. Dlatego rozumiem, że mój udział w finale był dla niektórych wizualnym odpowiednikiem zgrzytania paznokciem po tablicy. Do tej pory w ramach żartu podczas spotkań z Danielem i Pawłem proszę ich o odwrócenie się, bo „nie poznaję, czy to na tych plecach prześlizgnęłam się do finału” (śmiech).

SP: Masz żal do produkcji, że poświęcono Ci tak mało czasu antenowego?

K: Nie będę nikogo rozliczać z wykonanej pracy czy przyznanego mi czasu antenowego.  Ja zapamiętam mój udział na Wyspie Przetrwania trochę inaczej niż to zostało pokazane, ale są to świetne wspomnienia i to dla mnie jest najważniejsze.

Źródło: Polsat

SP: Nasi forumowicze z chęcią poznają odpowiedzi na kilka dodatkowych pytań ogólnie związanych z Survivor. Które edycje obejrzane przez Ciebie spodobały Ci się najbardziej?

K: Nie zaskoczę pewnie nikogo mówiąc, że mój ulubiony to 1 sezon amerykańskiej wersji – w końcu od tego dla mnie wszystko się zaczęło. Ale wystarczy obejrzeć świetny 20 sezon Heroes vs Villains, żeby zobaczyć jak dużo zmieniło się w grze na przestrzeni tych wszystkich sezonów. Chyba statystycznie to ten sezon jest wskazywany przez fanów jako ich ulubiony. Nie ukrywam, że jestem też ogromnym fanem edycji australijskiej, np. wspomniany sezon 4, kiedy to Henry wymyślił sobie nową osobowość na potrzeby gry, czy też Jericho, który jadł ciastka ze słoika tuż za plecami głodującej grupy. Już sobie wyobrażam, jakie komentarze spadłyby na głowę osoby, która zrobiłaby taki manewr w polskiej edycji (śmiech), a tam zostało to odebrane jako świetne zagranie.

SP: Są może jacyś uczestnicy, do których sama byś porównała siebie i swoją grę?

K: Boję się, że moja gra przypominała bardzo grę Kristie B. z trzeciej edycji australijskiej, której nie lubiłam (śmiech).

SP: Czy mogłabyś rozwikłać największą zagadkę na naszym forum – czy jesteś w jaki sposób spokrewniona z Erin Cebulą robiącą przed rozpoczęciem edycji wywiady z uczestnikami dla ET Canada?

K: Co do Erin Cebula, to kto nie chciałby być z nią spokrewniony? Niestety nie jesteśmy rodziną.

SP: Na tę chwilę nie wiadomo, czy powstanie druga edycja Wyspy Przetrwania. Może podpowiesz fanom, którzy marzą o tej przygodzie, jak dobrze wypaść na castingu?

K: Nie wiem jakimi kategoriami kierowały się osoby prowadzące casting i jaki profil uczestnika był pożądany. Ja po prostu tam poszłam i powiedziałam co nieco o sobie. Gdybym tylko była pewna, że to będzie skuteczny sposób, to bym namawiała do zatańczenia kankana w stroju Zorro.

SP: Od finału minęło już kilka miesięcy. Czy zwycięstwo i wygrana wpłynęły w znaczący sposób na Twoje życie?

K: Zwycięstwo zdecydowanie wpłynęło na moje życie, bo wbrew wcześniej planowanemu powrotowi do Australii, zostałam w Polsce.

SP: Jesteś rozpoznawana i zaczepiana na ulicy?

K: Zdarzają się jeszcze miłe zaczepki na ulicy i jestem w szoku za każdym razem, jak ktoś mnie rozpozna. Ostatnio pewna pani powiedziała, że rozpoznała mnie po głosie.

SP: Z Twoich wywiadów wiem, że nie jesteś zainteresowana show-biznesem. Powiedziałaś też, że nie wzięłabyś udziału w Tańcu z Gwiazdami, a szkoda, bo z chęcią bym Cię tam zobaczył. Może jednak skusiłabyś się na udział w Agencie lub Azja Express, oczywiście jeśli to by nie była konkurencyjna stacja?

K: Agent i Azja Express to zdecydowanie bardziej mój klimat niż Taniec z Gwiazdami, między innymi ze względu na brak smsów od widzów. Niektórzy bowiem nadal nie wiedzą, że kamera dla wielu jest tym, co budka telefoniczna dla Clarka Kenta, który dopiero tam zamienia się w Supermana.

SP: Z mediów społecznościowych widać jest, że razem z innymi uczestnikami utrzymujecie stały kontakt, a wasza przyjaźń przetrwała próbę czasu. Założyliście specjalny fanpage „Wyprawa Survival – Mataka”, na którym można poznać organizowane przez was aktywności takie jak wyprawa skitour, wyprawa biegówki, wyprawa turbacz. Czy zechciałabyś opowiedzieć nieco więcej o tej inicjatywie, a także o kolejnych planowanych przez was aktywnościach?

K: Kontakt mam z wszystkimi uczestnikami, jednak to z „czwórkowym sojuszem” spotykamy się najczęściej. Po kilku prywatnych wyjazdach stworzyliśmy inicjatywę Wyprawa Survival – Mataka, dzięki której zawsze mamy okazję się spotkać. Pierwszy wyjazd był dedykowany dla znajomych, ale kiedy liczba chętnych przewyższyła liczbę miejsc w schronisku, obiecaliśmy, że zorganizujemy kolejny wyjazd. Ostatni z nich to rowerowo-kajakowa majówka w Pieninach. Już nie mogę doczekać się kolejnego lipcowego projektu, który będzie iście matakowym challengem rodem z Wyspy. Żaden z dotychczasowych wyjazdów nie był aż tak zwariowany!

SP: Czy każdy fan programu czy też „zwykły widz” może się na taki wyjazd zapisać i was poznać?

K: Każdy będzie mógł się zmierzyć, więc już zapraszam każdego, w którym płynie krew przygodo-entuzjasty!

SP: Czy gdybyś otrzymała propozycję ponownego udziału w Wyspie Przetrwania w edycji typu All Stars, zdecydowałabyś się?

K: All stars? Ja już jestem spakowana!

SP: Czy cokolwiek byś wtedy zmieniła w swojej grze?

K: Można założyć, że taka edycja odbyłaby się dopiero po kilku sezonach, gdzie poziom gry i strategii byłby już kompletnie inny. Zdecydowanie byłabym gotowa na jedzenie ciastek za plecami głodującej grupy!

One thought on “Katarzyna Cebula o swoim pobycie na Wyspie Przetrwania”

  1. Świetny wywiad, jak go czytałam, to miałam wrażenie, że stoję obok i Was słucham. Kasia cieszę się, że znalazłaś czas, żeby odpowiedzieć na te kilka pytań od naszej redakcji, a redakcji (Łukaszowi?) za przeprowadzenie wywiadu 🙂

    Jak tak się czytało ten wywiad, to aż się zatęskniło za edycją.

    Hmm… a zastanawialiście się nad przeprowadzeniem wywiadu z prowadzącym?

Dodaj komentarz